Cisza wyborcza. Czy należy zmniejszyć jej rygory, czy też utrzymać? Co zrobić z mediami społecznościowymi, w których w dniu głosowania aż się roi od wszelkiego rodzaju opinii, komentarzy i memów zachęcających do poparcia danego ugrupowania? Co powinno się zmieniać w przepisach do kolejnego plebiscytu? Na te pytania odpowiadali uczestnicy debaty Dziennika Gazety Prawnej
Zdaniem przewodniczącego Państwowej Komisji Wyborczej Wojciecha Hermelińskiego postęp technologiczny, rozwój nowych mediów, w tym portali społecznościowych, powoduje, że obecnie cisza wyborcza staje się fikcją. Ostatnio zaproponował on, aby obowiązywała ona jedynie w dniu głosowania w lokalu wyborczym, tj. wyłącznie wewnątrz budynku, w którym znajduje się ten lokal, oraz w odległości np. 100 metrów. Co państwo na to? Czy lepiej zmienić przepisy, czy karać internautów, że nie przestrzegają obowiązującego prawa?
Marta Golbik Jestem za tym, by odstąpić od karania internautów za naruszanie ciszy wyborczej, bo wielu z nich po prostu nie jest świadomych, że zamieszczając w dniu wyborów komentarze na swoich profilach, łamie rygorystyczne obecne przepisy. Trudno wyobrazić sobie kontrolę mediów internetowych przez PKW pod tym kątem, tym bardziej że samych tylko użytkowników Facebooka jest 20 milionów. Niestety, twórcy kodeksu wyborczego z 2011 r. w ogóle nie zauważyli postępu w tym zakresie, w efekcie powstały przepisy, które są fikcją. Uważam, że najwyższy czas z nią skończyć. Warto podkreślić, że w wyborach w 1989 roku nie było ciszy wyborczej, i nie można powiedzieć, że były mniej demokratyczne od tych późniejszych. Projekt Nowoczesnej, który w styczniu złożyliśmy w Sejmie, przewiduje zniesienie ciszy wyborczej, utrzymujemy jedynie dwa oczywiste ograniczenia w tym zakresie. Po pierwsze, agitować nie można byłoby w budynku, w którym odbywa się głosowanie, ani w lokalu wyborczym. Po drugie, Nowoczesna opowiada się także za utrzymaniem zakazu publikowania sondaży exit polls w czasie trwania głosowania, czyli badań wśród osób, które właśnie zagłosowały, bo publikacja tych danych ma bardzo silny wpływ na podejmowane decyzje, a to mogłoby stać się polem do nadużyć.
Jacek Sasin poseł PiS (były zastępca szefa Kancelarii Prezydenta RP i były wojewoda mazowiecki) Zdjęcia Wojtek Górski / DGP
Jacek Sasin Cieszę się, że Nowoczesna nie jest zwolenniczką bezwzględnego uchylenia ciszy wyborczej. Przy czym chciałbym zaznaczyć, że PiS też pracuje nad zmianami do kodeksu wyborczego. I choć dotyczą one innego zakresu spraw, to nie uciekamy też od gruntownego uregulowania przestrzegania ciszy wyborczej. Mamy na to 2,5 roku, bo tyle jest do kolejnych wyborów samorządowych. Zasadniczo moja formacja nie jest zwolennikiem znoszenia ciszy wyborczej. Uważamy, że odgrywa ona bardzo ważną rolę. Również w zakresie agitacji bezpośredniej w dniu wyborów, bo część osób dopiero w ostatniej chwili podejmuje decyzję, na kogo będzie głosować. Ponadto trudno nam wyobrazić sobie sytuacje, że kandydaci i przedstawiciele ich sztabów będą stać pod lokalami wyborczymi i wciskać Polakom materiały wyborcze. Uważamy, że to by była pewnego rodzaju presja psychiczna.
Rozumiem, że cisza zostanie utrzymana?
Jacek Sasin Cisza wyborcza dzień przed wyborami i w dniu głosowania jest wartością, którą powinniśmy bezwzględnie zachować.
Ale co z mediami internetowymi? Będą kary dla niefrasobliwych?
Jacek Sasin Faktycznie w sferze internetu obecny zakaz jest fikcją, przy czym warto podkreślić, że tak się dzieje, bo obecne prawo nie precyzuje, co jest naruszeniem ciszy wyborczej w sieci. W tym zakresie będziemy dyskutować nad zmianami przepisów, bo nie zamierzamy utrzymywać fikcji, gdyż to niedobrze służy autorytetowi państwa i prawa. Przy czym nie uchylamy się od poluzowania ciszy w sieci. Chcemy jednak dokładnie opisać, jakiego typu działania w sferze wirtualnej nie stanowią naruszenia ciszy wyborczej w rozumieniu prawa, a jakie już tak.
Marta Golbik Nie łudźmy się, to nie do zrobienia. Internauci znajdą sposób, by móc swobodnie się komunikować, to fundamentalna cecha sieci.
Prof. Jarosław Szymanek konstytucjonalista z Uniwersytetu Warszawskiego / DGP
Jacek Sasin Oczywiście, że się da. Jest coś, co się nazywa agitacją wyborczą i można dość precyzyjnie opisać, co należy przez to rozumieć. Są też kwestie związane z publikowaniem cząstkowych wyników sondażowych w dniu wyborów i to też można w jasny sposób opisać w prawie. Oczywiście będzie problem z warzywami na bazarze, które były publikowane na Twitterze podczas ostatnich wyborów. Jednak w tej kwestii chcę postawić już teraz sprawę jasno, my na to się nie zgadzamy, bo to by mogło prowadzić do mobilizowania pewnych grup. I tu jest kwestia znalezienia mechanizmu prawnego, którego w tej chwili nie potrafię określić, na zakazanie tego typu praktyk. Przy udziale ekspertów podejmiemy próbę zmian przepisów w tym zakresie i jednocześnie wymusimy egzekwowanie tego prawa. Ale nie uważam, że zalajkowanie kandydata należy traktować jako naruszenie kodeksu wyborczego.
Prof. Ryszard Piotrowski Doceniam napisanie projektu ustawy o likwidacji ciszy wyborczej przez Nowoczesną, choć moim zdaniem uzasadnienie i przepisy projektu wzajemnie się wykluczają. Przy czym proszę się nie zniechęcać, tylko ostrzegam, że jak pójdziemy w kierunku, który państwo zaproponowali, będziemy mieli mniej reprezentatywny parlament, bo poparcie wyborców dla danej partii będzie mniej przemyślane.
Ale zacznijmy od początku. Otóż ciszę wyborczą mamy zdefiniowaną w art. 107 kodeksu wyborczego. Zgodnie z nim w dniu głosowania oraz na 24 godziny przed tym dniem prowadzenie agitacji wyborczej, w tym zwoływanie zgromadzeń, organizowanie pochodów i manifestacji, wygłaszanie przemówień oraz rozpowszechnianie materiałów wyborczych jest zabronione. Agitacja wyborcza w lokalu wyborczym oraz na terenie budynku, w którym ten lokal się znajduje, też jest zabroniona. Dodatkowo PKW wyjaśnia, że zakaz agitacji jest rozumiany jako zakaz audycji radiowych i telewizyjnych o charakterze agitacyjnym, wieszania nowych plakatów, roznoszenia ulotek i zamieszczania nowych informacji prasowych, w tym umieszczania w internecie treści o charakterze agitacyjnym. Tu pojawia się pytanie, co oznacza określenie „w tym”. A to „w tym” przez komentatorów związanych z PKW jest interpretowane w takim kształcie, który jest moim zdaniem niemożliwy do zastosowania. Likwidacja art. 107 kodeksu wyborczego tylko z tego powodu, że jest pewna interpretacja, która prowadzi do uczynienia tego przepisu bezbronnym wobec praktyki, byłaby błędem. Likwidacja ciszy wyborczej spowoduje, że do ostatniej chwili będą pracowały wszystkie firmy PR. Koszty wyborcze i tak są niemałe, a jak zlikwidujemy ciszę wyborczą, jeszcze bardziej wzrosną. Z tego powodu bogatsze partie będą mogły zyskać dodatkowe poparcie, natomiast niszowym ugrupowaniom będzie jeszcze trudniej. Kodeks wyborczy zabrania w okresie ciszy wyborczej podawania do publicznej wiadomości wyników sondaży przedwyborczych.
Moim zdaniem likwidacja ciszy wyborczej byłaby zmianą na gorsze dla wyborcy, bo to jemu ze wszystkich stron będą wskazywać do ostatniego momentu, na kogo ma oddać swój głos. Powoływanie się natomiast na rozwiązania amerykańskie jest nietrafne. Znaczącym ich krytykiem jest zresztą prezydent Obama. Z kolei Bernie Sanders, amerykański polityk zamierzający kandydować w wyborach prezydenckich, na konferencji zorganizowanej niedawno w Watykanie przez Papieską Akademię Nauk Społecznych powiedział, że system wyborczy Stanów Zjednoczonych jest źródłem patologicznej deformacji ustroju, wynikającej z możliwości kupowania wyniku wyborów, jakie stwarza miliarderom.
Prof. Bogumił Szmulik konstytucjonalista z Uniwersytety Kardynała Stefana Wyszyńskiego / DGP
Prof. Jarosław Szymanek Porządek prawny każdego państwa zbudowany jest m.in. na podstawie fikcji prawnych i domniemań. Fikcje prawne mają istotne znaczenie w zapewnieniu porządku prawnego państwa, tak samo jak i domniemania. Mamy domniemanie ojcostwa, które porządkuje nam obrót prawnocywilny, domniemanie niewinności, kluczowe dla prawa karnego, i mamy domniemanie konstytucyjności ustawy. W efekcie sam argument, że coś jest fikcją prawną lub też nią nie jest, nie jest dla mnie argumentem merytorycznym. Gdybyśmy chcieli znosić wszystko, co jest fikcją prawną bądź domniemaniem, mielibyśmy do czynienia z chaosem prawnym. A postępując radykalnie, musielibyśmy również wyprowadzić z konstytucji zasadę reprezentacji i ustrojową rolę posła na Sejm, który na podstawie przecież fikcji prawnej reprezentuje cały naród, mimo że w praktyce reprezentuje swoich wyborców i – co najwyżej – partię polityczną, z ramienia której startował w wyborach. Poza tym musimy pamiętać, że pojęcie ciszy wyborczej jest złożone, i należy je rozebrać na czynniki pierwsze. Czym innym jest więc cisza wyborcza obowiązująca jedynie w dniu głosowania, czym innym jest cisza przedwyborcza, czyli cisza obowiązująca w określonym czasie przed dniem głosowania, a jeszcze czym innym – cisza sondażowa, oznaczająca zakaz publikowania sondaży na określony czas przed dniem głosowania. Dzisiaj problemem głównym jest cisza sondażowa, którą można prawnie uregulować, rozciągając ten czas i liczyć go nawet nie w godzinach, lecz w dniach. Ponadto obowiązujące kodeksowe rozwiązanie dotyczące ciszy wyborczej oznacza tak naprawdę zakaz prowadzenia aktywnej agitacji wyborczej, czyli umieszczania materiałów w dniu wyborów i na 24 godziny wcześniej. Materiały już obecne, w tym także w sieci, nie podlegają więc kodeksowemu zakazowi. Natomiast zupełnie innym problemem, co dostrzega chociażby ustawodawca armeński, w ramach ciszy wyborczej jest pasywna agitacja wyborcza w dniu wyborów. Z tym zazwyczaj ustawodawca nie walczy, nawet tam, gdzie – jak we Francji – istnieje cisza wyborcza. Z drugiej strony można wskazać rozwiązania radykalne. Na przykład w Armenii cisza wyborcza dotyczy zarówno agitacji aktywnej, jak i pasywnej, co oznacza, że na koszt państwa służby publiczne 24 godziny przed dniem wyborów mają obowiązek zdjąć wszystkie plakaty i billboardy wyborcze. W ten sposób uzyskuje się swoisty stan idealny, w którym z przestrzeni publicznej znikają wszystkie materiały agitacyjne. Jeśli chodzi natomiast o internet, to znowu straszenie karaniem internautów jest nieprozumieniem. Istotą ciszy wyborczej nie jest bowiem zakaz lajkowania lub skomentowania na Twitterze wydarzenia związanego z wyborami. Jej istotą jest tak naprawdę zamknięcie komitetom wyborczym i kandydatom ust w dniu wyborów i na 24 godziny przed, po to aby wyborca miał święty spokój i mógł na spokojnie, bez emocji rozważyć, czy i na kogo zagłosuje. Sensem ciszy wyborczej nie jest więc to, że Kowalski nie może nic powiedzieć na temat wyborów i kandydatów, tylko to, że najbardziej zainteresowani, a więc kandydaci i stojące za nimi komitety wyborcze, nie mogą prowadzić agitacji wyborczej w określonych ramach czasowych.
Czy w takim razie internet powinien być uwolniony spod kodeksu wyborczego?
Prof. Ryszard Piotrowski konstytucjonalista z Uniwersytetu Warszawskiego / DGP
Marta GolbikTak, bowiem dookreślenie przepisów kodeksu wyborczego w odniesieniu do ciszy wyborczej w internecie nie przyniesie żadnego pożądanego skutku. Internet rządzi się swoimi prawami. Wystarczy, że ktoś wyjedzie do Wielkiej Brytanii, gdzie nie obowiązuje go nasza cisza wyborcza, i zacznie wrzucać na Facebooka posty z komentarzami na temat bieżących wydarzeń w Polsce. M.in. dlatego próby wprowadzenia w Polsce realnej ciszy wyborczej w sieci nie przyniosą zamierzonego skutku. Wierzę, że panów celem nie jest stworzenie tysięcy miejsc pracy dla urzędników, którzy będą pilnować Facebooka, a następne weryfikować prawdziwość kont i ścigać internautów. Zatem nie funkcjonujmy w oderwaniu od realiów. Co do nachalnej agitacji – aktywna agitacja jest potrzebna, bo głównym problemem społecznym jest niskie zaangażowanie obywateli. Walka o pozyskanie aprobaty wyborców do końca i związane z tym emocje podniosą rangę głosowania w świadomości wyborców i przełożą się na wyższą frekwencję. Tymczasem obecnie partiom nie zawsze zależy na tym, aby wyborcy poszli do wyborów.
Prof. Jarosław Szymanek Ale tu trzeba zdecydować, czy mówimy o agitacji związanej z lansowaniem konkretnego kandydata, czy komitetu wyborczego, czy też prowadzeniem agitacji profrekwnecyjnej. Raczej trudno mi sobie wyobrazić sytuację, że kandydaci będą prowadzić wolną od polityki kampanię preferencyjną. Poza tym prowadzenie takiej kampanii powinno być zadaniem innych podmiotów, np. PKW i organizacji pozarządowych.
Marta Golbik Patrząc na efekty mobilizacji obywateli przez PKW, raczej kiepsko to wychodzi. Dlatego wszelkimi możliwymi sposobami zwiększajmy tę frekwencję wyborczą, a można to zrobić m.in. przy okazji zniesienia ciszy wyborczej.
Jacek Sasin Frekwencja nie jest wartością samą w sobie. Chodzi przede wszystkim o dokonanie świadomego wyboru. Może dochodzić do takich absurdów, że komuś się podoba nazwisko i tylko dlatego stawia przy nim krzyżyk lub rzuci kostką i zdecyduje kogo wybrać. Nie zgodzę się z taką tezą, że kompletnie nic nie da się zrobić z kampanią w sieci. Oczywiście, jeśli chodzi o wrzucanie czegoś do internetu z zagranicy, to możliwości ścigania są ograniczone. Niemniej jednak opisanie w prawie, jakie konkretne zachowania są złamaniem ciszy wyborczej, np. wrzucenie w dniu wyborów sondażu do internetu lub cząstkowych wyników, jest jak najbardziej możliwe. Co więcej, nawet z takim zastrzeżeniem, że będą brane pod uwagę porównania i spostrzeżenia polegające np. na porównywaniu partii do warzyw na straganie.
Marta GolbikOsacza nas taka liczba przymusów, że nie jest uzasadniona idea wprowadzania kolejnego. Zachęcanie do uczestnictwa w życiu publicznym, choćby poprzez głosowanie przez internet, to jeden z postulatów Nowoczesnej, przedstawiony w naszym programie wyborczym. Doświadczenie Estonii pokazuje, że można te zasady skutecznie przeprowadzić i podnieść zainteresowanie obywateli życiem publicznym. Głosowanie to bowiem można prowadzić nie tylko przy wyborach organów publicznych, lecz także w formie konsultacji społecznych lub referendów – niskim kosztem, pobudzając do publicznej debaty, włączając w ten proces tych, którzy dziś stoją z boku.
Marta Golbik posłanka z klubu Nowoczesna (współautorka projektu nowelizacji kodeksu wyborczego w zakresie zniesienia ciszy wyborczej) / DGP
Prof. Bogumił Szmulik Ja także jestem zwolennikiem pozostawienia ciszy wyborczej. Odnoszenie się do anglosaskiej tradycji, gdzie grają wielkie emocje i pieniądze, w Polsce nie byłoby zbyt rozsądne. Te emocje przy obecnej sytuacji politycznej mogłyby się nawet skończyć jakimiś incydentami. Poza tym cisza wyborcza to jest okres refleksji dla niezdecydowanych. Jak już wspomniałem, anglosaskie, a w szczególności amerykańskie wybory trudno uznać za dobry wzór w zakresie demokracji, skoro sukces wyborczy jest tam wprost zależny od możnych sponsorów i w zasadzie wynika z ilości wydanych dolarów. I to nie na merytoryczną kampanię, ale na agitację oddziałującą wyłącznie na emocje, nie zaś na rozum wyborców.
Prof. Jarosław Szymanek Przypomnieć też warto, że okres ciszy wyborczej to także dobry moment na ewentualne sprostowanie i wydanie orzeczenia w trybie wyborczym, w momencie kiedy kandydat lub komitet stwierdzą, iż podano nieprawdę.
Prof. Ryszard Piotrowski Może się jednak okazać, że na sprostowanie będzie już zbyt późno.
Prof. Bogumił Szmulik W aspekcie ciszy wyborczej warto zwrócić jeszcze uwagę na inne związane z nią zagadnienie (przy okazji dotyczące także faktycznej sumy wydatków na kampanię) – prezentowanie osoby będącej kandydatem w innej roli niż kandydat. Podczas gdy wiadomo, że osoba ta kandyduje w wyborach. Przykładowo: pokazywanie w trakcie ciszy wyborczej oddawania głosu przez znanych polityków uczestniczących w wyborach. Warto zwrócić uwagę, że we Włoszech już na miesiąc przed wyborami nie wolno pokazywać czy też wymieniać nazwisk kandydatów z wyjątkiem programów informacyjnych i ogłoszeń wyborczych. W niektórych krajach wymaga się (oprócz najwyższych stanowisk państwowych, np. prezydenta) wzięcia przez kandydata urlopu na okres kampanii wyborczej, by przez swoją innego typu działalność nie oddziaływał na wyborców. Takie i inne sytuacje powinny zostać dopracowane prawnie – jeśli to nie nastąpi – skargi na podobne zachowania będą przypominać fredrowskie „żale Jakuba nad utratą gaci”. Myślę jednak, że my się przed sondażami i wynikami cząstkowymi nie obronimy. Tak samo jak przed Twitterem i zamieszczanymi tam informacjami o wynikach. Problemem są też nierzetelne sondaże. Dlatego, jeśli miałoby pójść jakieś uregulowanie, to w tym kierunku, aby ucywilizować tę sferę. Ostatnio mieliśmy wielokrotnie do czynienia z niedoszacowaniem, i to wykraczającym poza błąd statystyczny, które wprowadzało w błąd rzeszę wyborców. A im bliżej wyborów, tym zjawisko to było większe. Oczywiście zawsze można stwierdzić, że wybory są najlepszym sondażem, ale niestety te publikowane wcześniej wpływają na część wyborców. Tworzą wręcz wrażenia, że wszystko jest wiadome. Można by więc pytać, po co w takim razie w ogóle wybory? Jednak problem jest większy, bowiem skoro takie wątpliwości pojawiają się wobec sondaży poparcia dla partii politycznych, to także w kwestii sondaży dotyczących innych zagadnień nie możemy być pewni braku takiej zależności. W tym przypadku władza publiczna może przeciwdziałać takim nierzetelnym sondażom poprzez rzeczywiste włączenie obywateli w proces stanowienia prawa. Może się to odbywać przez konsultacje społeczne – nawet w postaci głosowania ogólnokrajowego czy wysłuchania publiczne. To pozwala lepiej niż sondaż odczytać opinię społeczeństwa.
Prof. Ryszard Piotrowski Przy okazji zmian warto rozważyć możliwość zgłaszania kandydatów przez inne podmioty niż tylko partyjne. Z tego powodu postulowałem utworzenie funduszu rozwoju demokracji, który pozwalałby niezależnym kandydatom ubiegać się o wejście do Sejmu. Teraz nie mają na to szansy, gdyż nie dysponując żadnymi środkami, nie są w stanie przebić się przez 5-proc. próg wyborczy. Jeśli chodzi o internet, to w ogóle warto zachować ostrożność. W Stanach Zjednoczonych zgromadzono dziesiątki milionów zagregowanych danych o wahających się wyborcach. Te informacje pochodziły z portali społecznościowych, ale też innych zasobów publicznych, w tym medycznych. Otóż firmy pracujące na rzecz sztabów stworzyły profil każdego wyborcy, z którego wynikało, dlaczego się waha, i adresowano do nich indywidualny przekaz. Okazuje się, że właściwie to można o nas wiedzieć dużo więcej, niż się nam wydaje, że sami wiemy o sobie. Henry Kissinger w ostatniej książce napisał, że taka jest perspektywa wyborów, a przecież to nie ma nic wspólnego z demokracją. Dlatego trzeba się też zastanowić, czy my możemy temu jakość zaradzić.
A czy dojrzeliśmy już do tego, aby głosować przez internet? Jeśli nie, to jak zachęcić Polaków, aby wyszli z domów i poszli głosować. Może należy wprowadzić obowiązek, tak jak jest to chociażby w Kanadzie?
Prof. Ryszard Piotrowski Po pierwsze, możemy się zastanowić nad głosowaniem przez internet wówczas, gdy będziemy pewni, że głos będzie prawidłowo naliczony temu, na kogo zostanie on oddany. Po drugie, musimy mieć pewność, że nie będzie można sprzedać osobistego kodu dostępu do głosowania. Po trzecie, technika szyfrowania musi być na tyle skuteczna, aby została zachowana zasada tajności głosowania. Niestety, obawiam się, że rządzący nie pozwolą na to, aby szyfrowanie było skuteczne. Jeśli zaś chodzi o wprowadzenie obowiązkowego udziału w wyborach, to jestem zdecydowanie przeciwny.
Prof. Bogumił Szmulik Głosowanie przez internet jest jedną z wielu alternatywnych form oddania głosu. Jednak na razie nie jesteśmy na nią gotowi, chociażby pod względem technologicznym. Jakkolwiek by nie patrzeć, mamy nawet problemy z elektronicznym liczeniem głosów. W tej chwili pomysł wprowadzenia w Polsce głosowania poprzez sieć porównywałbym z porywaniem się z motyką na słońce. Inny problem związany z głosowaniem przez internet polega na tym, że nie wiadomo, kto tak naprawdę klika – wyborca czy też inna osoba. Poza tym jak pogodzić tajność oddania głosu przez wyborcę z tym, by wyborca był pewien, że jego głos został właściwie policzony, a nie przekazany przez system innej partii. Problem ten jest szczególnie ważny w obliczu niskiego poziomu zaufania do instytucji państwowych. Można także wskazać, że akt wyborczy powinien pozostać w wymiarze symbolicznym aktem uroczystym, stanowi on przecież manifestację władzy suwerena, którym jest naród. Powinna mu więc towarzyszyć stosowna oprawa także w wymiarze zewnętrznym. Co do frekwencji, otóż zgadzam się z posłem Jackiem Sasinem, że nie jest ona dobrem samym w sobie. Ważna jest jakość. Jestem absolutnie przeciwny wszelkim formom zmuszania do udziału w wyborach. Chociaż w Szwecji wokół osoby niegłosującej tworzy się atmosfera ostracyzmu. Niemniej jednak wcześniej czy później Polska stanie przed cywilizacyjnym pytaniem, jak zachęcić do głosowania miliony Polaków poza granicami kraju nie tylko w Unii Europejskiej, ale i na całym świecie. To, że ktoś przebywa sześć miesięcy w roku w Australii, nie musi przecież oznaczać automatycznej rezygnacji z praw wyborczych. Głosowanie przez internet na pewno zachęcałoby naszych krajanów do wzięcia udziału w wyborach, bo system głosowania w ambasadach i konsulatach to archaizm. Z tym problemem na pewno ustawodawca będzie się musiał zmierzyć.
Prof. Jarosław Szymanek Ja też nie jestem zwolennikiem dmuchania we frekwencyjny balon. Państwu potrzebny jest świadomy swojej woli wyborca. Na świecie są dwie metody zachęcania obywateli do oddania swojego głosu. Pierwsza to metoda kija i wprowadzenie przymusu wyborczego, tak jak jest to w Kanadzie czy Australii. Przy czym wprowadzanie takiego przymusu nie zawsze daje pożądany efekt, bo frekwencja może być paradoksalnie mniejsza, zwłaszcza jeśli przymus wyborczy nie jest instytucją historycznie utrwaloną. Znając polski charakter narodowy, byłaby na pewno mniejsza – na zasadzie: na złość mamie odmrożę sobie uszy. Druga metoda to oczywiście metoda marchewki i polega na zachęcaniu obywateli poprzez różnego rodzaju gratyfikacje, np. w niektórych stanach USA prowadzono loterie wyborcze, w których każdy, kto wziął udział w głosowaniu, miał szansę wygrania określonej sumy pieniędzy. Z kolei Bułgarzy w 2004 r. wprowadzili loterię fantową dla wszystkich, którzy oddali głos. Nagrodami było AGD. Ja osobiście jestem przeciwnikiem zarówno jednej, jak i drugiej metody. Wyborca musi być przede wszystkim świadomym wyborcą.
Prof. Bogumił Szmulik Zwróćmy też uwagę, że innym argumentem przeciw jest planowane na 2018 r. zniesienie obowiązku meldunkowego. Spowoduje to bowiem konieczność odejścia od dotychczasowego sporządzania rejestru wyborców przez gminy z urzędu wobec braku wykazu mieszkańców. W związku z tym po raz pierwszy zastosowany będzie musiał być znany z praktyki państw takich, jak Stany Zjednoczone i Wielka Brytania, wpis do rejestru wyborców na wniosek. Oznacza to, że głosować będą jedynie ci obywatele, którzy wcześniej wyrażą taką wolę. W tym ujęciu frekwencja wśród osób uprawnionych będzie sama z siebie bliska stu procentom, bowiem przytłaczająca większość tych, którzy dokonają rejestracji, weźmie udział w wyborach. Pozostali będą dla systemu w pewien sposób niewidoczni.
PiS przygotowuje nowelizację kodeksu wyborczego. Już w obecnym mamy wprowadzony wymóg zastosowania od kolejnych wyborów przezroczystych urn. Czy do tych zmian powinien dołączyć monitoring lokali wyborczych?
Prof. Ryszard Piotrowski Należy się zastanowić nad tym, czego nie zepsuć, bo zmiana przepisów wymaga ostrożności i namysłu. Kodeks wyborczy powinien być ponadpartyjny i ponad podziałami. Nie mówię, że zmiany nie są potrzebne. Na przykład moim zdaniem obecny próg wyborczy powoduje swego rodzaju wykluczenie dużej liczby wyborców. W ostatnich wyborach parlamentarnych było to 2,5 mln głosów. Nie chciałbym jednak, aby była to akcja pod tytułem „Poprawiamy wybory”. Trzeba sprecyzować cele, a dopiero wtedy rozważać nowelizacje.
Jacek Sasin Z pewnością to, nad czym pracujemy i co chcemy wprowadzić do kodeksu wyborczego, to zmiany, które zgłaszaliśmy w poprzedniej kadencji. A więc chcemy wprowadzić monitoring wyborczy.
Prof. Ryszard Piotrowski Popieram kamery w lokalu wyborczym, ale nie w pomieszczeniach za osłoną.
Jacek Sasin Oczywiście, że tylko w lokalu wyborczym, z możliwością taką, aby każdy mógł online oglądać, co się w nim dzieje. Potrzebny jest też monitoring sposobu liczenia głosów. Oczywiście będzie się to wiązało z kosztami, ale demokracja przecież kosztuje. Inną rzeczą jest odpowiedź na pytanie, co dalej. Z pewnością należy zdefiniować ciszę wyborczą w internecie.
Prof. Jarosław Szymanek Należałoby zmienić formę monitoringu wyborczego, to jest kwestia od wielu lat podnoszona. Inną sprawą jest wyraźne określenie znaku graficznego na karcie wyborczej przez wyborcę, tak aby ukrócić dość woluntarystyczną praktykę uznawania albo nieuznawania określonych głosów. Poza tym mnie osobiście brakuje stwierdzenia w kodeksie wyborczym, że wybory są wolne. Zasada wolnych wyborów, bardzo nielubiana przez polskich polityków, jest zaś dzisiaj standardem i wyznacza pewne ramy oceny aktu wyborczego. Chcę jednak zaznaczyć, że wszelkie nowelizacje prawa wyborczego powinny być ostrożne i przeprowadzane w niezbędnym zakresie.