Czy to możliwe, żeby administracja zamawiała za publiczne pieniądze ekspertyzy, a potem nie była ich w stanie udostępnić? Okazuje się, że tak. Młody bloger Karol Breguła poprosił Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji o udostępnienie opinii i materiałów na temat ponownego wykorzystania informacji publicznej (reuse) zamówionych przez resort. Z jego informacji wynikało, że ich autorami byli: dr Grzegorz Sibiga i mec. Xawery Konarski. Miały one stanowić bazę do opracowania założeń zmian legislacyjnych.
W sumie resort zapłacił za nie powyżej 13 tys. zł. Poszukiwania ekspertyz w resorcie nie przyniosły jednak efektu. „MSWiA dysponuje jedynie rachunkami oraz protokołami odbioru dzieł, które potwierdzają wykonanie usług określonych w ww. umowach” – odpowiada resort blogerowi w oficjalnym piśmie.
Z korespondencji wynika, że opinie zamówiono na potrzeby ówczesnego departamentu informatyzacji MSWiA, który potem wszedł w skład Ministerstwa Administracji i Cyfryzacji. „Uprzejmie informuję, iż po przeprowadzeniu szczegółowej kwerendy Centralne Archiwum MSWiA nie stwierdziło przedmiotowych dokumentów w swoim zasobie archiwalnym. Ponadto z dokumentacji dotyczącej brakowania akt wynika, iż brakowaniu nie podlegały materiały dotyczące ekspertyz wykonanych przez Pana Sibigę oraz Pana Konarskiego” – usprawiedliwia się MSWiA i odsyła do Ministerstwa Cyfryzacji.
Karol Breguła skierował więc odpowiedni wniosek do resortu cyfryzacji. Tu jednak znów rozczarowanie: ministerstwo poinformowało go, że „dołożyło staranności i poczyniło wszelkie możliwe działania w kierunku udostępnienia ekspertyz”. Jak zapewnia, przeanalizowane zostały zasoby komputerowe i papierowe zgromadzone w MC. „Nie jest jednak możliwe przeszukanie zasobów dr Wojciecha Wiewiórowskiego, który w momencie potwierdzenia odbioru ww. ekspertyz był dyrektorem departamentu informatyzacji MSWiA, a obecnie nie jest już pracownikiem MC”– czytamy w piśmie.
W tej sytuacji bloger zwrócił się z apelem na Facebooku dopytując, czy ktoś może dysponuje kopią tych opracowań i poratuje ministerstwa. Inaczej będzie bowiem zmuszony złożyć zawiadomienie do prokuratury w sprawie uporczywego nieudostępniania danych stanowiących informację publiczną.
Na ten apel zareagował dr Wojciech Wiewiórowski, obecnie zastępca europejskiego inspektora ochrony danych osobowych. Były krajowy GIODO znalazł bowiem w swoich zasobach plik z jedną z ekspertyz – autorstwa dr Sibigi – ale z własnymi uwagami i przeróbkami, które stały się podstawą do stworzenia założeń ustawy. Co stało się z wersją pierwotną? Wciąż nie wiadomo.
– Jestem mocno zaniepokojony, gdy ministerstwa tracą swoją dokumentacje, a nikt nie wie, dlaczego i w jaki sposób – komentuje Breguła.
Tłumaczy, że na podstawie ustawy o narodowym zasobie archiwalnym (t.j. Dz.U. z 2015 r. poz. 1446) organy państwowe obowiązane są zapewnić odpowiednią ewidencję, przechowywanie oraz ochronę przed uszkodzeniem, zniszczeniem bądź utratą swojej dokumentacji.
– Niszczenie materiałów archiwalnych – nawet nieumyślne – zagrożone jest odpowiedzialnością karną. Także z tego względu sprawa powinna zostać wyjaśniona przez ministerstwa, bo przecież mogły zaginąć także inne dokumenty – podkreśla bloger.