Dziennik Gazeta Prawna
opinia
W V wieku naszej ery prawo rzymskie przybrało na Zachodzie postać gmatwaniny ustaw: niezrozumiałych, przeczących sobie wzajemnie, obrażających i wygrażających wszystkim, którzy śmieli nie podzielać wizji wszechwiedzącego władcy. Smutek przenika czytelnika podczas lektury tekstów zebranych w Kodeksie Teodozjusza z 438 r oku.
Niedługo od publikacji tej monumentalnej kompilacji niewydolny organizm polityczny, z którym jego obywatele już dawno temu przestali się utożsamiać, z łoskotem osunął się na ziemię i skonał. Wydaje się, że katastrofę musieli przeczuwać również ówcześni władcy. Jak bowiem można inaczej wyjaśnić te wszystkie przejawy pychy i arogancji? Co tłumaczy nieustanne groźby, nagonki i poszukiwania winnych?
Eksponowane miejsce wśród adresatów cesarskich inwektyw zajmują... sędziowie. Pokuszę się o krótkie streszczenie wizerunku orzekających, jaki wyłania się w treści późnoantycznych ustaw. Władcy nazywają ich perwersyjnymi. Zajmują się oni jedynie jątrzeniem, a skutkiem ich działań jest eskalacja niepokojów. Dlatego ci, którzy sprzeciwiają się władzy, są wichrzycielami, a tym samym... publicznymi wrogami.
Nie brakuje sugestii, że jest to środowisko zdegenerowane i przeżarte korupcją. Cechami, jakimi odznaczają się sędziowie, są bezczelność, nieumiarkowanie, szaleństwo i zatwardziałość. Cechuje ich również nieumiarkowany i niczym nieuzasadniony upór. Ich działania to podłość. Wyroki zyskują miano przestępstwa, niegodziwości, łajdactwa, grzechu oraz skazy. Działania godzące w autorytet władzy opisuje ustawodawca jako uzurpację i bezprawie osób zaślepionych.
To się mogło podobać, prawda? Na użytek onieśmielonej gawiedzi późnoantyczni władcy z upodobaniem wygrażali w swoich ustawach sędziom, co nie przeszkadzało im zarazem podkreślać własnego przywiązania do... prawa. Jeszcze cesarz Majorian w 458 roku przekonywał, że nic złego w państwie się nie dzieje. „Nasza rzeczpospolita chroniona jest orężem, prawami i nienaruszoną czcią dla religii, i z nich czerpie korzyści” – pisał w jednej ze swoich ustaw, choć smutny koniec był już w zasięgu wzroku.
Wkrótce Rzym umarł, ale nie prawo rzymskie. Przetrwał również poklasyczny sposób narracji, który w rodzimym dyskursie politycznym przeżywa ostatnio prawdziwy renesans. Zwykle twierdzę, że każda forma recepcji antycznych wzorców we współczesnym świecie jest dobra. Tym razem jednak nie. Wypowiedzi polityków na temat środowiska sędziowskiego w Polsce sprawiają, że jesteśmy świadkami przerażającego regresu. Nie powinniśmy do tego wracać. ⒸⓅ