Rozpoczyna się ostra batalia o prawo do nominacji sędziego amerykańskiego sądu najwyższego w miejsce zmarłego przed kilkoma dniami Antonina Scalii. Mimo że do końca kadencji prezydenta Baracka Obamy pozostał jeszcze niemal rok, republikanie już zapowiedzieli, że nie dopuszczą, aby to on wskazał następcę.

13 lutego, kilka godzin po ogłoszeniu śmierci Scalii, Obama poinformował, że zamierza wybrać jego następcę w ciągu najbliższych kilku tygodni, dodając, że Senat będzie miał mnóstwo czasu na przesłuchanie kandydata oraz głosowanie. Zgodnie z amerykańską konstytucją sędziego sądu najwyższego nominuje prezydent za radą i zgodą Senatu. Nie precyzuje natomiast, w jakim czasie od zwolnienia urzędu ma się ten proces rozpocząć ani zakończyć.

W praktyce procedura nominacyjna – od momentu wskazania sędziego przez prezydenta do jego zatwierdzenia przez senatorów – trwa średnio kilka miesięcy. Samo przesłuchanie kandydata przez 18-osobową komisję senacką ds. sądownictwa w ostatnich latach zabierało łącznie ponad 20 godzin. Najdłużej w historii trwało zatwierdzenie wyboru sędziego Louisa Brandeisa w 1918 r. (125 dni). W przypadku Eleny Kagan, jednej z dwóch sędzi SN nominowanych przez Obamę, cały proces trwał 87 dni. Ale w przeszłości zdarzało się, że wybór udawało się przeprowadzić nawet w ciągu dwóch, trzech tygodni.

Tym razem nie zapowiada się, aby poszło tak łatwo. Wręcz przeciwnie, zaraz po ogłoszeniu przez Obamę zamiaru nominowania następcy Scalii lider senackich republikanów Mitch McConnell oraz szef senackiej komisji ds. sądownictwa Charles E. Grassley zakomunikowali, że nowy sędzia SN nie powinien zostać wybrany do czasu objęcia urzędu przez następnego prezydenta. Jego zdaniem w swoim ostatnim roku urzędowania Obama nie ma prawa nominować sukcesora Scalii. „Amerykański naród powinien mieć głos w sprawie wyboru kolejnego sędziego sądu najwyższego” – przekonywał McConnell. Jego stanowisko publicznie poparło wielu innych republikanów z Senatu, w tym dwóch kandydatów na prezydenta – Marco Rubio i Ted Cruz. I nie ma wątpliwości, że spór o prawo wyboru następcy konserwatywnego sędziego Scalii, zagorzałego zwolennika interpretowania konstytucji zgodnie z intencjami ojców założycieli Stanów Zjednoczonych, przez najbliższe miesiące będzie jednym z naczelnych tematów kampanii prezydenckiej. Stawka jest o tyle wysoka, że przed SN toczą się obecnie postępowania w wielu kluczowych i kontrowersyjnych społecznie sprawach, takich jak prawo do aborcji, akcja afirmatywna, kontrola dostępu do broni oraz przepisy imigracyjne. Jeśli republikanie nie postawią na swoim, dodatkowy liberalny sędzia w składzie SN drastycznie zmniejszy szanse na to, że jego wyroki będą zgodne z konserwatywną wizją amerykańskiej polityki.

Demokraci szybko przeszli do kontrofensywy, podkreślając, że odmowa przeprowadzenia przesłuchania kandydata będzie równoznaczna z rażącym aktem obstrukcjonizmu. Zwłaszcza że ani konstytucja, ani prawo precedensowe w żaden sposób nie ograniczają uprawnień prezydenta w ostatnim roku sprawowania urzędu. „Funkcjonowanie sądu najwyższego przez rok z nieobsadzonym stanowiskiem byłoby sytuacją bez precedensu w jego współczesnej historii” – napisał w oświadczeniu prasowym lider demokratów w Senacie Harry Reid. Na ich korzyść nie działa jednak senacka arytmetyka. Gdyby republikanie zablokowali głosowanie nad kandydaturą Obamy, demokraci potrzebowaliby 60 głosów, aby złamać ich opór. A tylu nie mają.

Ostatnim dniem Obamy jako głowy państwa będzie 20 stycznia 2017 r. Wybory prezydenckie odbędą się natomiast 8 listopada. W przypadku dwóch ostatnich sędzi SN nominowanych przez Obamę, Sonii Sotomayor i Eleny Kagan, Biały Dom ogłosił ich nazwiska w ciągu 30 dni od momentu zgłoszenia przez poprzedników zamiaru przejścia na emeryturę.

Ruszyła już giełda nazwisk potencjalnych następców sędziego Scalii. Najczęściej pojawia się na niej dwójka sędziów nominowanych przez Obamę do sądów federalnych wyższych instancji: Sri Srinivasan i Jane L. Kelly. Ten pierwszy to 48-letni Amerykanin indyjskiego pochodzenia, sędzia sądu apelacyjnego dla Dystryktu Kolumbia. Zanim uzyskał sędziowską nominację pracował jako zastępca prokuratora generalnego, wielokrotnie reprezentując rząd przed sądem najwyższym. Wymieniana obok niego Kelly to z kolei sędzia sądu apelacyjnego dla ósmego okręgu, która ma na swoim koncie długą karierę adwokacką. Przewagą obu pretendentów nad pozostałymi jest to, że uzyskali już raz akceptację Senatu (sędziowie sądów apelacyjnych także przechodzą procedurę przed komisją senacką). Wśród faworytów wymienia się także Merricka Garlanda, prezesa sądu apelacyjnego dla Dystryktu Kolumbii, którego Obama brał już pod uwagę przy nominowaniu sędziego SN w 2010 r.