Niektórzy zamawiający mogą próbować wykorzystać przepisy wprowadzające 12-zlotową stawkę godzinową do rozwiązywania już zawartych kontraktów. Niewiele im z tego jednak przyjdzie.
Nowelizacja ustawy o minimalnym wynagrodzeniu, nad którą intensywnie pracuje rząd, będzie wpływać na wieloletnie umowy o zamówienia publiczne. Choć od ponad roku w przetargach można wymagać zatrudniania na etat i poprzedni rząd zobowiązał administrację centralną do stosowania klauzul społecznych, to wciąż należą one do rzadkości. Efektem są stawki godzinowe wynoszące dużo mniej niż planowane 12 zł. Jedna z filharmonii płaci np. za godzinę pracy ochroniarza 7,35 zł, duże centrum naukowe – 8,97 zł, a spory urząd w Warszawie – 7,17 zł. Teraz stawki te będą musiały wzrosnąć.
Problem w tym, że urzędnicy nie muszą zgadzać się na aneksowanie już zawartych umów. Przepisy przejściowe, owszem, przewidują procedurę renegocjacji. Ale jeśli nie zakończy się ona konsensusem, to każda ze stron będzie mogła kontrakt rozwiązać.
– Mam jednak nadzieję, że strona publiczna będzie zainteresowana kontynuowaniem umów. Ich zrywanie nic bowiem nie da – ocenia Marek Kowalski, przewodniczący zespołu ds. zamówień publicznych przy Radzie Dialogu Społecznego i ekspert Konfederacji Lewiatan.
– Kolejne i tak będą już musiały być zawarte z uwzględnieniem wyższych płac. Zamawiający stracą więc tylko czas i poniosą dodatkowe koszty związane z przygotowaniem kolejnych przetargów – przekonuje.
Podobną sytuację mieliśmy przed kilkoma miesiącami. Z początkiem 2016 r. weszły bowiem w życie nowe przepisy dotyczące ozusowania umów cywilnoprawnych. One również spowodowały podniesienie kosztów pracy w już realizowanych zleceniach. Także i tej zmianie towarzyszyły przepisy przejściowe, które zobowiązywały do renegocjacji. I, jak wynika z szacunków branż czystości i ochrony, czyli tych, w których koszty pracy są najistotniejsze, aż ok. 85 proc. udało się pozytywnie renegocjować. Są dziś kontynuowane ze zwaloryzowanymi składkami.
Furtka zamknięta
Pozostałe 15 proc. to zamawiający, którzy stwierdzili, że nie chcą płacić więcej i liczyli na to, że w nowych przetargach być może wynegocjują lepsze warunki. Sądząc po cenach rzędu 7,8 zł czy nawet 9 zł za godzinę pracy, niektórym rzeczywiście się to udało. Teraz jednak będzie inaczej.
Większość zamawiających skłonna do negocjacji / Dziennik Gazeta Prawna
Jeszcze przed wejściem w życie stawki 12 zł za godzinę zacznie obowiązywać nowelizacja przepisów o zamówieniach publicznych, której pierwsze czytanie ma się odbyć jeszcze w tym tygodniu. A zgodnie z jej przepisami wszędzie, gdzie jest to uzasadnione, zamawiający będą zobowiązani wymagać zatrudnienia na etat. Furtka pozwalająca na niższe stawki zostanie więc zamknięta w ciągu najbliższych kilku tygodni.
Z kolei projekt zmian w ustawie o minimalnym wynagrodzeniu nakazuje – przy weryfikacji ceny pod kątem jej zaniżenia – sprawdzać także to, czy uwzględnia ona godzinową stawkę 12 zł. Ostatecznie więc albo wykonawca będzie zatrudniał na etat i płacił minimalną pensję miesięczną, albo na podstawie innej umowy zapłaci minimalną stawkę godzinową.
Czas na negocjacje
Przedsiębiorcy domagają się jednak wydłużenia vacatio legis przepisów wprowadzających stawkę 12 zł za godzinę. Chcą, by weszły one w życie nie wcześniej niż z początkiem stycznia 2017 r. Dziś projekt przewiduje ich obowiązywanie już od 1 września 2016 r. Od tej daty strony miałyby 30 dni na podjęcie negocjacji i kolejne 30 na ich przeprowadzenie. Gdyby w tym czasie nie doszły do porozumienia, wolno by im było rozwiązać umowę z zachowaniem dwumiesięcznego okresu wypowiedzenia.
Sukces renegocjacji oznaczałby natomiast, że już w 2016 r. administracja musiałaby płacić więcej.
– Problem w tym, że może na to nie mieć pieniędzy. Przecież budżety są ustalane na cały rok – zauważa Marek Kowalski.
Jak mówi, to kolejny argument za tym, żeby zmiany weszły w życie wraz z nowym rokiem.
– Do tego czasu strony miałyby czas na wynegocjowanie nowych warunków finansowych – proponuje ekspert.
Przewidziany w projekcie 30-dniowy termin na przeprowadzenie negocjacji eksperci uważają za wystarczający przy większości kontraktów.
– W bardziej skomplikowanych umowach, gdzie koszty pracy stanowią istotny składnik cenotwórczy, może to być jednak problem. Warto rozważyć więc wydłużenie terminu na negocjacje przynajmniej dla niektórych zamówień publicznych, tak aby nie doszło do zerwania takich kontraktów – stwierdza Witold Jarzyński, redaktor naczelny dwumiesięcznika „Zamawiający. Zamówienia Publiczne w Praktyce”.
– Byłoby to bowiem katastrofalne w skutkach dla zamawiających, którzy z dnia na dzień mogliby stracić ciągłość świadczonych usług – ostrzega.