Sędzia jest zaprzęgnięty w kierat, w którym idąc, za każdym obrotem mija wielki neon nad głową: „Jak najwięcej, jak najszybciej”. To zniechęca go do podejmowania prób polubownego rozwiązania sporu - pisze dr Agnieszka Damasiewicz.

Wyrok różni się od codziennych ludzkich decyzji, ponieważ jest decyzją o przeszłości. To czyni go psychologicznie niezwykłym: jakże można podejmować decyzje o przeszłości? „Decyzja o przeszłości” brzmi jak oksymoron. A jednak tym właśnie jest wyrok. Zależy od zrekonstruowanych faktów i dotyczy ich skutków. Natomiast ugoda, jeśli sięga do przeszłości, to tylko po to, by zbadać przyczyny sporu i móc je zlikwidować.
To najważniejsza różnica między wyrokiem i ugodą: wyrok dotyczy skutków przeszłych zdarzeń, a ugoda dotyczy rozwiązań na przyszłość. Te właściwości wyroku i ugody powodują, że spory można podzielić na takie, które nadają się do wyroku, i na takie, które nadają się do ugody. „U podstaw większości spraw leżą konflikty, których podłoże jest znacznie szersze aniżeli wycinek konfliktu, o którym w toku procesu rozstrzyga sąd. W sytuacji złożonych konfliktów jedno postępowanie nie rozwiązuje problemu, znane są przypadki gdy liczba postępowań między tymi samymi stronami mnoży się. (...) [Dlatego] proces sądowy spełnia swoją rolę, jeśli konflikt stron ma charakter jednorazowy i strony nie pozostają ze sobą w stałych stosunkach” [A. Łazarska, „Rola sądu we współczesnym procesie cywilnym”, „Przegląd Sądowy” 4/2011, s. 26].
To spostrzeżenie może inspirować sędziego do reżyserowania postępowania w kierunku zawarcia ugody. Jednak częściej inspiracją są dwa przekonania: że ugoda jest rozwiązaniem szybszym i że ugoda jest rozwiązaniem trwalszym.
Przekonanie o „szybkości” ugody wynika stąd, że skupia się ona na poszukiwaniu rozwiązania, a nie roztrząsaniu faktów. Dociekania na temat faktów emocjonują strony i blokują porozumienie. Jeśli uda się odwrócić uwagę stron od przeszłości i skierować ją ku przyszłości, to droga do ugody jest otwarta. Jednak poszukiwanie ugody ma także swój długi cień. Mianowicie próba zawarcia ugody nie zawsze prowadzi do zamierzonego finału, ale zawsze zabiera czas. Jeśli stronom nie uda się uniknąć wracania do historii, to ugoda, która miała przyspieszyć postępowanie, zmienia się w utraconą nadzieję na ugodę, która przedłuża postępowanie o czas nieskutecznych rozmów. Na dodatek strony stają się jeszcze bardziej zacietrzewione i „okopane” niż przed podjęciem próby ugodzenia się, co można określić jako straty psychologiczne nieudanej próby ugody. Sędzia ma dylemat, czy warto zainwestować czas rozprawy w próbę ugodzenia, ponieważ ryzykuje stratę „wkładu” czasowego i poniesienie dodatkowych kosztów w postaci nowych barier psychologicznych między stronami.
Z kolei przekonanie o trwałości ugody opiera się na założeniu, że skoro strony wypracowały kompromis, będą się go trzymać, ponieważ jest ich dziełem. Ma to szczególnie znaczenie w sprawach, w których konflikt ma tendencję do odtwarzania się, czyli w sprawach międzysąsiedzkich, międzywłaścicicielskich, innymi słowy takich, w których, po rozstrzygnięciu sprawy strony nie rozchodzą się, ale muszą nadal współegzystować.
No dobrze, ale dlaczego sędzia, specjalista od decyzji niezwykłych, czyli wyroków, ma zajmować się klasykami decyzyjnymi, czyli ugodami?
Sędzia? Archetyp trzeciej strony!
Konstytucja nie wspomina o funkcji rozjemczej sądu ani wymiaru sprawiedliwości, podobnie zresztą jak przepisy ustrojowe. Dopiero kodeks postępowania cywilnego wskazuje, że sędzia powinien ugadzać (art. 10 k.p.c.). Tylko dlaczego on?
Sędziowie niekiedy zauważają: „Strony nie przychodzą do sądu po ugodę. Gdyby spór był tego rodzaju, że mogą się dogadać, nie potrzebowałyby do tego sądu”. [Wypowiedź sędziego sądu okręgowego orzekającego w sprawach cywilnych udzielona w jednym z przeprowadzonych przeze mnie wywiadów w ramach badań naukowych nad procesem decyzyjnym sędziego przeprowadzonych w latach 2013–2015. Dalej cytowani: „SSO” – sędzia sądu okręgowego i „SSR” – sędzia sądu rejonowego].
Jednak to nie do końca racja, ponieważ na sali sądowej działa archetyp „trzeciej strony”. Z badań psychologii behawioralnej wynika, że zaangażowanie osoby trzeciej ma istotny wpływ na przebieg rozmów zmierzających ku ugodzie. „Interwencja innych może być skutecznym sposobem rozwiązywania sporów, zwłaszcza jeśli taka ingerencja jest elementem kulturowo zrytualizowanego procesu” [D. Tannen, „Cywilizacja kłótni”, Poznań 2003, s. 314]. Ilustracja tego zjawiska: „Herman Engel wyszedł kiedyś na spacer z żoną w południowej części Manhattanu. Kiedy przechodzili przez ulicę, rozpędzony samochód zatrzymał się gwałtownie, omijając ich zaledwie o centymetry. Przestraszony i rozgniewany Herman uderzył pięścią w maskę samochodu. Rozwścieczony młodzieniec, który kierował pojazdem, wysiadł, krzycząc: » Dlaczego uderzyłeś w mój samochód?! « . Engel odkrzyknął w odpowiedzi: » Omal nie zabiłeś mnie i mojej żony! « . Zebrał się tłumek gapiów. Engel był biały, kierowca czarny i nagle cała sytuacja nabrała rasowych podtekstów. (...) Nagle Engel zauważył za swoimi plecami starego, czarnoskórego mężczyznę. Jego ręka skierowana dłonią w dół poruszała się z wolna w górę i w dół, jakby człowiek ten chciał zasugerować młodemu kierowcy: » Dobrze już, uspokój się « . Młodzieniec wyraźnie toczył wewnętrzną walkę, by się opanować. Nagle wrócił do swojego samochodu, wsiadł i odjechał. (...) Interweniował ktoś z zewnątrz. (...) Nie znał żadnej ze stron, a jednak potrafił komunikować się w sposób budzący szacunek. (...) Ten człowiek był archetypową » trzecią stroną « ” [W.L. Ury, „Dochodząc do zgody”, Taszów 2006, s. 31–32].
Sędzia w procesie jest archetypową „trzecią stroną”, dlatego ma pozawerbalny wpływ na zwiększenie motywacji stron do zawarcia ugody.
Wykonawcy artykułu dziesiątego
Zgodnie z art. 10 k.p.c. sąd powinien dążyć do ugodowego załatwienia spraw, w których zawarcie ugody jest dopuszczalne. Zadanie sędziego wyrokującego i sędziego ugadzającego to różne zadania, których wykonanie wymaga podejmowania odmiennych czynności. Inaczej działa się, by rozstrzygnąć spór, a inaczej działa się, by rozwiązać konflikt. Sędzia wyrokujący zajmuje się faktami z przeszłości i ich interpretacją w świetle norm prawnych, w taki sposób, aby móc sformułować wyrok, natomiast sędzia ugadzający zajmuje się motywacjami i emocjami w taki sposób, by znalazły ujście w ugodzie, w granicach prawa.
Przepisy nie dają wskazówek co do sposobu nakłaniania do ugody. Sędziowie różnie podchodzą do funkcji rozjemczej, od zadania pytania pro forma, czy strony widzą możliwość zawarcia ugody, po wyraźne artykułowanie sugestii, że ugoda będzie rozwiązaniem najlepszym. Sędziowie mówią:
„Pytam strony o możliwość zawarcia ugody, ale jakoś szczególnie nie namawiam. Mówię im, że to oszczędzi czasu, pieniędzy i nerwów, ale nie zmuszam”. [SSO]
„Przekonuję, uprzedzając strony o tym, jak wygląda postępowanie dowodowe. Że takie postępowanie trwa i kosztuje, zwłaszcza jeśli trzeba czekać na opinię i opłacić biegłych. (...) Drugi moment, kiedy można przekonywać do ugody, to chwila, kiedy zakończy się postępowanie dowodowe. Tuż przed wyrokiem rozmawiam ze stronami i kiedy orzeczenie jest blisko, to często udaje się nakłonić strony do ugody”. [SSR]
„Da się zawrzeć ugodę najczęściej w sprawach, gdzie chodzi tylko o rozliczenia. Bo wiadomo, że coś trzeba zapłacić. Ten chciałby więcej dostać, tamten mniej zapłacić. Wtedy jest możliwość skutecznego nakłaniania. Ale nie liczę na ugody. Do nas trafiają sprawy spółek, gdzie na przykład prezesi współpracowali wiele lat, potem jeden drugiemu wywinął taki numer, że tamten stwierdza: nie odpuszczę. Wykłada spore pieniądze na prawnika i zapomina o sprawie. Poczuł się obrażony, to są emocje. W takich ugody się nie zawrze”. [SSO]
„Działam metodą kija i marchewki. Trzeba przedstawić korzyści i ewentualne negatywne następstwa, które mogą wyniknąć z orzekania. Każdy woli kierować rzeczywistością, niż żeby mu ona była narzucona. Dopóki człowiek sam kreuje rzeczywistość, to jest z tego bardziej zadowolony, niż jak mu ją ktoś narzuca. Plusem ugody dla stron są też ograniczone koszty. Koszty sądowe, ale także koszty zdrowia. Niewielu jest ludzi, którzy przychodzą do sądu i się nie denerwują. Więc pytam, czy chcą się spotykać jeszcze przez kilka czy kilkanaście posiedzeń, a jak będzie apelacja, to czasami przez kilka lat. Zwłaszcza że na sali rozwiążemy jakiś problem, a zaraz pojawi się inny, z tego samego źródła. Dobrą metodą jest zarządzenie konieczności uiszczenia zaliczki np. na biegłego przez tę osobę, która kategorycznie odmawia podjęcia próby zawarcia ugody. A na koniec warto stronom uświadomić możliwość przegrania sprawy, nie przesądzając oczywiście, której strony to może dotyczyć”. [SSR]
„Przekonuję strony. Wskazuję, że to najlepsze rozwiązanie, ponieważ jest kompleksowe, załatwia sprawę na dobre, a nie jej wycinek; że nie ujawnia się wielu informacji publicznie, które musiałyby być ujawnione w czasie postępowania. No i tradycyjne argumenty, że to oszczędza czas i koszty. Faktem jest jednak, że takie nakłanianie mogło by być skuteczniejsze, gdyby się strony dało wysłać do jakiejś sali konferencyjnej, na rozmowę, a nie na korytarz”. [SSO]
„Trzeba wyczuć właściwy moment. Po latach sądzenia zauważyłem, że ugody najłatwiej zawiera się, gdy zbliżają się święta, najlepiej Boże Narodzenie, rzadziej Wielkanoc”. [SSO]
To są metody wypracowywane przez każdego sędziego indywidualnie. Czy można sformułować jakieś zasady dla sędziów wykonujących fach rozjemców?
Traktat o dobrej robocie
Pierwszym zadaniem sędziego rozjemcy jest wybranie właściwego momentu, by rozpocząć snucie wątku ugody w danym postępowaniu. Tutaj przydatna jest wiedza z zakresu psychologii behawioralnej, a konkretnie wiedza dotycząca tego, jak ludzie w rzeczywistości podejmują decyzje. Kilka przykładów.
Drogę do ugody warto nakreślić jak najwcześniej, zanim strony poniosą koszty (zarówno finansowe, jak i psychiczne) postępowania. Jest to taki mechanizm: ludzie „stale reperują stary, zawodny samochód tylko dlatego, że już zapłacili za wiele napraw” [A. Furnham, „50 teorii psychologii, które powinieneś znać”, Warszawa 2010, s 159]. W miarę poniesionych kosztów człowiek jest coraz mniej skłonny do rezygnacji z celu, choćby jego spełnienie było racjonalnie wątpliwe.
Drugi przykład: ludzie, obserwując innych, dostrzegają ich działania i interpretują je, nie zauważając kierujących nimi motywacji. Natomiast kiedy się zastanawiają nad własnymi działaniami, znają wszystkie okoliczności i uwarunkowania [por. K. Pattersan, J. Grenny, R. McMillan, A. Switzler, „Trudna sztuka konfrontacji”, Warszawa 2007, s. 73]. Sędzia – rozjemca może spowodować, by słuchanie informacyjne stron przyniosło odkrycie ich motywacji, co zmieni cudze interpretacje ich zachowań i jednocześnie może wpłynąć na rozwiązanie sporu.
Innym przykładem mechanizmu do wykorzystania na drodze do ugody jest wrażliwość na stratę. Tak zwana teoria perspektyw wskazuje na zwiększoną wrażliwość na stratę w porównaniu z wrażliwością na zysk. „Badania wykazały, że ludzie są o wiele bardziej wrażliwi na stratę niż na zysk – aż do tego stopnia, że chętnie angażują się w zachowania bardzo ryzykowne po to, aby uniknąć straty” [A. Furnham, op. cit.]. Dlatego lepiej przedstawiać straty wynikające z braku ugody niż zyski płynące z jej zawarcia. Strony chętniej podejmą ryzyko ugody, by uniknąć strat, niż by wygenerować zyski.
Drugim zadaniem sędziego rozjemcy, jest zarządzanie informacją. Chodzi o to, że drogę do ugody warto zacząć od informowania, a nie od namawiania. „Zachęcać, kiedy nie należy zmuszać, prowadzić, kiedy nie należy rozkazywać, jest to najwyższa zręczność” [Montesquieu, „Myśli”, Warszawa 1987, s. 94]. Żeby zrozumieć rolę informowania przy prowadzeniu stron do ugody, trzeba zrozumieć, dlaczego strony w ogóle dążą do procesu sądowego. „Do procesów sądowych dochodzi, ponieważ strony mają różne oczekiwania co do wartości procesu: strona powodowa oczekuje zasądzenia znacznej kwoty, a strona pozwana niewielkiej. (...) Obydwie strony mają względnie optymistyczne podejście. Przy takim podejściu powód żąda, w ramach ugody (...) wysokiej kwoty, a pozwany niskiej, wskutek czego strony nie są w stanie porozumieć się” [R. Cooter, T. Ulen, „Ekonomiczna analiza prawa”, Warszawa 2009, s. 529]. Z tego wynika, że często inspiracją do udziału w procesie sądowym jest brak informacji i nadmierny optymizm. Sędzia powinien informować, ponieważ... „złe wiadomości sprzyjają ugodzie” [R. Cooter, op. cit.].
Informowanie może mieć różne oblicza. Niektórych warto poinformować, jak będzie przebiegał proces, jakie są obowiązki stron, że można przegrać, mimo przekonania o swoich racjach, z powodu niedysponowania wystarczającym materiałem dowodowym. Niektórych warto poinformować, jakie jest spektrum możliwych rozstrzygnięć, że postępowanie nie zawsze jest „grą zero-jedynkową”, w której jeden wygrywa, drugi przegrywa i że postępowanie może prowadzić do wyniku, którego nie spodziewa się żadna ze stron i którego nie można zakwalifikować jako wygranej lub przegranej którejkolwiek z nich. Na tej podstawie strony mogą zweryfikować swoje założenia dotyczące przebiegu procesu i jego wyniku. Informowanie jest instrumentem idealnym, ponieważ nie naraża sędziego na zdradzenie swojej opinii przed wydaniem wyroku: sędzia tylko pokazuje alternatywy.
O ile wybranie dobrego momentu na rozpoczęcie drogi do ugody oraz zarządzanie informacją to dwa pierwsze zadania sędziego ugadzającego, trzecim zadaniem jest niezaprzestawanie starań. Ocena sytuacji dokonywana przez strony się zmienia. Ugoda może zostać zawarta nawet jeśli w czasie postępowania pełnomocnicy stron używali ostrożnej formułki w odpowiedzi na pytanie o ugodę: „Na tym etapie postępowania nie jest to możliwe”.
Ugoda lepsza, wyrok szybszy – co zwycięża?
Sędziowie lubią ugody, ponieważ to jedyny przypadek, kiedy obie strony wychodzą zadowolone z sali sądowej. Jednak nie mają większych szans na gwarantowanie stronom, sobie i wymiarowi sprawiedliwości tak satysfakcjonującego finału sprawy. Dlaczego? Posłużę się cytatem, który trafnie ujmuje problem: „Nieracjonalne jest oczekiwanie, by sędzia, którego celem jest stwierdzenie naruszenia lub braku naruszenia przepisów prawa, obarczony wieloma obowiązkami natury pomocniczej wobec działalności jurysdykcyjnej, motywowany do rozstrzygnięcia jak największej liczby spraw w jak najkrótszym czasie, będzie dążył do polubownego rozwiązania sporu lub dbał o rozwiązanie satysfakcjonujące strony w jak największym stopniu” [A. Jakubiak-Mirończuk, „Negocjacje dla prawników. Prawo cywilne”, LEX 2010].
Jak uczynić oczekiwanie, „by sędzia dążył do polubownego rozwiązania sporu i dbał o rozwiązanie satysfakcjonujące strony w jak największym stopniu” – oczekiwaniem racjonalnym? Należy, zmierzając do realizacji celu wskazanego w art. 10 k.p.c., odciążyć sędziego od obowiązków natury pomocniczej i wyprząc z kieratu, w którym idąc, za każdym obrotem mija wielki neon nad głową: „Jak najwięcej, jak najszybciej”.