Dla osoby zaatakowanej i dla społeczeństwa nie może płynąć sygnał, że nie warto się bronić, gdyż to oznacza skazanie. Potencjalni napastnicy nie mogą zaś myśleć, że jak napad im nie wyjdzie, to prokuratura stanie po ich stronie.

Kowalski był pokrzywdzonym w tej sprawie. Ale tylko na papierze, ponieważ jak następnie ustalił sąd, był on w rzeczywistości napastnikiem. To on będąc mocno pijany, postanowił w środku bożonarodzeniowej nocy zaatakować i pobić przypadkową osobę. Widząc znanego mu ze szkoły i nielubianego przez niego mężczyznę, odprowadzającego po pasterce do domu kobietę, podszedł do nich i zachowywał się wulgarnie i wprost dawał znać, że zamierza pobić dawnego znajomego. W tym celu zdjął nawet kurtkę i koszulę, by mu nie przeszkadzały w walce, co – zważywszy na porę zimową – świadczy o jego determinacji stoczenia faktycznej walki.

Pierwszy cios

Tak więc widząc w środku nocy pijanego, agresywnego i rozbierającego się do walki Kowalskiego oskarżony w tej sprawie stary znajomy, miał prawo się bronić i to robił z powodzeniem. To on zadał pierwszy cios, co było uprzedzeniem ataku o ułamki sekundy.

Zadał też kolejne. Dla pijanego Kowalskiego skończyło się to tak: stłuczenie głowy z objawami wstrząśnienia mózgu, złamani przyśrodkowej i dolnej ściany oczodołu, rany powieki dolnej oka, wstrząśnienia siatkówki i krwiak obu powiek, stłuczenie nosa. I dostał status pokrzywdzonego. A dla starego znajomego, który spokojnym krokiem odprowadzał do domu kobietę, finał był taki: akt oskarżenia z art. 157 par. 1 kodeksu karnego. I wyrok, ponieważ Sąd Rejonowy w Krośnie uznał mężczyznę za winnego popełnienia tego czynu, przy czym przyjął, że działał w warunkach przekroczenia granic obrony koniecznej. I wymierzył mu karę trzech miesięcy ograniczenia wolności połączoną z obowiązkiem wykonywania pracy na cele społeczne (30 godzin miesięcznie). Prokurator i obrońca oskarżonego wniósł apelację. Ten ostatni domagał się uniewinnienia.

Rola państwa

Sąd odwoławczy zmienił wyrok przyjmując, że oskarżony działał w obronie koniecznej i uniewinnił go. Wyjaśnił, że innego wyroku w tej sprawie nie można wydać bowiem oskarżony jako osoba napadnięta przez pijanego napastnika, działał w obronie przysługującej każdej osobie znajdującej się w jego sytuacji i nie przekroczył granic tejże obrony. Prokurator stracił zaś z pola widzenia fakt, kto w sprawie był agresywnym napastnikiem, a kto się skutecznie bronił przed napaścią pijanego sprawcy w środku nocy. „Tego typu sprawy, poprzez samo skierowanie aktu oskarżenia przeciwko temu, kto się bronił – podkopują społeczne zaufanie do pracy wymiaru sprawiedliwości, gdyż zachodzi w nich niepożądane przestawienie roli państwa – staje się ono opiekuńcze dla napastnika oraz represyjne dla ofiary ataku.” - wskazał sąd w uzasadnieniu. Byłoby to zaprzeczeniem nie tylko reguł kodeksowych z art. 2 k.k., ale przede wszystkim zaprzeczeniem oczekiwań społecznych wobec roli jaką wymiar sprawiedliwości ma pełnić. Ma on za zadanie chronić przypadkowe osoby przed nocnymi atakami, a nie chronić napastników przed uprawnioną reakcją napadniętego. Decydując się popełnić przestępstwo, napastnik traci ochronę państwa, a zyskuje ją osoba napadnięta. Dla osoby napadniętej i dla społeczeństwa - wskazał dalej sąd w uzasadnieniu - nie może płynąć sygnał, że nie warto się bronić, gdyż wiązać się to będzie ze skazaniem, a potencjalni napastnicy nie mogą myśleć, że w razie gdyby napad im nie wyszedł, to prokuratura stanie po ich stronie. Napadnięty ma bowiem prawo do obrony skutecznej, w związku z czym napastnika obciąża ryzyko szkodliwych dla niego następstw swego zamachu.

Poza tym sąd odwoławczy wytknął I instancji, że broniący się mężczyzna używał pięści, czyli nie dysponował narzędziem dającym mu przewagę nad napastnikiem, a o wskazywanej przez sąd rejonowy „przewadze dzięki trzeźwości” można powiedzieć tylko tyle, że nigdy, trzeźwemu napadniętemu nie powinno się czynić zarzutu z tego, że był trzeźwy i został napadnięty. To, że Kowalski się wprawił w stan nietrzeźwości i przez to odebrał sobie „przewagę” podczas ataku, to czynnik niezależny od oskarżonego i nie mogący mu w żadnym razie szkodzić.

Przekroczenie granic

Sąd Rejonowy słusznie zatem uznał, że oskarżony działał w obronie koniecznej, ale nietrafnie przyjął, że przekroczył jej granice. „Tematyce przekroczenia granic obrony koniecznej sąd I instancji poświecił kilka stron uzasadnienia, posiłkując się orzecznictwem Sądu Najwyższego, sądów apelacyjnych oraz poglądami doktryny, a wymagał, by podobnej analizy w ciągu jednej sekundy, podczas nocnego napadu, dokonał także dziewiętnastoletni oskarżony” - wytknął sąd odwoławczy. Z uwagi na dynamikę zdarzenia było to zaś niemożliwe. Dowody wskazały, że leżący na ziemi Kowalski nadal wyrażał agresję, chciał bić i wstawać, więc nie było czasu na zastanawianie się, a zadanie ciosu, który by skutecznie zakończył atak, okazało się dozwolone i niezbędne. Zaatakowany znajomy bronił się tylko do tego czasu, gdy było to konieczne i tylko w taki sposób, by uspokoić napastnika, a nie po to, by zadać mu niepotrzebne obrażenia, czy urazy. To nie on zainicjował zajście, ale jego działanie je skutecznie zakończyło, czyli obrona konieczna okazała się skuteczna. Sąd zwrócił uwagę, że w orzecznictwie panuje słuszny pogląd, że „nie ma przekroczenia granic obrony koniecznej z powodu wystąpienia poważnego skutku obrony, przekraczającego niezbędność powstrzymania ataku. Przekroczenie obrony koniecznej może polegać bądź na nieuzasadnionym wyprzedzeniu ataku, bądź na działaniu po ustaniu zamachu, albo na użyciu niewspółmiernego narzędzia czy sposobu obrony. Natomiast odpowiedzialność za skutek obrony obciąża nie broniącego się, ale napastnika.” (postanowienie Sądu Najwyższego z 7 października 2014 r., sygn. akt V KK 116/14).

Sąd jeszcze wskazał na koniec, że „ubolewać wypada nad postawą prokuratora, który zupełnie nie dostrzegł sedna sprawy, czyli tego kto napadł, a kto został napadnięty i w ogóle nie analizował obrony koniecznej, chociaż była ona aż nadto oczywista. Jeśli dodać do tego apelację, domagającą się przyznania rzeczywistemu napastnikowi finansowego naprawienia szkody lub nawiązki, to można wręcz pokusić się o stwierdzenie, że oskarżyciel publiczny rozminął się w tej sprawie ze społecznym poczuciem sprawiedliwości.”

Wyrok Sądu Okręgowego w Krośnie z 17 lutego 2016 r., sygn. akt II Ka 391/15