"Warszawska Gazeta" opublikowała zapis wiadomości z profilu społecznościowego, który rzekomo należy do sędziego Wojciecha Łączewskiego. Wynika z nich, że miał on zaproponować Tomaszowi Lisowi "pomoc w zwalczaniu rządu PiS". Sędzia Łączewski złożył już w warszawskiej prokuraturze kolejne zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa w związku podszywaniem się pod jego tożsamość, a także włamaniem do komputera.

Rzecznik Sądu Okręgowego w Warszawie sędzia Ewa Leszczyńska-Furtak dodała, że 10 lutego sędzia został w tej sprawie przesłuchany przez prokuraturę.

Poprzednie zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa, które również dotyczyło założonego na jego imię i nazwisko fałszywego profilu na Twitterze, zostało umorzone z powodu niewykrycia sprawcy. Teraz chodzi także o podejrzenie włamania do prywatnego laptopa Łączewskiego i wykonania mu zdjęcia kamerą internetową. Sam sędzia twierdzi, że na prowadzi na Twitterze konta pod własnym imieniem i nazwiskiem właśnie z powodu podszywania się pod niego niezidentyfikowanych internautów.

O sprawie niewymienionego z imienia i nazwiska sędziego, który ze swojego konta na Twitterze miał wysyłać prywatne wiadomości pewnemu wpływowemu dziennikarzowi, jako pierwszy napisał kilka tygodni temu serwis kulisy24.pl. Autorem publikacji jest trójka doświadczonych dziennikarzy śledczych Agnieszka Burzyńska, Sylwester Latkowski i Michał Majewski. W swoim tekście tłumaczyli, że sędzia, będąc przekonanym, że profil dziennikarza jest prawdziwy, zaczął przesyłać mu prywatne wiadomości, w których ostro krytykował rząd PiS. W jednej z nich zaproponował nawet, aby spotkali się, aby porozmawiać o strategii walki z obozem Jarosława Kaczyńskiego. Konto w rzeczywistości nie należało do dziennikarza, ale osoba, która się pod niego podszywała, zaczęła korespondować z rzekomym sędzią. Aby upewnić się, że nie padła ofiarą prowokacji poprosiła go na dowód o selfie. A rzekomy sędzia je przesłał. I w tej sprawie Łączewski złożył doniesienie do prokuratury, podejrzewając, że ktoś już nie tylko się pod niego podszywa, ale też włamał się do jego komputera.

W swojej publikacji dziennikarze portalu kulisy24.pl nie wspominają o tym, że podjęli próbę skontaktowania się z sędzią, aby potwierdzić, czy profil na Twitterze rzeczywiście należy do niego. Nie zastanowiło ich również to, że Łączewski poza salą sądową w ogóle nie wypowiada się publicznie i bardzo stroni od mediów. Sylwester Latkowski przyznał po publikacji, że dostaje liczne apele o ujawnienie tożsamości sędziego, jednak ostatecznie wraz ze współautorami nie zdecydowali się na ten krok. Jak sam stwierdził, dalej nie wierzą w niezawisłość sędziego, lecz w Polsce jest dziś tak, że "sądy kneblują dziennikarzy".

Opisaną historię kontynuuje dzisiejsza "Warszawska Gazeta", ujawniając, że sędzią podejmującym grę polityczną jest właśnie Wojciech Łączewski, a dziennikarzem, który miał mu w tym pomóc - Tomasz Lis. Gazeta opublikowała też korespondencję prowadzoną z obu niezweryfikowanych kont społecznościowych, określając je jako "zapis rozmów kompromitujących sędziego Łączewskiego".

Autorem tekstu w "Warszawskiej Gazecie" jest Paweł Miter, o którym zrobiło się głośno w 2012 r., gdy podając się za asystenta ministra z kancelarii premiera zadzwonił do sędziego Ryszarda Milewskiego prowadzącego sprawę Amber Gold. Sędzia wykazał się w tej rozmowie całkowitą uległość i serwilizmem wobec rządu. Dwa lata wcześniej Miter podszył się pod ministra w kancelarii prezydenta i zwrócił się do TVP, aby dała mu własny program. W przeszłości został też skazany na rok w zawieszeniu za próbę wyłudzenia ponad 100 tys. złotych od wrocławskiego biznesmena poprzez podszywanie się pod niego w mailu.