SĄDOWNICTWO Przedsiębiorca, który nie wiedział, że korzystanie z serwisu internetowego wiąże się z opłatami, ma szanse wybronić się przed sądem. To usługodawca musi bowiem dowieść, że udostępnił regulamin
Takie wnioski płyną z orzecznictwa. A to oznacza, że firmy, które padły ofiarami nieuczciwych serwisów internetowych, nie powinny składać broni, tylko szukać pomocy właśnie w sądach. Te bowiem zaczynają dostrzegać, że żądania, jakie przedstawiane są w pozwach wnoszonych przez portale, nierzadko mają swoje źródło w podstępie.
E-sąd przyklepuje
Internetowi oszuści wzięli na celownik przedsiębiorców, po tym jak zaostrzone zostały przepisy chroniące konsumentów. Dla przykładu – kierując ofertę do firmy, serwis nie musi zamieszczać przycisku „zamówienie z obowiązkiem zapłaty”, który jest wymagany przy zawieraniu umów przez internet z konsumentami (art. 17 ust. 3 ustawy o prawach konsumenta, Dz.U. z 2014 r. poz. 827 ze zm.). Co więcej, zgodnie z kodeksem cywilnym są traktowani jako profesjonaliści, od których wymagana jest należyta staranność, a ta w tym przypadku oznacza po prostu obowiązek dokładnego czytania regulaminu.
– Sposób konstruowania tego typu „modeli biznesowych” ewoluuje, widać to chociażby po tym, że część usług oferowana jest wyłącznie przedsiębiorcom, a nie jak wcześniej konsumentom. Widać również, że są to modele coraz bardziej przemyślane – tak, aby pozornie nie było łatwo zastosować podstawowych instytucji prawnych np. w zakresie uchylenia się od skutków oświadczenia woli – zauważa Michał Kluska, adwokat z kancelarii Everberg.
Mechanizm działania oszustów zazwyczaj przebiega według następującego schematu: do małej, często jednoosobowej firmy dzwoni lub wysyła e-mail pracownik serwisu, zapewniając, że skorzystanie z jego usług jest w pełni darmowe. Najczęściej chodzi o zamieszczenie wizytówki firmy w wirtualnym katalogu, czasem umieszczenie jej w rankingu przedsiębiorcy. Pracownik zachwala, że dzięki temu przedsiębiorca zyska nowych klientów. Ten godzi się wypełnić internetowy formularz, klika akceptację regulaminu i najczęściej o wszystkim zapomina. Dopiero gdy dostaje wezwanie do zapłaty, okazuje się, że bezpłatna początkowo umowa przekształciła się w płatną, często zawieraną na cały rok. Przedsiębiorca zaczyna dokładanie studiować regulamin i wśród licznych postanowień znajduje klauzulę mówiącą o konieczności wypowiedzenia bezpłatnej umowy. Jeśli nie płaci, sprawa ląduje w sądzie, często jest kierowana do elektronicznego postępowania upominawczego.
– Niestety sąd elektroniczny, choć zna nazwy podmiotów oszukujących ludzi, bo są wobec nich często prowadzone postępowania karne, nadal wydaje wyroki nakazujące płacić za usługi, których się nie zamówiło. W większości przypadków mali przedsiębiorcy na podstawie nakazu zapłaty płacą, bojąc się kosztów i odsetek oraz w sumie dość skomplikowanej procedury odwoławczej – zauważa Agnieszka Wiercińska-Krużewska, adwokat w kancelarii WKB Wierciński, Kwieciński, Baehr.
Zdaniem prawników nawet po wydaniu nakazu zapłaty przedsiębiorcy nie powinni składać broni, tylko wnosić odwołanie. Ich szanse na wygranie sprawy są bowiem całkiem spore.
– Niejasny tryb zawierania umowy, brak jednoznacznej informacji o odpłatności czy wręcz deklarowanie jej bezpłatnego, testowego charakteru np. w e-mailach lub rozmowach telefonicznych będą mocnymi argumentami. Przedsiębiorca powinien też wykazać, że gdyby kwestionowane obowiązki, np. odpłatność umowy, były dla jego jasne, nie zdecydowałby się na zawarcie umowy – doradza Michał Janowski, radca prawny z Kancelarii Radców Prawnych Kwantum, która prowadziła wiele podobnych spraw.
Nie ma dowodu
Jak pokazuje najnowsze orzecznictwo, sądy nie muszą bezkrytycznie uznawać pozwów o zapłatę, nawet gdy przedsiębiorca wypełnił formularz zamówienia, podał wszystkie wymagane dane i zaznaczył, że akceptuje regulamin. Już w co najmniej trzech orzeczeniach odrębne sądy uznały, że nie stanowi to dowodu na rzeczywiste udostępnienie mu regulaminu. A bez tego umowa nie wiąże. Do takich wniosków doszedł w opublikowanym niedawno uzasadnieniu wyroku Sąd Rejonowy w Bydgoszczy. Przypomniał w nim, że zgodnie z art. 8 ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną (t.j. Dz.U. z 2013 r. poz. 1422 ze zm.) usługodawca musi przed zawarciem umowy udostępnić regulamin usługobiorcy, w przeciwnym razie jego postanowienia nie wiążą. Sama rejestracja nie oznacza, że w czasie jej dokonywania regulamin był dostępny, ani jakie postanowienia zawierał. „Sam wydruk komputerowej rejestracji, gdzie wskazane jest, iż został zaakceptowany regulamin, wobec zaprzeczenia tej okoliczności przez pozwanego w toku procesu, w tym podczas zeznań, nie stanowi wystarczającego dowodu, iż faktycznie pozwany zaakceptował regulamin w dacie wypełniania formularza. Jest to bowiem wyłącznie wydruk, nie wiadomo nawet, w jaki sposób miała nastąpić akceptacja regulaminu i czy faktycznie nastąpiła” – uznał sąd (wyrok z 9 lutego 2016 r., sygn. akt VIII GC 1872/15).
„Jak wynika z zeznań pozwanego, w przypadku gdyby wiedział o obowiązku wypowiedzenia umowy przed upływem 90 dni za darmo, to albo by jej nie zawarł, albo dokonałby jej wypowiedzenia przed upływem wskazanego okresu” – podkreślono w uzasadnieniu tego orzeczenia.
Podobnie uznał we wcześniejszym wyroku Sąd Rejonowy w Tychach. „W ocenie sądu przedstawione przez powoda zrzuty ekranu nie wskazują w sposób bezsporny, że pozwanej został udostępniony regulamin przed zawarciem umowy. Z przedstawionych przez powoda zrzutów ekranów, nie da się w żaden sposób ustalić, z jakiej daty one pochodzą. Z tego powodu nie można mieć pewności, iż w dniu zawierania przez strony umowy znajdowały się na stronie internetowej powódki identyczne informacje” – można przeczytać w uzasadnieniu wyroku z 22 grudnia 2015 r. (sygn. akt VI GC 795/15).
Jak wynika z artykułu opublikowanego niedawno przez „Dziennik Internautów”, podobny wyrok zapadł także 30 czerwca 2016 r. przed Sądem Rejonowym w Warszawie (sygn. akt GC 3901/14).
Bez pertraktacji
Duży wpływ na ostateczne zakończenie sprawy ma zachowanie przedsiębiorców po otrzymaniu wezwania do zapłaty.
– Z praktyki płynie ważna wskazówka: przedsiębiorca powinien od początku konsekwentnie negować związanie umową z powołaniem na działanie pod wpływem błędu. Próby negocjowania z nieuczciwym usługodawcą, podpisywanie ugód zmniejszających należność lub zapłata pierwszej faktury w nadziei na polubowne zakończenie sprawy są jednoznaczne z przyznaniem, że strona czuje się związana umową – podkreśla Michał Janowski.
Doradza on natychmiastowe przesłanie drugiej stronie oświadczenia o uchyleniu się od skutków umowy z powodu działania w błędzie. Można też zastanowić się nad jej wypowiedzeniem, tak aby zminimalizować koszty i nie płacić za kolejne miesiące.
– Często umowy bezpłatne przekształcają się w płatne, zawarte na czas nieokreślony. Zgodnie z art. 365 k.c. zobowiązanie takie wygasa po wypowiedzeniu go przez dłużnika z zachowaniem terminów umownych, a w razie ich braku – niezwłocznie po wypowiedzeniu – wyjaśnia Agnieszka Wiercińska-Krużewska.
– Jeżeli zawarta przez nas umowa jest umową-zleceniem (świadczenia usług), to można ją wypowiedzieć w każdym czasie. A zatem znów – gdy się orientujemy, że zawarliśmy przez przypadek taką umowę – to trzeba niezwłocznie przesłać oświadczenie o jej wypowiedzeniu ze skutkiem natychmiastowym. Podstawą takiego wypowiedzenia będzie art. 746 par. 1 k.c. – dodaje.
Ponad tysiąc pokrzywdzonych w aferze Lege-Artis / Dziennik Gazeta Prawna