Nie znam osobiście ani jednego przypadku wyrzucenia kogoś z zawodu z powodu popełnionego błędu. A pomyłki kojarzę absolutnie fatalne - mówi w wywiadzie dla DGP Jacek Świeca, radca prawny, partner zarządzający w Kancelarii Świeca i Wspólnicy.
Jacek Świeca radca prawny, partner zarządzający w kancelarii Świeca i Wspólnicy / Media / mat. prasowe



Prezes UOKiK nałożył na T-Mobile Polska kilkumilionową karę. Powód: brak odpowiednio sformułowanej klauzuli modyfikacyjnej w umowach z abonentami. Abstrahując od tego, czy decyzja ta utrzyma się w sądzie, chyba prawnicy spółki popełnili gdzieś błąd?
Bardzo możliwe, ale trzeba zawsze w takiej sytuacji zastanowić się, kto popełnił ten błąd. Niektórzy zapewne wychodzą z założenia, że pełną odpowiedzialność za decyzje, które potem okazują się niewłaściwe, ponosi zarząd spółki. Na ostatecznie zaakceptowanym dokumencie jest w końcu podpis menedżera.
Ale skoro mówi pan, że niektórzy tak twierdzą, pan zapewne uważa inaczej...
Rzeczywiście. W przeciwnym razie doszlibyśmy do niepokojących wniosków i moglibyśmy się zastanawiać, po co są kancelarie i po co są działy prawne w spółkach, skoro nie biorą na siebie żadnej odpowiedzialności.
W tym przypadku mam spore wątpliwości, czy doszłoby do wydania takiej decyzji UOKiK, gdyby umowy zostały porządnie sprawdzone. Raczej nie. Dla mnie więc sprawa jest jasna: prawnicy dostali coś do sprawdzenia, potem okazuje się, że nie mieli racji, więc ponoszą odpowiedzialność.
Ale przecież prawo w dużej mierze polega na różnieniu się w poglądach. A idąc tym tokiem rozumowania, każdy przegrywający prawnik powinien bać się o swój los.
Jeśli UOKiK w swej decyzji wskazuje liczne orzecznictwo i orzeka zgodnie z dominującym poglądem doktryny, to uważam, że dało się to przewidzieć. Oczywiście nie wiemy, jak sprawa wyglądała od środka, ale zadaniem profesjonalnego prawnika jest uczulanie zarządu spółki na różne ryzyka prawne. To właśnie prawnik ma być tym, który dostrzega zagrożenia, jakich inni nie widzą. To on ma być tym, o którym inni powiedzą, że dzieli włos na czworo. A nie sądzę, by niewpisanie klauzuli modyfikacyjnej było biznesową decyzją menedżerów spółki.
Jakie kłopoty mogą mieć prawnicy, którzy popełnią błąd?
Pomijając kwestię tak oczywistą jak zrezygnowanie z ich usług, w grę wchodzą odpowiedzialność cywilna oraz dyscyplinarna.
Jeśli chodzi o tę pierwszą, to adwokaci i radcowie są ubezpieczeni.
Oczywiście. Tyle że to nie zmienia sytuacji prawnika, który zaniedba swoje obowiązki i się fatalnie pomyli. Bo proszę pamiętać, że nawet jeśli zakład ubezpieczeń pokryje szkodę, to sprawa się wcale nie kończy. Wówczas przecież ubezpieczyciel chce te pieniądze odzyskać od prawnika. W efekcie jeden błąd może być szalenie kosztowny i to w wymiarze ekonomicznym.
A odpowiedzialność dyscyplinarna?
Oczywiście zgodnie z przepisami jej podlegamy i w razie uchybienia możemy ją ponosić.
To oczywiste. Ale czy to nie fikcja? W końcu kruk krukowi oka nie wykole.
Nie byłbym aż tak radykalny w ocenie, ale rzeczywiście nie znam osobiście ani jednego przypadku wyrzucenia kogoś z zawodu z powodu popełnionego błędu. A pomyłki kojarzę absolutnie fatalne, w tym te najbardziej problematyczne dla klienta, jak niedochowanie terminu na wniesienie apelacji.
Zero odpowiedzialności?
W sytuacjach, o których słyszałem, zastosowano upomnienie, w najgorszym razie naganę. A błędy typowo szkolne i to popełnione przez bardzo znanych i szanowanych adwokatów i radców. Choć właściwie najczęściej przez ich aplikantów...
No właśnie, partner bierze często odpowiedzialność na siebie, ale błąd nie jest jego autorstwa.
Ale szef, który dostaje dokument do podpisania, powinien go sprawdzić. A jeśli podpisuje bez weryfikacji, to musi polegać na swoim zespole. To oczywiste, że nie ma specjalistów od wszystkiego, a zdarzają się przypadki, gdy klient oczekuje, iż partner zarządzający będzie współpracował przy danej sprawie i brał odpowiedzialność. Ale jeśli tak się dzieje i zostaje popełniona pomyłka, to przecież też możemy mówić o błędzie tego podpisującego się: o błędzie w doborze współpracowników.
Można mówić o napiętnowaniu na rynku usług prawniczych tych, którzy popełnili fatalną w skutkach pomyłkę?
Raczej nie. Zapewne jeśli ktoś się bardzo interesuje tymi tematami, to bez trudu dowie się, który adwokat czy radca ma coś na sumieniu. Spółka, szukając nowych prawników, też zapewne będzie w stanie to ustalić. Ale jednocześnie nie poszukując tego typu informacji, nie wiem na przykład, kto zapomniał o wpisaniu klauzuli modyfikacyjnej do umowy. Nasze środowisko raczej nie stosuje infamii wobec tych, którym powinęła się noga.
A z czego najczęściej wynikają błędy prawników?
Z rutyny. I tu muszę powiedzieć, że dostrzegam istotną różnicę pomiędzy prawnikami pracującymi w działach prawnych spółek a tymi z kancelarii. Ci drudzy są znacznie sprawniejsi, bo mniejsze jest ryzyko, że popadną w rutynę; że dzień po dniu będą robili dokładnie to samo.
Trudno, by mówił pan inaczej. Rozbudowane działy prawne odbierają wam – kancelaryjnym prawnikom – chleb.
Często jest wprost przeciwnie, bo gdy dział prawny w firmie nawali, szuka się na szybko obsługi zewnętrznej, która może jeszcze uratuje sytuację. I to wynika z prostej przyczyny. Prawnik siedzący w spółce i parafujący wszystkie stworzone w firmie dokumenty nie wspina się codziennie na wyżyny swoich możliwości, nie śledzi bieżącego orzecznictwa. Uważa, że tego nie potrzebuje, bo w końcu ma tylko podpisać się na kartce, potwierdzając tym samym, że dany dokument jest poprawny pod względem prawnym. A w którymś momencie, wśród setek podobnych do siebie białych kartek zapisanych czarnym tuszem, znajduje się jedna, warta miliony złotych.