Media i śledczy skupiają się na największych zamówieniach publicznych, podczas gdy więcej kłopotów jest z tymi mniejszymi.
Dobrym tego przykładem są tarapaty, w jakie wpadło 15 gmin. Tamtejsze szkoły chciały mieć dokładnie takie pomoce naukowe, jakie sobie wymarzyły, więc przepisały ich opisy z ofert dwóch firm. Ale robiąc przetargi, urzędnicy nie sprawdzili, czy te opisy nie wskazują konkretnego dostawcy. Zaś jednostka odpowiedzialna za wydatkowanie dotacji unijnych nie zwróciła uwagi, że niespodziewanie dużo przetargów wygrywają ci sami oferenci. Za to po kilku latach postanowiła to sprawdzić prokuratura. Efekt: urzędnicy z tych gmin mają na głowie rzecznika dyscypliny finansów i prokuratora.
Żary – zamówienie warte 267 tys. zł, Mstów – 257 tys., Białobrzegi – 125 tys., Mińsk Mazowiecki – 116 tys., Lipsko – 104 tys. To tylko kilka samorządów, którymi zainteresował się Urząd Zamówień Publicznych i których przetargi na zakup sprzętu dydaktycznego i multimedialnego do szkół zostały w tym roku skontrolowane. Uwagę śledczych Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga, którzy skierowali sprawę do UZP, zwróciło to, że do kolejnych przetargów zgłaszały się i wygrywały je wciąż te same firmy: Remi i Atmas.
Sprawa cofa nas do 2013 r. To wtedy w ramach dotacji z Programu Operacyjnego Kapitał Ludzki ruszył projekt 9.1.2 na indywidualizację nauki w szkołach podstawowych dla klas 1–3. Indywidualizację, czyli zakup pomocy naukowych dla dzieci na różnych poziomach rozwoju. By skorzystać z programu, szkoły w mniejszych gminach musiały połączyć siły i startować wspólnie, więc ich przedstawicielami zostawały urzędy gminy. Placówki dostarczały opisy sprzętu, jakiego potrzebowały, a urzędnicy w oparciu o nie przygotowywali przetargi. Przez trzy lata wszyscy byli zadowoleni. Gminy, bo udało się skorzystać z dotacji. Szkoły, bo trafiły do nich pomoce naukowe. I dostawcy, bo zarobili na zamówieniach. Do czasu, gdy w dokumenty nie zagłębili się biegli UZP. Okazało się, że doszło do poważnego złamania prawa – wszędzie z wykorzystaniem tego samego mechanizmu.
W specyfikacji istotnych warunków zamówienia zamawiane pomoce opisywano tak: „zawartość umieszczona w poręcznej, wysokiej, kolorowej tubie o wysokości nie mniejszej niż 31 cm”. Lub tak: „W zestawie 54 magnetyczne »rybki« z wyrazami zawieraja?cymi głoski sz, ż (rz), cz, s, z, wędka z magnesem oraz plansze. Magnetyczna gra do utrwalania głosek przeznaczona dla dzieci, które nieprawidłowo wymawiają głoski szumia?ce i syczące”. Czyli de facto nie organizowano przetargu, tylko zamówienie na konkretne, wskazane katalogowo produkty.
Biegli UZP ostro to zrecenzowali. – Prezes urzędu przeprowadził 24 kontrole zamówień na dostawę pomocy dydaktycznych, z czego 16 wykazało naruszenie przez zamawiających art. 29 ust. 2 prawa zamówień publicznych poprzez opisanie przedmiotu zamówienia w taki sposób, że ważną ofertę w przetargu mogły złożyć wyłącznie firmy Remi lub Amtas – przyznaje Anita Wichniak-Olczak, dyrektor departamentu informacji, edukacji i analiz systemowych UZP, i dodaje, że po odwołaniach Krajowa Izba Odwoławcza w jednym przypadku uznała, że zamawiający jednak nie złamał prawa. Pozostałe 15 spraw skierowano do rzecznika dyscypliny finansów publicznych i zawiadomiono o złamaniu prawa warszawską prokuraturę.
Wybrane przed laty firmy są przerażone. – Mamy dobre produkty, które pokazywaliśmy szkołom. Nikt nie naciskał, by ich opisy znalazły się w przetargach – zapewniają nas właściciele obu firm. Równie zaniepokojeni są pracownicy gmin odpowiedzialni za organizację przetargów. – Szczegóły dotyczące zamówienia przekazali mi dyrektorzy szkół. Zwróciłem uwagę na ich szczegółowość, ale dyrekcja zapewniała, że jest tak dzięki pomocy firmy wyspecjalizowanej w organizowaniu przetargów, więc nie wnikałem, tylko rozpisałem ten przetarg najlepiej, jak mogłem. A teraz mam problemy. Pierwszy raz mam rzecznika dyscypliny finansów na głowie – wzdycha pracownik jednej z gmin.
Kilku innych, z którymi rozmawialiśmy, tak samo wspomina organizację przetargów i z rozgoryczeniem pyta, dlaczego Mazowiecka Jednostka Wdrażania Projektów Unijnych, która odpowiadała za dotacje, nie zwróciła uwagi na powtarzające się treści w SIWZ. Jednostka nie ma sobie jednak nic do zarzucenia. – Na etapie kontroli pojedynczego projektu niemożliwe jest przeprowadzenie tak szczegółowej i specjalistycznej analizy rynku, jaką zlecił biegłemu UZP, w celu określenia prawidłowości przeprowadzonych postępowań oraz przeprowadzenie analizy porównawczej wszystkich kontrolowanych postępowań pod tym kątem – tłumaczy Katarzyna Kutyła z MJWPU.
– Jestem przekonany, że w samorządowych przetargach takich spraw jest na pęczki. Po prostu mało kto się nimi interesuje i rzadko się je kontroluje – ocenia Piotr Trębicki, radca prawny specjalizujący się w prawie zamówień publicznych. Zgodnie z prawem zamówienia warte do 10 mln euro na usługi i produkty oraz do 20 mln euro na roboty drogowe są kontrolowane tylko wybiórczo, następczo, zazwyczaj na wniosek jednego z uczestników przetargu lub śledczych, gdy zachodzi podejrzenie nieprawidłowości. Pod ostrzałem śledczych, mediów i konkurencji są te największe przetargi.
Ale to w tej drobnicy dochodzi do sporej skali mniejszych i większych nieprawidłowości. Dobitnie pokazują to kolejne raporty UZP z kontroli zamówień z dotacji unijnych. W 2015 r. urząd przeprowadził 158 kontroli wydatkowania środków unijnych, z czego w 23 proc. spraw wykazano poważne naruszenia prawa. Ale już w tych mniejszych przetargach poważne nieprawidłowości dotyczyły 3/4 spraw. Niemal identycznie było w 2014 r. – złamanie w prawa w 20 proc. większych i 76,5 proc. mniejszych przetargów.
– Zazwyczaj wszyscy są uśpieni, bo nie ma komu zrobić rabanu. Konkurencja nie mogła, bo dopiero dziś, 28 lipca, wchodzi w życie mała nowelizacja prawa zamówień publicznych, która ją do takiego alarmowania znowu dopuści – mówi Trębicki i tłumaczy, że prawo w podprogowych zamówieniach, czyli tych do 30 tys. euro, nie pozwalało potencjalnym wykonawcom odwoływać się od opisu zamówienia w SIWZ. – Miało to chronić przed zalewem bezpodstawnych skarg, ale spowodowało, że firmy, które w samorządach mogą pełnić funkcję watchdogów, zostały z tego wykluczone. Efekt: nie mamy pojęcia o większości tego typu historii – rozkłada ręce ekspert.
W 2015 r. UZP przeprowadził 158 kontroli wydatkowania środków unijnych