Kiedy pisze się o absurdach obecnych w polskiej przestrzeni publicznej, nie można nie odwołać się do twórczości Sławomira Mrożka. Choć sam wielki dramatopisarz obrażał się za stwierdzenia, że jakiś element rzeczywistości jest „jak z Mrożka”, trudno znaleźć inne określenie na istnienie w polskim porządku prawnym obowiązku uiszczania opłaty skarbowej na rzecz wójta (burmistrza, prezydenta miasta) od złożenia pełnomocnictwa w postępowaniu przed sądem lub przed organem administracji publicznej - pisze adwokat Maciej Marek Kamiński.

W Polsce jesteśmy przyzwyczajeni do wielu absurdów. Nie dziwi nas np., kiedy na dworcu kolejowym w Sopocie widzimy dwa perony, przy czym przy peronie pierwszym znajdują się tory nr 1 i nr 2, a przy peronie drugim - tory nr 501 i nr 502. Ponumerowanie tych torów numerami 3 i 4 byłoby przecież zbyt oczywiste. Nie dziwi nas, że w Warszawie Sąd Rejonowy dla Warszawy Mokotowa ma siedzibę nie na Mokotowie, lecz na Woli, a Sąd Rejonowy dla Warszawy Woli - nie na Woli, lecz na Żoliborzu. Obok tego typu rzeczy przechodzimy często obojętnie także dlatego, że niewiele nas to obchodzi, tak jak wszechogarniający chaos i nieład przestrzenny.

Podobnie jako oczywistość większość z nas przyjmuje funkcjonowanie takich, a nie innych podatków i innych danin publicznych, które dla niepoznaki nie są nazywane podatkami, a są po prostu pozbawianiem obywateli ich ciężko zarobionych pieniędzy, aby jeden lub drugi urzędnik mógł przyznać sobie trzynastkę.

Polscy politycy nie przyswoili sobie do dziś oczywistej zależności, którą obrazuje tzw. krzywa Laffera, że po przekroczeniu pewnego poziomu opodatkowania dalszy wzrost podatków nie tylko nie prowadzi do wzrostu wpływów budżetowych, ale wręcz do ich spadku.

O ile jednak niektóre z podatków można próbować w mniej lub bardziej przekonujący sposób uzasadnić, o tyle istnieją podatki, których absurdalność bije po prostu po oczach. Nikt tego jednak nie zauważa. Nie zauważa tego władza publiczna i to można zrozumieć. Trudniej jednak pojąć dlaczego nie zauważają tego obywatele.

Kiedy pisze się o absurdach obecnych w polskiej przestrzeni publicznej, nie można nie odwołać się do twórczości Sławomira Mrożka. Choć sam wielki dramatopisarz obrażał się za stwierdzenia, że jakiś element rzeczywistości jest „jak z Mrożka”, trudno znaleźć inne określenie na istnienie w polskim porządku prawnym obowiązku uiszczania opłaty skarbowej na rzecz wójta (burmistrza, prezydenta miasta) od złożenia pełnomocnictwa w postępowaniu przed sądem lub przed organem administracji publicznej.

W swoim słynnym dramacie „Męczeństwo Piotra Oheya” Mrożek przedstawia taką oto absurdalną sytuację, że któregoś dnia okazuje się, iż w domu tytułowego bohatera, w rurach w łazience, mieszka tygrys. Jedną z konsekwencji tego faktu jest przybycie do jego domu poborcy podatkowego, który wskazuje, że Piotr Ohey będzie musiał zapłacić podatek od obecności w jego domu tego zwierzęcia. Główny bohater stara się zadawać pytania i dowiedzieć się z czego właściwie ten obowiązek miałby wynikać. Dla poborcy sprawa jest jednak jasna - skoro tygrys mieszka u Oheya, to Ohey, a nie kto inny, musi zapłacić od niego podatek. Logiczne? Logiczne.

A teraz przejdźmy do obowiązującego w Polsce prawa. Zgodnie z ustawą o opłacie skarbowej, opłacie tej podlega m.in. złożenie dokumentu stwierdzającego udzielenie pełnomocnictwa albo jego odpisu, wypisu lub kopii w sprawie z zakresu administracji publicznej lub w postępowaniu sądowym. Od zasady tej istnieją pewne wyjątki, np. nie ma tego obowiązku w sprawach alimentacyjnych ani w postępowaniach karnych. Co do zasady jednak przepisy ustawy wiążą powstanie obowiązku podatkowego z faktem złożenia dokumentu pełnomocnictwa (albo jego odpisu, wypisu lub kopii) w postępowaniu przed organem administracji publicznej lub przed sądem. Organem podatkowym właściwym do pobierania opłaty skarbowej jest wójt (burmistrz, prezydent miasta), a wysokość opłaty skarbowej wynosi 17 zł od każdego stosunku pełnomocnictwa.

Jakie jest ratio legis tych przepisów? Wydaje się, że po prostu go nie ma. Jedynym wyjaśnieniem jest niepohamowany fiskalizm państwa. Ani bowiem sąd, ani organ administracji publicznej nie ponosi żadnych dodatkowych kosztów związanych z udziałem pełnomocnika w postępowaniu. Mało tego, udział pełnomocnika może niejednokrotnie zasadniczo przyczynić się do zmniejszenia takich kosztów. Żeby było jeszcze śmieszniej, w jedynym przypadku, w którym sąd lub organ musi wykonać jakąkolwiek czynność związaną z przystąpieniem pełnomocnika do postępowania, tj. w przypadku gdy pełnomocnictwo udzielane jest do protokołu i trzeba ten protokół spisać - pełnomocnictwo takie nie podlega opłacie skarbowej, albowiem nie mamy w tym przypadku do czynienia ze złożeniem dokumentu pełnomocnictwa.

Ponadto jest oczywiste, że fakt przystąpienia pełnomocnika do postępowania toczącego się przed sądem lub przed organem administracji publicznej nie wiąże się z tym, aby sąd lub organ administracji publicznej świadczył wobec obywatela jakąkolwiek usługę publiczną, za którą ekwiwalentem byłaby zapłacona opłata skarbowa. Po prostu opłata skarbowa należy się i tyle.

W gruncie rzeczy wójt (burmistrz, prezydent miasta) mógłby równie dobrze pobierać podatek od każdej osoby spacerującej po terenie danej jednostki samorządu terytorialnego. Albo od wejścia petenta do urzędu gminy. To ostatnie miałoby może nawet większe uzasadnienie - zajęcie się petentem może oderwać urzędnika od picia porannej kawy. Brzmi absurdalnie? Nie bardziej niż funkcjonowanie opłaty skarbowej od pełnomocnictw.

Sytuacja robi się jednak mniej śmieszna, gdy uświadomimy sobie, że konieczność opłacania tego absurdalnego podatku podnosi zupełnie niepotrzebnie koszty osób, które chcą skorzystać w postępowaniu sądowym lub administracyjnym z usług profesjonalnego pełnomocnika (adwokata, radcy prawnego). I to wszystko w sytuacji gdy w Polsce ze wszystkich sił trzeba zachęcać obywateli do korzystania z profesjonalnej pomocy prawnej, a bardzo duża liczba młodych wysoko wykwalifikowanych prawników nie może znaleźć na rynku zleceń. To już najwyższy czas, aby Naczelna Rada Adwokacka zaczęła lobbować za zniesieniem tej niesprawiedliwej i pozbawionej jakiegokolwiek sensu daniny. Apeluję do NRA aby przedstawiła władzy publicznej odpowiedni projekt legislacyjny w tym zakresie.

Niestety źle od wielu lat funkcjonujący w Polsce system podatkowy w bardzo szerokim zakresie służy zabieraniu ludziom owoców ich pracy, a następnie uszczęśliwianiu ich na siłę poprzez oferowanie w zamian lichej wartości usług publicznych, które mogliby kupić sobie na rynku - gdyby nie zabierano im ich pieniędzy. W przypadku przeze mnie opisanym jest jednak jeszcze gorzej, bo tu po prostu chodzi o zabranie ludziom pieniędzy i nie danie im niczego w zamian.

Dlaczego właśnie pan ma płacić podatek od tego tygrysa? Dlatego, że ten tygrys mieszka właśnie u pana.

adw. Maciej Marek Kamiński, adwokat prowadzący kancelarię adwokacką w Warszawie