Przeciwnicy ustawy antyterrorystycznej wskazują, że jej konsekwencje mogą odczuć wszyscy obywatele. A to za sprawą jednego z przepisów (art. 21), który wskazuje, że po wprowadzeniu trzeciego lub czwartego stopnia alarmowego (Charlie lub Delta) minister spraw wewnętrznych i administracji może zarządzić zakaz odbywania zgromadzeń lub imprez masowych na terenie objętym szczególną ochroną.
Nie kwestionując możliwości ograniczenia wolności zgromadzeń w niektórych sytuacjach, zwracamy uwagę, że zaproponowane rozwiązania nie gwarantują wyjątkowości zastosowania takiego środka i dają ministrowi właściwemu do spraw wewnętrznych ogromną, dyskrecjonalną władzę – krytykuje rozwiązanie Fundacja Panoptykon w opinii do ustawy. Trudno bowiem wskazać na podstawie obowiązujących w Polsce przepisów, w jakich sytuacjach mamy do czynienia z zagrożeniem wystąpienia przestępstwa o charakterze terrorystycznym. Czy za takie można uznać już znalezienie nielegalnie posiadanej broni palnej u jednego z obywateli mieszkającego w pobliżu Sejmu? Trudno powiedzieć.
Wątpliwości ekspertów – w tym między innymi redaktora naczelnego Czasopisma Lege Artis – wzbudza też to, że zakaz odbywania zgromadzeń lub imprez masowych byłby tak naprawdę efektem zaledwie zarządzenia premiera. To zaś nie podlega publikacji w Dzienniku Ustaw ani weryfikacji przez Trybunał Konstytucyjny. Nikt nie będzie więc mógł ocenić proporcjonalności rozwiązania w stosunku do rzeczywistego zagrożenia. – Nie mam pewności, czy tryb wskazany w art. 21 ustawy jest wystarczający – zastanawia się na łamach Lege Artis Olgierd Rudak.
Sprawa zaś jest szalenie istotna, bo pojawiają się już głosy, że władza pod płaszczykiem walki z terroryzmem mogłaby ograniczyć swobodę manifestowania. Bo za udział w nielegalnym zgromadzeniu można zostać ukaranym. Wynika to z art. 51 kodeksu wykroczeń. Uczestnik takiego zgromadzenia podlega karze aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny. Sankcja dla obywatela może być bardzo dotkliwa. Lepiej więc uczestniczyć tylko w legalnych wydarzeniach.