Nie istnieją modele procesu lepsze lub gorsze. Celowość, efektywność i sprawiedliwość oceniane są zawsze w ramach każdorazowego rozstrzygnięcia, bo tak działa wymiar sprawiedliwości
Niezależnie od głośnego sporu odnośnie normatywnych rozwiązań ustrojowych dotyczących Trybunału Konstytucyjnego, niejako w tle rozpoczyna się proces kolejnej już nowelizacji fundamentalnej dla praw człowieka ustawy, czyli kodeksu postępowania karnego.
Przypomnijmy, że ustawa „karno-procesowa” reguluje sposób prowadzenia postępowania karnego, zarówno w stadium postępowania przygotowawczego, jak i w ramach tradycyjnie przez nieprawników kojarzonego z „procesem karnym” procesu w stadium sądowym. W literaturze przedmiotu często się wskazuje, że regulacje proceduralne są w istocie ważniejsze niż te, które traktują o podstawie odpowiedzialności materialno-prawnej za czyny zabronione. Kodeks postępowania karnego reguluje bowiem sposób wymierzania odpowiedzialności karnej i od tej ustawy zależy w znaczącym stopniu efektywność procesu.
1 lipca ubiegłego roku weszła w życie znacząca nowelizacja k.p.k. Podzieliła ona środowisko prawnicze, wprowadzając z jednej strony wiele rozwiązań niezwykle nowoczesnych, z drugiej nie do końca znanych i okrzepłych (a tym samym w pewien sposób i nieznanych, choć niekoniecznie nieakceptowanych) w kontynentalnej kulturze prawnej, do której przynależy Polska. Zauważano, że wprowadzana zmiana w polskiej penalistyce jest w istocie większa niż skala zmian między kodeksem z 1997 r. a poprzednio obowiązującym w okresie Polski Ludowej k.p.k. z roku 1969.
Najistotniejszym efektem wejścia w życie noweli lipcowej było przeformułowanie roli sędziego, który stał się arbitrem czy wręcz biernym słuchaczem mogącym wyjść z inicjatywą dowodową w razie „wyjątkowych wypadków, uzasadnionych szczególnymi okolicznościami” (art. 167 k.p.k.). Kolejna istotna zmiana polegała na pewnym, choć nie do końca zwerbalizowanym, przeformułowaniu zasady prawdy, polegającej na nałożeniu na organ procesowy uznania winy na podstawie faktów ustalonych jako „prawdziwe”, w myśl klasycznej, arystotelesowskiej definicji prawdy jako zgodności rzeczywistości z sądem. Nowelizacja art. 2 par. 1 pkt 1 k.p.k. wprowadzała pewne przesunięcie akcentu w kierunku prawdy formalnej, znanej raczej w koncepcji procesu anglosaskiego: kształtując podstawowy cel procesu karnego jako taki, by „sprawca przestępstwa został wykryty i pociągnięty do odpowiedzialności karnej, a osoba, której nie udowodniono winy, nie poniosła tej odpowiedzialności”.
W piśmiennictwie podnoszono, że przerzucając aktywność dowodową z sądu na strony postępowania, taka stylizacja semantyczna mogła (choć nie musiała) prowadzić do większego prawdopodobieństwa zapadania rozstrzygnięć uniewinniających, gdy w sytuacji aktywności dowodowej sądu (w razie posiadania przezeń takiego uprawnienia) przewód sądowy można było poprowadzić w celu wykazania winy u podsądnego. W istocie więc zasada kontradyktoryjności zyskała prymarną funkcję w procesie, podczas gdy pozostałe w pewien sposób stały się pomocnicze.
Warto podkreślić, że nie istnieją modele procesu lepsze lub gorsze, nawet biorąc pod uwagę określone kryteria. Celowość, efektywność, sprawiedliwość oceniana jest zawsze w ramach każdorazowego rozstrzygnięcia, bo tak działa wymiar sprawiedliwości. Prawodawca może jednak inkorporować do procedury rozwiązania znane określonym modelom, odwołując się do takich, a nie innych założeń aksjologicznych. I to właśnie odmienna ocena co do wartości, którym ma przyświecać polityka karania, rozumiana zarówno na gruncie stricto prawnym, jak i na gruncie realizowanej polityki prawa, stoi najpewniej za kolejną już nowelizacją procedury karnej podejmowaną przez nowy obóz polityczny.
Proponowane zmiany można streścić w sposób syntetyczny jako silnie nacechowany rozwiązaniami inkwizycyjnymi powrót do mieszanego modelu procesu karnego w stadium sądowym tego postępowania. Ustawodawca wprost odwołuje się do „przywrócenia aktywniejszej roli sądu w toku procesu” (z uzasadnienia projektu ustawy) oraz – przynajmniej według założeń – odwrócenia proporcji zachwianych w wyniku noweli lipcowej między zasadami prawdy i kontradyktoryjności.
Wśród teoretyków prawa i procesu w zasadzie od starożytności trwa dyskusja, czy sporność sama w sobie gwarantuje lepsze dotarcie do prawdy niż inkwizycyjność. W antycznym Rzymie uważano (Cycero), że spór między stronami pozwala wydać przysłuchującemu się sędziemu sprawiedliwe rozstrzygnięcie, ale w świetle doświadczeń historycznych taka koncepcja może (choć nie musi) być uznana za anachroniczną. Z kolei zwolennicy rozwiązań inkwizycyjnych w stadium sądowym wskazują na dominujące tradycje kultury kontynentalnej, gdzie „panem” procesu w kluczowym jego stadium jest sam sąd i właśnie ze względów gwarancyjnych nie jest właściwe ograniczanie jego prawa do inicjatywy dowodowej, gdyż to on jest najlepiej przygotowany do profesjonalnego przeprowadzania dowodów w sprawie karnej.
Zresztą nawet w tradycyjnie spornym procesie cywilnym utrzymane jest przeprowadzanie dowodów przez sąd (a nie strony, art. 227 k.p.c.) oraz dopuszczanie dowodów niewskazanych przez strony (art. 232 k.p.c.). Inkwizycyjność postępowania traktowana jest więc jako taka, która być może wpływa na pewne zachwianie pozycji oskarżonego w jego subiektywnym odczuciu (może on uznać, że jest konfrontowany z oskarżycielem i z sądem), ale zwiększa prawdopodobieństwo poczynienia prawdziwych ustaleń faktycznych.
Zatem główną osią kolejnej już noweli jest powrót do nadrzędności rozwiązań inkwizycyjnych oraz m.in. przywrócenie poprzednich brzmień art. 2 k.p.k. (prawda materialna) i art. 167 k.p.k. (dowody przeprowadza się na wniosek stron lub z urzędu). Można jedynie wspomnieć, że uchyleniu podlega niewątpliwie gwarancyjny dla oskarżonego art. 80a, w którym rozszerzano możliwość wyznaczenia obrońcy z urzędu zawsze, gdy oskarżony o to zawnioskuje. Konieczność funkcjonowania takiego rozwiązania upadnie po zmianie wspomnianego art. 167 k.p.k. (tak rozbudowanej ochrony nie przewidywała procedura sprzed noweli lipcowej). Skutkiem noweli będzie przez jakiś czas funkcjonowanie trzech reżimów prawa. Do części prowadzonych spraw będą wciąż znajdować zastosowanie regulacje sprzed nowelizacji lipcowej, część spraw, w których po 30 czerwca 2015 r. skierowano do sądu akt oskarżenia, będzie się toczyć do prawomocnego zakończenia postępowania na gruncie noweli lipcowej, wreszcie do postępowań wszczętych, ale w których nie wniesiono aktu oskarżenia lub w jakikolwiek inny sposób ich nie zakończono, będą już miały zastosowanie przepisy kodeksu w nowym brzmieniu (art. 14 i art. 13 projektu ustawy).
Powraca więc tradycyjnie znany i ukształtowany (koncepcyjnie i modelowo) po 1997 r. proces karny, skorygowany o ocenione w większości pozytywnie postanowienia ustaw nowelizujących z lat 2013–2015 w zakresie postępowania odwoławczego. Chodzi o wprowadzenie tzw. czystej apelacji, czyli w razie uwzględniania środka odwoławczego wydawanie przez sąd przede wszystkim rozstrzygnięcia reformatoryjnego, a nie kierowanie sprawy do ponownego rozpoznania w wyniku orzeczenia o charakterze kasatoryjnym. Uprawnienia sądu odwoławczego w poszerzonym zakresie pozostają bowiem utrzymane.
Na koniec warto jedynie nieco przewrotnie wskazać, że termin wejścia w życie najnowszej noweli nie został dobrany zbyt fortunnie, gdyż określono go na 1 kwietnia 2016 r.
Wśród teoretyków prawa i procesu w zasadzie od starożytności trwa dyskusja, czy sporność sama w sobie gwarantuje lepsze dotarcie do prawdy niż inkwizycyjność