Prof. Lech Paprzycki: Zajmuję się prawem prawie 50 lat i na tej przestrzeni zmieniło się prawie wszystko. Źle się dzieje, gdy dokonuje się zmian nieprzemyślanych
Przedwojenny kodeks karny, z 1932 r. nowelizowany był do 1967 r. osiem razy. Prawo karne z 1997, materialne i procesowe, do 2014 r. było zmieniane ponad 200 razy. Czy niestabilność prawa da się pogodzić z ideą państwa prawa?
Jeśli niestabilność rozumieć jako coś negatywnego, to oczywiście nie służy to funkcjonowaniu prawa. Zarówno jego stosowaniu, jak i przestrzeganiu. Ale zmiany w prawie są czymś normalnym. Ja zajmuję się prawem prawie 50 lat i na tej przestrzeni zmieniło się prawie wszystko. Gorzej, gdy dokonuje się zmian nieprzemyślanych do końca albo są one podejmowane przez tych, którzy nie mają pełnej orientacji co do ogromnie skomplikowanych zagadnień wiążących się z każdym unormowaniem. Trzeba się na tym znać i zmierzać ku celowi, któremu prawo ma służyć – obywatelowi i tym, którzy je stosują.
Zmiany są czymś naturalnym. Często są jednak punktowe i nie towarzyszy im refleksja na temat systemu prawa. Naprawiając jeden problem, tworzymy kolejny.
Czasem trzeba coś zmienić w niewielkim zakresie. Chociażby wtedy, gdy poprzednia zmiana okazała się niewystarczająca, albo gdy ustawodawcy zdarzył się zwykły błąd. Tak jak dziś jest, na przykład ze środkami zabezpieczającymi. W kodeksie postępowania karnego uregulowano, że przed orzeczeniem środka zapobiegawczego o charakterze izolacyjno-leczniczym na posiedzeniu bądź rozprawie niebędącej rozprawą główną trzeba wysłuchać biegłych. W kodeksie karnym wykonawczym sformułowany jest wymóg wysłuchania biegłych w wypadku orzekania takiego środka w postępowaniu wykonawczym. A w kodeksie karnym ustawodawca w istocie zapomniał o ustanowieniu takiego obowiązku, gdy środek ma być orzeczony po przeprowadzeniu rozprawy głównej. Nie może być wątpliwości, że takie wysłuchanie biegłego musi mieć miejsce również w razie orzekania po 1 lipca 2015 r., ale to wynika tylko z wykładni art. 93a do g kodeksu karnego. Każda zmiana prawa musi być przemyślana, choćby po to, by móc później w procesie wykładni powołać się na racjonalnego ustawodawcę.
Mówienie o racjonalności ustawodawcy ma jeszcze rację bytu?
Oczywiście, wszyscy sobie z tego żartują, pamiętając o projektodawcach. Wiadomo, że za ostateczny kształt ustaw odpowiadają parlamentarzyści. Nie sposób przyjąć domniemania nieracjonalności ustawodawcy. To, czy cel zamierzony przez ustawodawcę można osiągnąć za pomocą tak, a nie inaczej ukształtowanych przepisów, to inne zagadnienie. Przy całym szacunku dla posłów i senatorów przestrzeń do regulacji za pomocą prawa jest tak ogromna, że nie sposób zakładać, że mogą i muszą oni znać się na wszystkim. Stąd też i tęsknota – zwłaszcza prawników najstarszego pokolenia, do którego muszę się zaliczyć – za tym, by zwłaszcza nowe kodeksy, w tym karne, jak to było w okresie międzywojennym, stanowiły rozporządzenia prezydenta RP. Tak było w wypadku kodeksu karnego z 1932 r. A był to kodeks, który – zwłaszcza w części ogólnej, najważniejszej dla określenia zasad odpowiedzialności karnej – przetrwał co najmniej dwa systemy polityczne. To z niego pochodzi, między innymi, genialna i ponadczasowa definicja poczytalności i niepoczytalności, stworzona przez prof. Makarewicza, która na szczęście przez kolejnych reformatorów nie została zmieniona do dziś i odnajdujemy ją w niezmienionej postaci w przepisach obowiązującego art. 31 k.k.
Czy prawo, w szczególności karne, szybko się starzeje?
Na pewno nie jest uodpornione na upływ czasu. Weźmy instytucje trybów konsensualnych, dzięki którym sprawa może się zakończyć bez długotrwałego postępowania, również sądowego, bez najmniejszej szkody dla rzetelności procesu karnego i wymiaru sprawiedliwości, a nawet z coraz większą korzyścią. Kiedy ja zacząłem się zajmować prawem, takich trybów konsensualnych nie było. Gdy pojawiły się w kodeksie z 1997 r., byłem już doświadczonym sędzią. Orzekałem w Sądzie Najwyższym, jednak miałem obawy, czy to się sprawdzi w naszym systemie. Zwłaszcza że np. Niemcy do dziś mają duże wątpliwości, czy konsensualizm da się pogodzić z zasadą sprawiedliwości zarówno tej proceduralnej, jak i materialnej. Okazało się, że w Polsce to dobrze się przyjęło i stosowanie trybów konsensualnych rozszerza się do tego stopnia, że w nowym art. 59a k.k. znalazła się instytucja umorzenia postępowania karnego na wniosek pokrzywdzonego.
Jak, w ciągłej atmosferze zmian przepisów, prawo ma obrosnąć orzecznictwem?
Na gruncie prawa materialnego sytuacja jest prosta, bo mamy art. 4 k.k., z którego wynika, że do czynów popełnionych przed wejściem w życie nowych przepisów stosuje się ustawę nową, chyba że ustawa wcześniej obowiązująca jest względniejsza dla sprawcy. Ten przepis w związku z ostatnią nowelizacją nie został zmieniony, a – nie tylko moim zdaniem – zmieniony być nie może. Natomiast orzecznictwo, również SN, z okresu wielu dziesięcioleci zachowuje w tym zakresie swoją aktualność. Jeżeli chodzi o prawo procesowe, to choć przepisy „międzyczasowe” przy każdej nowelizacji są nieco odmienne, to jednak oparte na tej samej zasadzie konsekwentnie wykładanej w orzecznictwie. Jest to reguła od zawsze utrwalona w polskim systemie prawa karnego, a oczywista w demokratycznym państwie prawnym. Trudniej jest, jeżeli chodzi o prawo karne procesowe, bo tu, jak to obrazowo przedstawiał prof. Zbigniew Doda, nowa ustawa chwyta sprawy w locie, mając do nich od razu pełne zastosowanie, o ile ustawa nowelizująca nie stanowi inaczej, z zachowaniem jednak prawnej skuteczności czynności podjętych pod rządami poprzednio obowiązującej ustawy procesowej. Dlatego zawsze trzeba przygotować odpowiednie przejrzyste przepisy przejściowe, a to nie jest takie łatwe.
A z ich pisaniem są trudności.
Bo to jest bardzo trudna rzecz, wtedy kiedy się nie przyjmie prostych zasad. Przekonujemy się o tym przy każdej nowelizacji. Im prostszy pomysł na przepisy międzyczasowe, tym bezpieczniej dla funkcjonowania organów ścigania i wymiaru sprawiedliwości, a więc sądów.
To jak mądrze zmieniać prawo?
Odpowiedź jest w pytaniu. Mądrze. Czyli tam, gdzie to jest niezbędne, to szybko, jeżeli jest to dla dobra tego prawa konieczne. Wolniej, gdy trzeba obserwować, analizować i oceniać funkcjonowanie określonych instytucji prawa materialnego i procesowego. Trzeba się spieszyć powoli, jak mawiali Rzymianie, ale też nie zwlekać, gdy instytucje prawa karnego, pomimo najlepszych intencji twórców prawa, źle funkcjonują. Jak to robić, to w zasadzie wiadomo, a zawsze trzeba korzystać z doświadczeń tych prawodawców, którzy byli przed nami.