SPÓR O TK Rząd stara się przekonać Brukselę, że kompromis w sprawie trybunału jest na wyciągnięcie ręki. Dziś premier Beata Szydło ma rozmawiać o tym z wiceszefem Komisji Europejskiej Fransem Timmermansem.
Rozmowa może rozstrzygnąć, czy KE podejmie dalsze kroki w ramach procedury kontroli praworządności. Teoretycznie decyzję Komisji możemy poznać w środę, kiedy spotyka się kolegium komisarzy, jednak nie jest to przesądzone.
Rząd PiS już w zeszłym tygodniu dawał do zrozumienia, że może ustąpić w sprawie trybunału. Beata Szydło takie informacje przedstawiła wiceszefowi Komisji podczas jego wizyty w Polsce. Lider PiS Jarosław Kaczyński we wczorajszym wywiadzie dla tygodnika „Do Rzeczy” zadeklarował, że jego partia jest gotowa do kompromisu. Jego elementy to z jednej strony dopuszczenie przez prezesa TK Andrzeja Rzeplińskiego do orzekania trójki sędziów wybranych w tej kadencji, z drugiej ponowny wybór przez obecny Sejm sędziów wskazanych przez poprzedni parlament, w miarę jak będą kończyły się kadencje kolejnych orzekających: jednego w tym roku, jednego w przyszłym, wybór ostatniego byłby możliwy w 2019 (choć lider PiS sugeruje, że możliwe, iż jeden z sędziów ustąpi wcześniej). Jak wynika z rozmów z politykami PiS, warunkiem porozumienia byłoby także przyjęcie nowej ustawy o trybunale, co dawałoby szanse na likwidację dualizmu, jaki powstał w wyniku tego, że zakwestionował on tzw. ustawę naprawczą PiS. A partia nie uznaje tego orzeczenia, nazywając je stanowiskiem sędziów.
Platforma i Nowoczesna nie wierzą PiS. Grzegorz Schetyna mówił w zeszłym tygodniu w RMF FM, że twarda postawa opozycji wynika z tego, co się stało w sprawie trybunału. – Ona jest zgodna z tym, o czym mówimy. Z ustaleniami Komisji Weneckiej, z tym, że łamane jest prawo, łamana jest konstytucja w Polsce, że zabierana jest niezależność TK. Więc mówimy w prostej konsekwencji – trzeba to zmienić, żeby sytuacja w Polsce wróciła do normy – podkreślał lider PO.
Spór na linii Bruksela – Warszawa pokazał, że zarówno Komisja, jak i polski rząd nie doceniły drugiej strony i popełniły błędy. Komisja uruchomiła procedurę wobec Polski na początku stycznia, traktując ją jako element presji na nasz rząd, ale bez analiz, na ile może się okazać ona ostatecznie skuteczna. Procedura rozpisana dosyć dokładnie przez urzędników Komisji w 2014 r. zakłada dialog z państwem członkowskim podejrzewanym o naruszenie art. 2 Traktatu o Unii Europejskiej. Daje nawet KE możliwość występowania z zaleceniami naprawy sytuacji do państwa członkowskiego.
Tyle że, jak wskazywaliśmy, procedura wydawania zaleceń powiela działanie Rady Europejskiej opisane w traktacie, ale sama z traktatu nie wynika. Dlatego z polskiego rządu już płyną sygnały, co potwierdził w wywiadzie Jarosław Kaczyński, że może zostać zaskarżona do Trybunału Sprawiedliwości UE. To powoduje, że działanie Komisji może okazać się mało skuteczne z powodów prawnych. Kolejny słaby punkt procedury to fakt, że jej finałem nie są jakieś faktyczne rozstrzygnięcia czy sankcje, a jedynie wniosek do Rady Europejskiej. To powoduje, że decyzje w tej sprawie nie będą zapadały na szczeblu Komisji, a w ramach konsultacji w Radzie, czyli de facto na drodze politycznych uzgodnień między szefami rządów.
Kolejny błąd Komisji to niedocenienie siły oporu rządu i PiS w tej sprawie i możliwych konsekwencji sporu. Reakcje PiS na działania Komisji czy opinię Komisji Weneckiej miały głównie formalny charakter, rozpoczęto konsultacje z opozycją, zespół ekspertów marszałka Sejmu szykuje rekomendacje do opinii Komisji Weneckiej. PiS zgłosił też projekt ustawy o trybunale skrytykowany zresztą przez opozycję i prezesa Rzeplińskiego. Jednak na razie ani rząd, ani sejmowa większość nie uczyniły kroku w tył. Dodatkowo Komisja nie wzięła pod uwagę innych wydarzeń – zaostrzenie sporu z Polską w przededniu referendum w Wielkiej Brytanii może dać propagandowy oręż do ręki eurosceptykom.
Błędy popełnił także rząd. Sprawiał wrażanie zaskoczonego kolejnymi krokami Komisji Europejskiej, zarówno przed rozpoczęciem procedury przez Komisję, jak i podczas ostatniego spięcia wokół możliwego zakończenia pierwszego etapu procedury kontroli praworządności. Pierwszą reakcją przedstawicieli rządu była konsternacja. Wcześniejsze uprzejme kontakty i „prowadzenie dialogu” z Komisją, jak relacjonowali, nie dawały podstaw do takiej relacji. A mimo to można uznać, że świadczy to raczej o słabym rozpoznaniu intencji działań Komisji, a nie zmiennej polityce Brukseli, bo akurat jej poszczególne kroki były konsekwentne.