Względy etyczno-socjalne i czysto gospodarcze przemawiają za tym, by przedsiębiorcę indywidualnego traktować na równi ze spółkami, to znaczy ani gorzej, ani lepiej.
Wprzedostatnim felietonie („Ten gorszy”, Prawnik z 24 maja 2016 r.) wskazywałem na uregulowania prawne sytuujące przedsiębiorcę osobę fizyczną w gorszej pozycji niż przedsiębiorców działających w oparciu o określone struktury organizacyjne przyobleczone w osobowość lub podmiotowość prawną. Jedną z takich sytuacji, które powodują, że jest on „tym gorszym”, jest jego nieograniczona odpowiedzialność osobista.
Na ograniczenie odpowiedzialności osoby fizycznej możemy patrzeć z kilku punktów widzenia. Między innymi osoba taka może ograniczyć swoją odpowiedzialność, tworząc bądź przystępując do jakiegoś bytu prawnego. Może to być spółka kapitałowa, w szczególności spółka jednoosobowa, spółka komandytowa, gdzie ograniczamy swoją odpowiedzialność jako komandytariusz do sumy komandytowej, spółka partnerska z ograniczeniem odpowiedzialności do czynności związanych z realizacją wolnego zawodu itd. Jednakże w istocie jest to ograniczenie odpowiedzialności wspólnika, a nie przedsiębiorcy, bo ten (spółka) odpowiada całym swoim majątkiem. Nie jest to więc stricte ograniczenie odpowiedzialności osoby fizycznej prowadzącej działalność gospodarczą. Do odpowiedzialności przedsiębiorcy osoby fizycznej odwołuje się bezpośrednio m.in. art. 33 k.s.h.
Przy problemie ograniczenia odpowiedzialności chodzi o to, aby przedsiębiorca mógł odpowiadać za zobowiązania powstałe tylko w związku z prowadzeniem przedsiębiorstwa. Może warto w tym miejscu zacytować profesora (wówczas doktora) Stefana Buczkowskiego, który już w 1937 r. pisał: „Nie ma żadnych powodów do tego, by przedsiębiorcę indywidualnego traktować pod względem jego odpowiedzialności inaczej niż przedsiębiorcę zbiorowego. Względy etyczno-socjalne i czysto gospodarcze (równość szans) przemawiają właśnie za tym, by traktować na równi ze spółkami, tzn. ani gorzej, ani lepiej”. To bardzo mądre zdanie mojego wielkiego poprzednika na stanowisku kierownika Katedry Prawa Gospodarczego i Handlowego UMCS w Lublinie powinno być więc wykorzystane w propozycji powrotu do koncepcji ograniczenia odpowiedzialności przedsiębiorcy. Niestety koncepcji, bo nie udało się wdrożyć pomysłu ograniczenia odpowiedzialności w szerszej skali.
Co może być przyczyną rozważania ograniczenia odpowiedzialności przedsiębiorcy? Przede wszystkim problem ustrojów majątkowych małżeńskich. Zasadą w Polsce jest pozostawanie małżonków we wspólności majątkowej. Ale to zmienia się często w sytuacji, gdy któryś z małżonków rozpoczyna działalność gospodarczą. Wtedy znosi się wspólność na rzecz odrębności majątkowej. Dlaczego? Przede wszystkim z powodu chęci uniknięcia egzekucji z majątku wspólnego. No bo na zdrowy łeb, dlaczego podstawą zaspokojenia wierzycieli ma być majątek wspólny, który nie ma związku z prowadzoną działalnością gospodarczą? Nie rozwiązuje tego problemu art. 37 k.r.o. i wymóg zgód współmałżonka na określone czynności.
W jaki sposób można by „ulżyć” przedsiębiorcy w tym zakresie? Wydaje się, że sposoby – poza intercyzą – są dwa. Obydwa jednak wiążą się z koniecznością wyodrębnienia masy majątkowej przedsiębiorcy (przedsiębiorstwo), związanej z prowadzeniem działalności gospodarczej, od pozostałego majątku osoby fizycznej.
Propozycja pierwsza to odejście od odpowiedzialności pierwszorzędnej (primar), zgodnie z którą wierzyciel może od razu sięgać do majątku dłużnika, na rzecz odpowiedzialności subsydiarnej. Polegałaby ona na tym, że musiałby zostać wprowadzony przepis, iż „wierzyciel przedsiębiorcy może prowadzić egzekucję z majątku osobistego tylko w przypadku, gdy egzekucja z prowadzonego przez przedsiębiorcę przedsiębiorstwa okaże się bezskuteczna”. W ten sposób sięganie do majątku wspólnego małżonków czy też odrębnego majątku przedsiębiorcy odbywałoby się w drugiej kolejności.
Propozycja druga to stworzenie odrębnej kategorii prawnej „przedsiębiorcy z o.o.”, którego odpowiedzialność byłaby ograniczona do wartości prowadzonego przedsiębiorstwa. Taki przedsiębiorca składałby stosowną deklarację o ograniczonej odpowiedzialności, zawierającą szacunek majątku przedsiębiorstwa (czyli wyodrębnionego majątku związanego ściśle z prowadzoną działalnością gospodarczą). Mógłby to robić już w momencie uruchamiania działalności lub dopiero po wypracowaniu majątku. Od złożenia deklaracji, listy składników majątkowych i niemajątkowych, oświadczenia, że składniki te są jego własnością i stanowić będą bazę prowadzonej działalności gospodarczej, i od momentu wpisania do rejestru, przedsiębiorca ów mógłby posługiwać się firmą z dodatkiem „z ograniczoną odpowiedzialnością”.
W ten sposób mogłyby funkcjonować dwa typy przedsiębiorców osób fizycznych: z nieograniczoną i ograniczoną odpowiedzialnością. Oczywiście ograniczeniu odpowiedzialności powinny towarzyszyć pewne obostrzenia lub uregulowania szczególne, związane z firmą, rejestracją, ogłoszeniami itd. Ale zawsze jest jakaś cena, którą należy zapłacić, bo nie ma nic za darmo. W tym jednak przypadku wydaje się, że warto.
Niewątpliwie przyjęcie takiego rozwiązania mogłoby wreszcie uatrakcyjnić Polskę jako miejsce prowadzenia działalności gospodarczej przez cudzoziemców. Dlaczego przedsiębiorca – osoba fizyczna ma być gorszy od wydumanej spółki z o.o., np. jednoosobowej z minimalnym kapitałem zakładowym 1 zł, w którym miałyby występować udziały beznominałowe? Miejmy nadzieję, że ta ostatnia koncepcja umarła na dobre, choć tym felietonem może niepotrzebnie ją przypominam.