W ostatnich latach często słyszymy o niedozwolonych antykonkurencyjnych porozumieniach. Wystarczy wspomnieć o zmowach cenowych na rynku sprzedaży zegarków z 2015 r. czy nielegalnym porozumieniu bydgoskich taksówkarzy sprzed sześciu lat dotyczącym ustalenia sztywnych cen oferowanych usług.
Michał Orzechowski, adwokat w DLA Piper Wiater sp. k. / Dziennik Gazeta Prawna
Magdalena Zwolińska, adwokat w DLA Piper Wiater sp. k. / Dziennik Gazeta Prawna
Ostatnio z kolei minister rolnictwa wystąpił do prezesa Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów z wnioskiem o zbadanie, czy zakłady przetwórcze skupujące wiśnie nie umawiały się bezprawnie co do zaniżenia cen skupu tych owoców. W ostatnich dniach można było też usłyszeć o zmowie cenowej spedytorów morskich i powietrznych wykonujących usługi między Stanami Zjednoczonymi a innymi krajami, a w Europie głośno było o zmowie cenowej producentów ciężarówek, w związku z którą Komisja Europejska nałożyła na biorących w niej udział przedsiębiorców rekordową karę sięgającą 3 mld euro łącznie.
Porozumienia antykonkurencyjne przedsiębiorców mają więc miejsce cały czas, trudno jednak je wykryć, a jeszcze trudniej udowodnić. Problem z pociągnięciem do odpowiedzialności nie dotyczy jednak tylko samych firm, ale też osób bezpośrednio zaangażowanych w zawiązanie nielegalnego porozumienia. Wbrew powszechnemu mniemaniu nie muszą one wcale należeć do kadry zarządzającej (choć tak było m.in. w przypadku porozumienia producentów samochodów ciężarowych). Praktyka pokazuje bowiem, że często to menedżerowie średniego i niższego szczebla, np. dyrektorzy działów sprzedażowych czy marketingowych, doprowadzają do zawarcia porozumienia ograniczającego konkurencję, a zarząd może być tego nieświadomy. Odpowiedzialności takich osób czy szerzej – szeregowych pracowników – prawo antymonopolowe właściwie nie przewiduje. Trudno będzie też uzyskać od nich naprawienie szkody na gruncie prawa pracy. Co innego, jeśli chodzi o wyższych menedżerów – w ich przypadku za aktywny udział w nielegalnych praktykach polski urząd antymonopolowy może nałożyć karę finansową do 2 mln zł, dotyczy ona jednak tylko osób zarządzających przedsiębiorcą. Jak informuje UOKiK, od chwili jej wprowadzenia, tj. od 18 stycznia 2015 r., urząd nie nałożył jednak żadnej takiej kary, uznając, że do tej pory nie miał sprawy, która by to uzasadniała.
Niewykluczone jednak, że wkrótce w tej kwestii nastąpią istotne zmiany. Już jesienią prezes UOKiK ma bowiem przedstawić nową wizję działania urzędu, nakierowaną teraz w wyższym stopniu na walkę z kartelami. W lipcu zapowiedział, że zamierza zwiększyć wykrywalność niedozwolonych porozumień, wprowadzając nowe instrumenty prawne, a także promując sygnalistów (osoby, które przekazują informacje o nieprawidłowościach, w tym np. zmowach). Zmiany mogłyby więc pójść w kierunku zwiększenia represyjności kar czy objęcia odpowiedzialnością za kartele również pracowników na niższych szczeblach.
Warto przy tym zauważyć, że za decyzją o zaostrzeniu walki z kartelami mogą stać m.in. dosyć liche statystyki urzędu. Z danych UOKiK wynika, że liczba postępowań związanych z zawieraniem niedozwolonych porozumień w ostatnich latach utrzymuje się na stałym poziomie (podobnie będzie zapewne i w tym roku) – maleje jednak liczba decyzji, które prezes UOKiK wydaje w celu nałożenia odpowiednich obowiązków i kar na podmioty odpowiedzialne za te porozumienia. Czy oznacza to, że niezgodnych z prawem praktyk antykonkurencyjnych jest coraz mniej na rynku, czy też może walka z nadużyciami nie jest do końca skuteczna?

Czytaj więcej w Tygodniku DGP >>