Nieprawidłowości w ośrodkach szkolenia kierowców to m.in. efekt niedostatecznego nadzoru sprawowanego przez starostów – twierdzi rząd. Mimo to nie planuje zmiany przepisów.
Jak kursanci oceniają szkoły jazdy, w których się uczyli / Dziennik Gazeta Prawna
W Polsce miesięcznie wydawanych jest ok. 30–40 tys. praw jazdy. Wszyscy kandydaci wcześniej musieli przejść kurs w jednym z ok. 9 tys. ośrodków szkoleniowych. Wielu natknęło się na różnego rodzaju nieprawidłowości. Szkoły każą im np. zdawać teoretyczny egzamin wewnętrzny oparty na nieaktualnych już pytaniach. Nie brakuje także osób, które zmuszone były do przejścia całego kursu teoretycznego (oraz uiszczenia pełnej opłaty), mimo że wcześniej zdały już teorię na egzaminie państwowym w jednym z WORD-ów. Niestety, wszystko wskazuje na to, że Polacy raczej nie mogą liczyć na zmiany w tym zakresie.
Winne samorządy
Za to, jak funkcjonują ośrodki szkolenia kierowców (OSK), odpowiadają starostowie i prezydenci miast na prawach powiatu. Ministerstwo Infrastruktury i Budownictwa (MIB) w rozmowie z DGP przyznaje, że samorządy nie najlepiej wywiązują się ze swoich obowiązków.
– W ocenie resortu problem niedostatecznej kontroli występuje ze względu na brak realizacji postanowień przepisów ustaw i rozporządzeń przez organy nadzorcze, tj. odpowiedzialne według właściwości starostwa – wskazuje Elżbieta Kisil, rzeczniczka resortu.
Zdaniem ministerstwa nie jest to wystarczająca przesłanka do tego, by pomyśleć o zmianie przepisów. – Przepisy dotyczące nadzoru nad OSK są wystarczające. To wojewoda powinien bezwzględnie podczas swoich działań kontrolnych wymagać od starosty wykonywania, zgodnie z przepisami, nałożonych ustawowo obowiązków. W przypadku stwierdzenia uchybień powinien też podejmować zdecydowane działania zaradcze – twierdzi rzeczniczka MIB.
Jak jednak sprawdziliśmy w kilkunastu biuletynach informacji publicznej, wojewodowie rzadko kiedy dopatrują się poważnych ich zdaniem uchybień w starostwach, zazwyczaj kwitując swoje wystąpienia pokontrolne oceną: pozytywna z nieprawidłowościami.
Nikt się nie przyznaje
Tymczasem samorządy przekonują, że wbrew sugestiom rządu wywiązują się z obowiązku sprawowania nadzoru nad szkołami jazdy. Inna sprawa, że za pokaźną liczbą przeprowadzonych kontroli rzadko kiedy idą realne konsekwencje. W ubiegłym roku w Gdańsku przeprowadzono 51 takich kontroli. Skutkowało to wydaniem jednej decyzji o zakazie wykonywania przez przedsiębiorcę działalności gospodarczej. Kraków przeprowadził aż 168 wizyt w ośrodkach. I, jak informuje Andrzej Poznański z wydziału ewidencji pojazdów i kierowców w krakowskim magistracie, w efekcie stwierdzonych nieprawidłowości dwoje przedsiębiorców zostało wykreślonych z rejestru – na własny wniosek.
Z kolei Lublin przeprowadził 185 kontroli, z czego 107 z udziałem policji (w zakresie kontroli wykonywania praktycznej nauki jazdy prowadzonej poza ośrodkiem szkolenia kierowców). Efekt? Jedna decyzja administracyjna o zakazie wykonywania dalszej działalności.
– Organy sprawujące nadzór nad OSK, oprócz wydania tego typu decyzji, nie mogą w inny sposób karać OSK – stwierdza Beata Krzyżanowska, rzeczniczka prezydenta Lublina.
To ma swoje konsekwencje. Od samorządów słyszymy, że problemem są próby uniknięcia odpowiedzialności przez nieuczciwych przedsiębiorców. Kiedy w starostwie wszczynane jest postępowanie o wydanie zakazu dalszej działalności, właściciel OSK wykreśla się z Centralnej Ewidencji i Informacji o Działalności Gospodarczej. W takiej sytuacji postępowanie jest umarzane.
Nieświadomi kursanci
Słaby nadzór starostów nad szkołami jazdy potwierdziła pod koniec ubiegłego roku Najwyższa Izba Kontroli (NIK). Sugeruje, że większość kontroli samorządowych sprowadza się głównie do weryfikacji dokumentów, bez sprawdzania, jak szkoła funkcjonuje na co dzień. „Większość skontrolowanych starostw (80 proc.) pozbawiła się możliwości sprawdzania, jak ośrodki szkolenia prowadzą praktyczną naukę jazdy, bo nie podjęła w tym zakresie współpracy z policją. Niemal żadne ze starostw (90 proc.) nie badało również prawidłowości przeprowadzania przez ośrodki egzaminów wewnętrznych, sprawdzających, czy kandydat na kierowcę posiada wystarczającą wiedzę i umiejętności, by przystąpić do egzaminu państwowego. Na kontroli dokumentacji poprzestawano nawet w tych szkołach jazdy, w których zdawalność egzaminów wewnętrznych była stuprocentowa, a zdawalność egzaminów państwowych – niska” – stwierdził NIK.
– Kontrole musimy przeprowadzić co najmniej raz w roku. Ale i tak brakuje nam ludzi, by skontrolować wszystkich w sposób dogłębny. Poza tym wielu kursantów nie skarży się do nas na działania szkół. Podejrzewam, że albo nie mają świadomości, na co szkoła może sobie pozwolić, albo godzą się na niedociągnięcia, chcąc jak najszybciej zaliczyć kurs – tłumaczy nam jeden z samorządowców.
To, jak działają szkoły jazdy, sprawdza także Fundacja SOS Odpowiedzialne Szkoły Jazdy. O prawach kursanta i poradach dotyczących m.in. wyboru właściwej szkoły jazdy informuje za pośrednictwem serwisu internetowego (19,6 tys. odsłon w marcu 2016 r.) lub infolinii, działającej 6 godzin w tygodniu. Jeżeli w trakcie rozmowy ekspert na infolinii uzna, że konieczna będzie bezpośrednia pomoc, kieruje kursanta do rzecznika praw kursanta. Trafia do niego ok. 8–12 spraw w miesiącu.
– Dotyczą one przede wszystkim problemów związanych z nieterminowym realizowaniem usług, konfliktami z instruktorami czy trudnościami ze zmianą OSK – podsumowuje Filip Grega, prezes fundacji.
Na raport fundacji powoływał się ostatnio rzecznik praw obywatelskich (RPO). Zaniepokoiło go to, że prawie 67 proc. zweryfikowanych szkoleń uzupełniających odbywało się bez formalnej rejestracji usługi, a nawet wydania paragonu.
– Brak dopełnienia wymaganych formalności może być podstawą do uznania, że osoba ta, w chwili zdarzenia drogowego uzasadniającego odpowiedzialność cywilną posiadacza pojazdu, nie miała uprawnień do kierowania pojazdem. Oznacza to, że zakład ubezpieczeń może w takich przypadkach dochodzić od uczestnika kursu zwrotu świadczenia wypłaconego poszkodowanemu – zwraca uwagę RPO.