Studia muszą dawać podbudowę teoretyczną. Nie sprowadzają się do nauki pisania podań - wyjaśnia Tomasz Giaro wybrany na dziekana Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego na kadencję 2016–2020.
Tomasz Giaro, prof. dr hab. prodziekan ds. współpracy z zagranicą i kadry naukowej Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego, dziekan elekt wybrany na kadencję 2016–2020 / Dziennik Gazeta Prawna
Uczelnie coraz częściej sięgają po dodatkowe zachęty, aby przyciągnąć studentów. A czy prawo jest dalej atrakcyjnym kierunkiem?
Nie mamy problemów z kandydatami na studia i nie można mówić, że jest już zbyt duże nasycenie rynku prawnikami, a kancelarie są zapełnione. Trzeba pamiętać, że nasze studia dają duże możliwości wszechstronnego rozwoju, a po ich zakończeniu nie każdy musi zostać sędzią czy radcą prawnym. Nasi absolwenci równie dobrze radzą sobie w pracy dziennikarskiej, w sektorze bankowym, wiele zawodów stoi przed nimi otworem. Kandydaci i studenci zdają sobie z tego sprawę.
Ale o sukces zawodowy jest trudniej niż kiedyś?
Oczywiście, jest trudniej o zatrudnienie w dużych, dobrych kancelariach, chociaż wybitny prawnik zawsze się przebije. Nigdy nie było gwarancji, że znajdzie się pracę. Wcześniej selekcja następowała już na egzaminie wstępnym. Teraz tego etapu nie ma i dopiero w trakcie studiów widać, kto dobrze się odnajdzie w tym zawodzie.
Jakie predyspozycje trzeba mieć, aby zostać dobrym prawnikiem?
Wymieniłbym umiejętność ścisłego myślenia, ale też ciekawość życia. Pierwszą cnotą prawnika powinien być rzut oka na konsekwencje własnego działania. Sędzia musi przewidzieć, jakie będą skutki jego decyzji, a do tego potrzebne jest wyczucie aspektów społecznych. Nie bez przyczyny prawo jest zaliczane do nauk społecznych. Z drugiej strony prawnik musi wiedzieć, o czym mówi, a do tego niezbędne są umiejętności analityczne. Trzeba skupić się na tym, czy podsądny popełnił zabójstwo, czy nie, a zostawić na boku zagadnienie, czy jest osobą sympatyczną lub dobrym ojcem rodziny. Prawnik powinien zatem mieć mentalność analityczną, ale i socjologiczne spojrzenie na konsekwencje podjętej decyzji, wyroku czy wydania ustawy. Przeszkodą zaś może być zbyt rozwinięta emocjonalność.
Studia prawnicze powinny być czysto akademickie czy jednak stawiać na praktyczne wykonywanie zawodu?
Dobre kształcenie powinno uwzględniać oba aspekty. Zdaję sobie sprawę, że zwłaszcza prywatne uczelnie od jakiegoś czasu bardzo stawiają na praktykę. Są to jednak małe wydziały, z inną specyfiką niż WPiA UW, który ma kilka tysięcy studentów. Musimy dawać studentom podbudowę teoretyczną, co nie oznacza, że pomijamy kwestie praktyki zawodowej. Trzeba jednak mieć na uwadze, że nie można wychować dobrego prawnika, ucząc go tylko tego, jak dobrze napisać apelację lub jak występować przed sądem. Na to jest czas na aplikacji, a dobry duży wydział musi zapewnić solidną teorię. Można powiedzieć, że jak ktoś nie przeczytał „Pana Tadeusza” w szkole, to później już go nie przeczyta. Tak samo jest ze studiami: jeżeli w ich trakcie student nie zdobędzie niezbędnej wiedzy teoretycznej, to nie nadrobi tego potem. Oczywiście staramy się wychodzić naprzeciw oczekiwaniom studentów, którzy chcą więcej praktyki, zwłaszcza z zakresu legal writing. Wprowadzamy więc takie elementy, ale na zasadzie łączenia ich z teorią. Chodzi o to, aby ucząc się teorii, student wiedział, po co to robi. Bez tego będzie tylko wprawny w pisaniu pism, a biura pisania podań to coś innego niż kancelarie adwokackie. Wykształcenie uniwersyteckie powinno dawać więcej.
Kadra była zawsze mocną stroną WPiA UW. Gorzej jest natomiast ze zdawalnością studentów na aplikacje. Czy widzi pan potrzebę poprawy?
Nasz wydział faktycznie ma opinię specyficznego i wpływowego, bo mamy wśród naszych dydaktyków i panią prezydent Warszawy, i pierwszą prezes SN, i innych prominentnych prawników. Położenie daje też więcej możliwości zatrudnienia w centralnych urzędach i zagranicznych kancelariach. To jest naszym atutem. Natomiast jeżeli chodzi o zdawalność na aplikację, w ostatnim rankingu Ministerstwa Sprawiedliwości zajęliśmy trzecie miejsce, za wydziałami prawa z Krakowa i Łodzi, jednak egzaminy wstępne na aplikację mają charakter testowy, np. wymagają wybrania jednego spośród trzech terminów na wniesienie apelacji. Tego trzeba się nauczyć, ale może to zrobić każdy, nawet jeśli nie studiował prawa. My nie przywiązujemy tak dużej wagi do nauki pamięciowej, która jest wymagana, aby zdać na aplikację. Mój znajomy mawia, że nauka tego typu powoduje odmóżdżenie. Geneza wprowadzania tych egzaminów była chwalebna, bo miała zapobiegać kumoterstwu polegającemu na tym, że dostawały się na aplikację tylko dzieci adwokatów, niemniej jednak system testowy ma wady, o których wspominałem.
Jako nowy dziekan planuje pan zmiany na wydziale?
Podobnie jak wszystkie wydziały prawa jesteśmy obecnie trochę na rozdrożu. Nowe kierownictwo Ministerstwa Nauki zapowiada zmiany związane z płaceniem za studentów, aby w ten sposób zmusić uniwersytety do przejścia na bardziej elitarny system kształcenia, a my obecnie należymy do największych wydziałów. Jestem zwolennikiem jakości, ale dobrobyt wydziału zależy od liczby studentów niestacjonarnych, którzy płacą za studia. Zresztą na tym polu nasze działania odróżniają nas wyraźnie od innych uczelni. Jesteśmy jedynym wydziałem prawa w Polsce, który natychmiast miesza studentów bezpłatnych i płatnych. Nie ma u nas wyodrębnionych grup dla osób, które rozpoczęły naukę na podstawie dobrych wyników na maturze i tych, którym poszło gorzej.