Umorzone w znacznej części tajne śledztwo w sprawie powoływania się na wpływy m.in. w Sądzie Najwyższym i podejrzenia korupcji zostało na nowo podjęte i przekazane do prowadzenia przez wydział zamiejscowy Prokuratury Krajowej w Lublinie - podała Prokuratura Krajowa.

Prokurator Antoni Markocki z lubelskiego wydziału zamiejscowego departamentu do spraw przestępczości zorganizowanej i korupcji Prokuratury Krajowej powiedział PAP, że sprawa została podjęta przez Prokuraturę Regionalną w Gdańsku 8 sierpnia, a następnie Prokuratura Krajowa zdecydowała o przekazaniu jej do dalszego prowadzenia do Lublina. „Śledztwo zostało przedłużone do 28 listopada” – dodał. Nie ujawnił jednak żadnych szczegółów.

W czerwcu 2015 r. gdańska prokuratura umorzyła główne wątki tajnego postępowania związanego z z korupcją i powoływaniem się na wpływy w Sądzie Najwyższym, głównie z powodu braku możliwości procesowego wykorzystania materiałów zebranych przez CBA. Rzecznik prasowy gdańskiej prokuratury Mariusz Marciniak informował wtedy, że umorzenie śledztwa w czterech wątkach związanych z korupcją i powoływaniem się na wpływy, nastąpiło z powodu "braku danych dostatecznie uzasadniających podejrzenie popełnienia czynu zabronionego" lub "wobec stwierdzenia, iż dana osoba nie popełniła przestępstwa".

W ramach śledztwa przesłuchano m.in. osoby, które na różnych etapach postępowania sądowego zajmowały się sprawą cywilną toczącą się przed Sądem Okręgowym we Wrocławiu (to przy okazji tej sprawy miało dojść do korupcji i powoływania się na wpływy), a także uczestników tego postępowania i osoby postronne.

Najobszerniejszą część materiału dowodowego w sprawie stanowiły materiały niejawne, w tym uzyskane przez CBA w ramach czynności operacyjno-rozpoznawczych. Prokurator wyjaśniał, że "w świetle obowiązujących obecnie procedur, jak i ugruntowanego już orzecznictwa, nie było możliwe procesowe wykorzystanie wszystkich zebranych dowodów o charakterze niejawnym". Powołując się na tajny charakter materiału dowodowego zebranego przez CBA, prokuratura odmówiła dalszych wyjaśnień.

Gdańscy śledczy (w przeciwieństwie do prokuratorów z Krakowa, którzy wcześniej zajmowali się tą sprawą) uznali, że CBA nie złamało prawa przeprowadzając czynności operacyjne.

Tajne postępowanie w tej sprawie wszczęła w październiku 2009 r. Prokuratura Apelacyjna w Krakowie po zawiadomieniu złożonym przez CBA na podstawie materiałów zdobytych przez podczas działań operacyjnych. Sugerowały one na to, że na przełomie 2008 i 2009 r., w związku z postępowaniem cywilnym (prowadzonym przez Sąd Okręgowy we Wrocławiu) doszło do korupcji i powoływania się na wpływy w Sądzie Apelacyjnym we Wrocławiu i Sądzie Najwyższym.

Krakowska prokuratura apelacyjna umorzyła śledztwo w 2012 r. informując, że w jego toku "nie zgromadzono materiałów uzasadniających podnoszenie zarzutów popełnienia przestępstw korupcyjnych wobec sędziów Sądu Najwyższego". Prokuratorzy doszli też do wniosku, że CBA zgromadziło materiały operacyjne bez podstawy prawnej i wbrew przepisom, a ówczesny szef Biura Mariusz Kamiński wyłudził zgodę na stosowanie podsłuchu na podstawie faktów niezgodnych z rzeczywistością.

Kilka miesięcy później Prokuratura Generalna po analizie akt śledztwa uznała, że decyzja o umorzeniu była przedwczesna; sprawa została podjęta na nowo i przekazana do dalszego prowadzenia do Gdańska. Jak wyjaśniał wtedy rzecznik Prokuratury Generalnej Mateusz Martyniuk istniała możliwość odmiennej interpretacji przepisów, „która pozwoliłaby prokuratorom uznać za dowód wyniki niektórych czynności operacyjno-rozpoznawczych” CBA.

O sprawie pisała "Gazeta Polska". W publikacji pt. "Seremet chroni kolegów przed prokuraturą" w 2012 r. napisała, że "jedną z kluczowych postaci tej afery jest sędzia SN (...), dobry znajomy prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta". Gazeta podała nazwiska sędziów, którzy - według niej - byli przedmiotem operacji specjalnej CBA o kryptonimie "Alfa". Pisano m.in., że jeden z sędziów SN miał pomóc rozpracowywanemu przez CBA pośrednikowi w napisaniu pisma procesowego do SN, które inny sędzia SN - po kontakcie z tym pośrednikiem - przyjął potem do rozpoznania przez SN.

Wskazani w publikacji sędziowie SN zaprzeczyli zarzutom opisanym w "GP". Pierwszy prezes SN Stanisław Dąbrowski (zmarły w 2014 r.) oraz szef i sędziowie Izby Cywilnej SN wyrażali "oburzenie oraz zdecydowany protest przeciwko bezpodstawnemu pomawianiu" sędziów SN o działania korupcyjne. Oświadczyli, że "zawarte w doniesieniach prasowych spekulacje, pełne sprzeczności i niedomówień, nieprawdziwe i niemające pokrycia w faktach, w sposób niedopuszczalny podważają autorytet sędziów i zaufanie do najwyższego organu wymiaru sprawiedliwości w Polsce".

W listopadzie 2014 r. Telewizja Republika opublikowała natomiast zapis rzekomej rozmowy, jaka odbyła się między sędzią SN a sędzią NSA. Ze stenogramu wynikało, że ten ostatni skonsultował się z sędzią SN w sprawie pewnej kasacji. Sędzia SN rzekomo wysłał także sms do sędziego NSA, w którym poinformował go, że poprosił o "życzliwość" sędziego rozpatrującego omawianą kasację.

(PAP)

ren/ aks/ malk/ EŚ