W takim kraju jak Polska każdy metr kwadratowy ziemi ma swego właściciela. Jeśli chodzi o pola, łąki czy pastwiska, to na ogół nie jest nim Skarb Państwa, lecz prywatni właściciele.

I trudno się dziwić, że chcieliby wykorzystywać swoją własność zgodnie z potrzebami. Jednak dziki, sarny czy jelenie granicami się nie przejmują. Ale też swój rozum mają. I wybierają miejsca, gdzie łatwiej się wyżywić, czyli nie las, tylko pole, a coraz częściej także bezpośrednie okolice zabudowań.
Łowiectwo w Polsce / Dziennik Gazeta Prawna
Prawo nie zabrania tworzyć obwodów łowieckich na gruntach uprawnych czy łąkach. Ze względu na wybory zwierząt co do miejsca żerowania trzeba przyznać, że takie działania mają sens, bo populacja zwierzyny łownej powinna być utrzymywana na odpowiednim poziomie. Jednak do tej pory właściciel nie ma żadnego wpływu na to, jak przebiegają granice obwodu i czy polowanie z nagonką nie wystraszy np. hodowanych przez niego zwierząt. Ba, nie musi być nawet poinformowany, że na jego terenie takie polowanie się odbędzie.
Problemem zajął się Trybunał Konstytucyjny, który 10 lipca 2014 r. (sygn. akt P 19/13) uznał, że ustawa z 13 października 1995 r. - Prawo łowieckie (obecnie t.j. Dz.U. z 2015 r. poz. 2168) nie przewiduje wystarczających środków umożliwiających właścicielowi nieruchomości objętej obwodem ochronę jego interesów prawnych. Nakazał też w ciągu 18 miesięcy zmienić przepisy.
Rząd terminu nie dotrzymał i teraz bardzo się spieszy. Usiłuje przy tym nałożyć na marszałków województw masę obowiązków, a do tego nierealne terminy przygotowania nowych obwodów. Do tego trzeba będzie sporządzić wielusetstronicowe dokumenty. Być może ulży to nieco doli właścicieli, których po zmianach wójt czy burmistrz zawiadomi o polowaniu. Co jednak będzie, jeśli marszałkowie nie zdążą na czas z nowymi obwodami? Polowanie z nagonką? Wszak władzę w województwach dzierżą włodarze z innej opcji politycznej niż rząd.