Nie ma podstawy prawnej, by ubliżające pismo procesowe czy odwołanie w administracji pozostawić bez rozpoznania. Warto jednak jasno wyrazić zdanie, co się sądzi o takiej formie komunikacji.
Pewien człowiek w piśmie procesowym kwestionując zapadłe orzeczenie wojewódzkiego sądu administracyjnego, stwierdził, iż: „zarzucam tej prucy żydowskiej aj waj z kehili jehudi a polskojęzycznej żydówce-syjonistce i typowej rasistce nazistowskiej”, wskazując, że osoby pełniące funkcje są: „idiotami, debilami; kretynami; tępakami, tłumokami, prostakami, jełopami (...)”. Skarżący ponadto użył słów i wyrażeń: „tylko debilni naziści żydowscy absolutnie nie kojarzą ustawy”, „nie kojarzą idioci ustawy”, „do tłumoków żydowskich nie docierają treści prawa” itd. Pismo to, zawierające o wiele więcej treści, a także podobnych wyzwisk, zostało uznane za skargę kasacyjną (zob. postanowienie Naczelnego Sądu Administracyjnego z 24 października 2008 r., sygn. II FZ 448/08, cytujące szerzej ową „skargę”).
Problem prawny związany z tą wypowiedzią polegał na konieczności rozstrzygnięcia, czy art. 49 par. 1 prawa o ustroju sądów powszechnych dotyczy tylko ubliżającego sądowi zachowania na rozprawie, czy także zachowania polegającego na kierowaniu do sądu obraźliwych pism. Przepis ten stanowi, że w razie ubliżenia sądowi sąd może ukarać winnego karą porządkową grzywny w wysokości do 10 tys. zł lub karą pozbawienia wolności do 14 dni (jest też regulacja dotycząca kar dla już osadzonych). Orzecznictwo w tej kwestii było rozbieżne i skupiało się na kwestii „ram czasowych i przestrzennych, w których ma miejsce »ubliżenie« przesądzające o dopuszczalności lub nie, zastosowania kary porządkowej” (z uzasadnienia uchwały Sądu Najwyższego z 26 października 2011 r., sygn. I KZP 8/11).
Niemożliwość stosowania kar porządkowych za pisemne ubliżanie sądowi (zresztą nie tylko sądowi) oznacza, że konieczne byłoby uruchomienie którejś z procedur karnych, np. sankcjonujących znieważanie funkcjonariusza publicznego (art. 226 par. 1 kodeksu karnego). Już widzę, jak obłożeni pracą sędziowie garną się do inicjowania takich postepowań. Inna sprawa, że „przenoszenie części sankcji z gruntu sankcji porządkowych na grunt sankcji karnych, niezależnie od skali naruszenia, jest nieuzasadnione”. Ponadto „nie jest jasne, dlaczego uchybienie sądowi ustnie ma być sankcjonowane w trybie porządkowym, a pisemnie – w trybie postępowania karnego, przy uproszczonym założeniu, że słowa wypowiedziane i napisane są te same. Ubliżanie na sali rozpraw może mieć taką samą treść i ciężar gatunkowy, jak ubliżanie dokonane drogą pisemną poprzez wysłanie pisma do sądu” (szerzej na ten temat, wraz z przeglądem orzecznictwa, por. glosa częściowo krytyczna A. Damasiewicz do uchwały SN z 26 października 2011 r.).
To wszystko jest jednak o tupecie, który może być na różne sposoby karany. Jednak ja chcę zwrócić uwagę na szerszy problem zilustrowany cytowaną sprawą i rozważaniami prawnymi. Mianowicie chodzi o komunikację. I edukację. Bo sposób sformułowania komunikatu miewa większy wpływ na jego odbiór niż sama treść. To jest ostrzeżenie dla tych, którzy formułują swoje wypowiedzi: Szanowny Wnioskodawco, jeśli obrazisz adresata, uruchamiając automatycznie jego negatywne emocje, będzie mniej skupiony na tym, co rzeczywiście chcesz powiedzieć. Wyzwiska mogą przykryć twoje życzenia, prośby i racje.
„Zarzucam tej prucy żydowskiej”, „do tłumoków żydowskich nie docierają treści prawa” – pismo zawierające te i wiele innych obelg zostało uznane za skargę kasacyjną
Z drugiej strony przyjęcie obraźliwego komunikatu i przejście do dalszego procedowania nad nim jest zbrodnią. Zbrodnią na zasadach współżycia społecznego, na kulturze, na zwyczaju. A jeśli jest to komunikacja między stroną czy zainteresowanym a urzędem lub sądem, to jest to sędziego czy urzędnika zbrodnia kwalifikowana. Bo przechodząc do porządku dziennego nad tupetem przekraczającym granice, uczą tupeciarzy, że tak mogą, a honorowych przyprawiają o niesmak. Honorowy to dla potrzeb tego felietonu człowiek nikomu nieubliżający, nawet jeśli jest bardzo zły na rozstrzygnięcie. Honorowy może mieć w takiej sytuacji pokusę, by przebrać się w szatki tupeciarza i spróbować, czy może to jest skuteczna droga uzyskania tego, czego chce.
Co w takim razie ma robić obrażany sędzia czy urzędnik? Karać? No, sędzia ma pewien instrument (wspomniany art. 49 p.u.s.p.). Urzędnik też (wspomniany art. 226 par. 1 k.k.). Mogą go stosować, chociaż to kosztuje czas i nerwy. Ja mam inną propozycję. Kontrowersyjną? Może, może...
Tym razem podam przykład z podwórka urzędowego, a nie sądowego. Pewien człowiek, niezadowolony z jakiejś sytuacji, załóżmy, że jakiejś budowy, składa do urzędu zajmującego się sprawą na pewnym odcinku procedur administracyjnych, pismo. W piśmie tym, oprócz argumentów merytorycznych, podlegających zwykłemu rozpatrzeniu na drodze administracyjnej, wrzuca co kilka akapitów zdanie bogate w inwektywy lub oskarżenia pod adresem:
a) urzędnika zajmującego się dotąd sprawą (np. o zmowę ze stronami);
b) osób trzecich biorących udział w sprawie w charakterze stron (np. o fałszowanie dokumentów);
c) innych instytucji (np. o korupcję).
Co zrobić z takim pismem? Lecieć do prokuratury? Zawiadamiać pomawianych, żeby sami polecieli do prokuratury? Zignorować i przejść do porządku dziennego? Tak jak wojewódzki sąd administracyjny, który skrajnie obraźliwe pismo potraktował jako skargę kasacyjną?
A co by się stało, gdyby pismo całkowicie zignorować i pozostawić bez rozpoznania? Żartuję. Proponuję dwie rzeczy – wyraźny komunikat zwrotny wraz z elementem edukacji. W sprawie rzeczonego pisma do urzędu proponowałabym odpowiedzieć tak:
„Jeśli chodzi o podniesione przez Pana zarzuty merytoryczne, to jest tak a tak (tu rzeczowo o meritum). Jeśli natomiast chodzi o twierdzenia dotyczące działań urzędników, może Pan złożyć powiadomienie do prokuratury, wskazując odpowiednie dowody czy okoliczności. Jednocześnie zwracam uwagę, że obecny sposób formułowania zarzutów wobec urzędników i osób trzecich, może spełniać przesłanki zastosowania art. 212 kodeksu karnego (pomówienie), więc uprzejmie proszę o zaniechanie tej formy komunikowania swoich zastrzeżeń”.
Nie wiem, czy karanie jest nadzwyczajnie skuteczną metodą działania, choć w określonych warunkach zapewne konieczną. Ja natomiast stawiałabym na komunikację. Przecież nic nie stoi na przeszkodzie, by sędzia lub urzędnik w swoim rozstrzygnięciu lub korespondencji odniósł się nie tylko do treści, ale także do formy komunikatu.
Przyjęcie obraźliwego komunikatu i przejście do dalszego procedowania nad nim jest zbrodnią na zasadach współżycia społecznego, na kulturze, na zwyczaju. A jeśli jest to komunikacja między stroną czy zainteresowanym a urzędem lub sądem, jest to sędziego czy urzędnika zbrodnia kwalifikowana
Załóżmy na przykład, że zainteresowany składa w urzędzie pismo, w którym wskazuje adres urzędu, swoje dane wraz z adresem i telefonem, datę, sygnaturę jakiegoś rozstrzygnięcia, tytuł „podanie” albo „odwołanie”, a pod spodem... „buźki”, wyrażające różne emocje, między innymi zaskoczenie i oburzenie. Zasadniczy komunikat jest jasny – zainteresowany jest niezadowolony ze wskazanego rozstrzygnięcia. Jednak forma komunikatu jest niewłaściwa. To urzędnik grzecznie prosi o właściwą. Ma nawet na to przepis: art. 64 par. 2 kodeksu postepowania administracyjnego: „Jeżeli podanie nie czyni zadość innym wymaganiom ustalonym w przepisach prawa, należy wezwać wnoszącego do usunięcia braków w terminie siedmiu dni z pouczeniem, że nieusunięcie tych braków spowoduje pozostawienie podania bez rozpoznania”.
Da się? Da się! Tutaj co prawda chodzi o inną sytuację – braków, a nie obelg. Dlatego też jest na to przepis. Ale nic nie stoi na przeszkodzie temu, by w razie obelg także zastosować komunikat. Nie ma podstawy prawnej, by ubliżające pismo procesowe czy odwołanie w administracji pozostawić bez rozpoznania, ale wyrażanie jasnego zdania, wraz z podaniem stosownych przepisów sankcjonujących dane zachowanie, zmieści się.
Na koniec przykład już czysto edukacyjny. Sadzę, że nie ma co czekać z tym, aż dorosły człowiek zwymyśla sąd lub oskarży urząd. Edukować trzeba od razu wtedy, kiedy się zauważy problem. Historyjkę tę można by zatytułować „Granice wyznaczane odpornością na chamstwo”. Promotor czyta pracę magisterską, która zostawia wiele do życzenia. Seminarzysta nie wydaje się przejęty, ignoruje uwagi, opuszcza seminaria. Dlatego promotor proponuje zmianę – tematu lub promotora. Na co otrzymuje odpowiedź:
„Dziękuję za informację, jednak nie ma szans, abym rozważył nowy temat lub zmianę promotora. Powiem wprost: może mi Pan dać dostateczny. Chcę skończyć studia i mieć to z głowy, nie sram pieniędzmi, żeby przedłużać naukę. (...) Zależy mi, by zakończyć te studia, a Pan mi to utrudnia, cały czas. Na innych uczelniach nie miał bym takich problemów. Jak już z Panem zacząłem, to i z Panem skończę tę pracę”.
Co ma zrobić promotor? Rozważa następujące opcje:
Po pierwsze: zignorować.
Po drugie: wyrzucić seminarzystę z seminarium.
Po trzecie: zawnioskować o postępowanie dyscyplinarne.
Po czwarte: napisać wychowawczego e-maila z żądaniem przeprosin.
Po piąte: odpisać merytorycznie, zaznaczając jedynie zastrzeżenia co do, hmm, formy e-maila.
Załóżmy, że promotor wybiera piątą opcję: „Forma Pana e-maila, w szczególności użyte słownictwo, upoważnia mnie do pozostawienia go bez odpowiedzi. Mimo to – odpowiem. Nie wiem, jak jest na innych uczelniach. Na tej uczelni na ocenę dostateczną trzeba zapracować tak samo, jak na każdą inną ocenę. Jeśli stawianie wymagań dotyczących jakości pracy nazywa Pan »utrudnianiem zakończenia studiów« przez Pana, to mam wątpliwości, czy jednakowo rozumiemy pojęcie »studiowanie«. Co do zmiany zakresu tematu (...)”. Zakończyło się skruchą, rzetelnymi przeprosinami i sugerowaną zmianą. Tematu lub promotora.
Konkluzja? Sąd. Urząd. Uniwersytet. Trzy miejsca, z wielu możliwych, gdzie da się komunikować, że tupet wypowiedzi nie działa. Że honor wypowiadania się jest wartością. Sędziowie! Urzędnicy! Profesorowie! – jako autorytety i wsparcie autorytetu reprezentowanych instytucji komunikujcie jasno, że obelgi, przekleństwa, rzucanie bezpodstawnych oskarżeń, ubliżanie – po prostu nie przejdzie. Bez echa.