Funkcjonujący w Polsce już od ponad 25 lat model, zgodnie z którym to sędziowie czuwają nad procesem wyborczym, w mojej ocenie spełnił pokładane w nim nadzieje.
Uroczystość poświęcona 25-leciu demokratycznego prawa wyborczego i organów wyborczych w Polsce, która pod patronatem i z udziałem prezydenta Andrzeja Dudy odbyła się niedawno na Zamku Królewskim w Warszawie, nie odbiła się szerszym echem w mediach. 5 lipca 2016 r. minęło dokładnie ćwierć wieku od momentu, gdy zarządzeniem prezydenta RP powołana została po raz pierwszy Państwowa Komisja Wyborcza w składzie sędziowskim, z prof. Andrzejem Zollem jako przewodniczącym, będąca od tej pory stałym 9-osobowym organem nadzorującym proces wyborczy. Różniła się tym znacząco od Państwowej Komisji Wyborczej przeprowadzającej czerwcowe wybory w 1989 r., której skład miał charakter wybitnie polityczny – jej członków powoływała Rada Państwa spośród zgłoszonych reprezentantów ugrupowań politycznych: od PZPR po Komitet Obywatelski „Solidarność”.
Zarządzenie prezydenta z 5 lipca 1991 r. było wypełnieniem łacińskiej paremii iudices electionis custodes (sędziowie kustoszami wyborów), która przyświecała także ustawodawcy wprowadzającemu w trakcie procesu transformacji ustrojowej w Polsce system wyborczy, nad którym mieli czuwać sędziowie. Decyzja ta była ze wszech miar słuszna, jeśli zważyć niepodważalną i faktycznie niekwestionowaną wówczas godność urzędu sędziowskiego, wymogi adresowane do osób ubiegających się o dostęp do tego zawodu oraz atrybuty łączące się z funkcją sędziowską, w tym zwłaszcza gwarancję niezawisłości.
Ale przecież można było sobie wyobrazić inną decyzję ustawodawcy. Administracja wyborcza w państwach obcych różni się tradycją historyczną, nazwami i funkcjami poszczególnych organów czy strukturą, w tym podporządkowaniem określonym organom państwowym. Wprawdzie w większości krajów występuje niezależny model, cechujący się strukturą autonomiczną i niepowiązaną z władzą, to jednak w niektórych państwach postawiono na model rządowy, oparty na strukturze władzy wykonawczej (wyborami kieruje minister spraw wewnętrznych lub sprawiedliwości), lub też na model mieszany, który charakteryzuje się powiązaniem aparatu rządowego, organizującego wybory, z niezależnym organem nadzorującym procedurę (np. Hiszpania).
Powszechna Deklaracja Praw Człowieka z 10 grudnia 1948 r. podkreślała: „Wola ludu jest podstawą władzy rządu; wola ta wyraża się w przeprowadzanych okresowo rzetelnych wyborach, opartych na zasadzie powszechności, równości i tajności, lub na innej równorzędnej procedurze, zapewniającej wolność wyborów”. Niestety, zasada ta przez długie lata nie mogła być realizowana w Polsce, rządzonej przez komunistyczne władze, które ordynacją wyborczą do Sejmu Ustawodawczego z 1946 r. sprzeniewierzyły się zarówno porozumieniu jałtańskiemu ustalającemu, że wybory w Polsce będą wolne i nieskrępowane, jak i zapewnieniom manifestu PKWN gwarantującym poszanowanie konstytucji z 1921 r. Wspomniana wyżej ordynacja wyborcza pozwalała dowolnie eliminować zarówno z kandydowania, jak i głosowania każdego, kto został uznany przez PPR i jej formacje policyjne za przeciwnika instalowania systemu komunistycznego.
Dopiero ordynacja z 1991 r., której art. 1 gwarantował, że wybory do Sejmu są wolne, pozwoliła na przeprowadzenie pierwszych w pełni wolnych powojennych wyborów parlamentarnych. Ich skutkiem było przyjęcie Polski do Rady Europy, bowiem spełniła wymóg Protokołu Dodatkowego Nr 1 do europejskiej konwencji praw człowieka – wymóg wolnych wyborów.
W mojej ocenie funkcjonujący w Polsce już od ponad 25 lat system sędziowski spełnił pokładane w nim nadzieje. Nawet w trakcie problemów z liczeniem głosów podczas wyborów samorządowych w 2014 r. nikt racjonalnie myślący nie zarzucał sędziom nieuczciwości ani stronniczości w pełnieniu funkcji komisarzy czy członków Państwowej Komisji Wyborczej.
Znamienne jest, że Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu w sprawie Gahramanli i inni przeciwko Azerbejdżanowi podkreślił, że racja bytu komisji wyborczej polega na zapewnieniu skutecznego administrowania wolnym i uczciwym głosowaniem w sposób bezstronny, co można osiągnąć przez odpowiednią strukturę jej składu, gwarantującą niezależność i bezstronność. W innym bowiem wypadku komisja staje się kolejnym forum walki politycznej między rozmaitymi siłami. Podobną myśl można odnaleźć w judykacie Trybunału Konstytucyjnego z 2002 r., który stwierdził, że „rozwiązania dotyczące PKW przyjęte w Ordynacji z 2001 r., a wcześniej także w Ordynacji z 1993 r., w szczególności jej sędziowski skład, gwarantują obiektywizm i niezawisłość od nacisków politycznych i urzędowych”.
Trybunał Konstytucyjny w wyroku z 2011 r. podkreślił natomiast, że „w państwie demokratycznym wybory są nieodzowną instytucją życia publicznego, pozwalającą na wyłanianie przedstawicieli sprawujących władzę w imieniu suwerena”. Za tym – wydaje się dziś – oczywistym stwierdzeniem kryją się lata zmagań, cierpień, a nawet utraty życia tych, którzy walczyli o możliwość wolnych wyborów w mrocznych latach stalinizmu i komunizmu.
Warto na zakończenie przywołać słowa wypowiedziane przez prezydenta podczas uroczystości 25-lecia demokratycznego prawa wyborczego i organów wyborczych w Polsce: „Czy jest coś ważniejszego w państwie, które chce być państwem demokratycznym, niż uczciwe i rzetelne wybory do organów przedstawicielskich, które będą stanowiły prawo, które będą powoływały osoby na najważniejsze stanowiska w państwie, do kierowania państwem, do kierowania jego najważniejszymi instytucjami? W moim przekonaniu nic bardziej fundamentalnego dla demokracji niż uczciwe, rzetelnie przeprowadzone wybory nie występuje”.
Zarządzenie prezydenta z 5 lipca 1991 r. było wypełnieniem łacińskiej paremii iudices electionis custodes (sędziowie kustoszami wyborów).
Wojciech Hermeliński, przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej, sędzia TK w stanie spoczynku / Dziennik Gazeta Prawna