Mężczyzna, któremu pracodawca stanowy wypowiedział umowę po tym, jak przyłapał go na paleniu marihuany w godzinach pracy, wygrał w Sądzie Najwyższym stanu Connecticut. Sędziowie uznali, że kara była zbyt surowa.

Gregory Linhoff od 1998 r. był zatrudniony na stanowisku konserwatora w centrum zdrowia Uniwersytetu w Connecticut. W 2012 r. policjant nakrył go na paleniu marihuany w samochodzie należącym do pracodawcy i natychmiast go aresztował. Zarzuty wobec mężczyzny zostały jednak oddalone.

Mimo to stanowa administracja postanowiła zwolnić Linhoffa z pracy, tłumacząc, że była to jedyna adekwatna do jego zachowania kara. Zdaniem urzędników jakakolwiek inna decyzja byłaby złym sygnałem dla pozostałych pracowników. Arbiter, który zajmował się tym sporem, zakwestionował zwolnienie mężczyzny, uznając, że właściwą reakcją w jego przypadku powinno być zawieszenie w obowiązkach służbowych na sześć miesięcy bez prawa do wynagrodzenia oraz nakaz poddawania się niezapowiedzianym kontrolom antynarkotykowym przez rok po przywróceniu do pracy.

Władze stanowe odwołały się od rozstrzygnięcia mediatora do sądu, który przyznał pracodawcy rację, powołując się na naruszenie przez Linhoffa stanowych zasad dotyczących zażywania marihuany. Apelację od wyroku do Sądu Najwyższego złożył następnie związek zawodowy, którego członkiem była zwolniony pracownik.

Siedmioosobowy skład orzekający jednogłośnie stwierdził, że sąd niższej instancji błędnie uchylił decyzję arbitra, gdyż choć polityka stanowa dotycząca palenia marihuany w godzinach pracy pozwala na zwolnienie pracownika, który dopuszcza się takiego występku, to jednak wcale tego nie wymaga. Ich zdaniem postępowanie Linhoffa było w istocie naganne, ale jego dotychczasowa reputacja oraz ocena jego charakteru sugerują, że zasługuje on na drugą szansę. Sędziowie podkreślili też, że sankcja określona przez arbitra była wystarczająco dotkliwa, a jednocześnie zawierała właściwe przesłanie ostrzegawcze dla innych pracowników.