Trudno założyć, że ktoś, kto np. rozprowadza pornografię dziecięcą, sam nie ma dzieci. Może to się skończyć w najlepszym przypadku szykanami wobec nich, jeśli nie aktami przemocy -mówi w wywiadzie dla DGP dr Piotr Kładoczny, Helsińska Fundacja Praw Człowieka.
Dr Piotr Kładoczny, Helsińska Fundacja Praw Człowieka / Dziennik Gazeta Prawna
Rząd przyjął ustawę o przeciwdziałaniu zagrożeniom przestępczością na tle seksualnym, lada moment trafi ona do Sejmu. Projekt nie został jednak poddany konsultacjom społecznym.
A szkoda, bo jest to regulacja, nad którą trzeba się poważnie zastanowić. Mam nadzieję, że będzie można składać opinie do ustawy na etapie prac parlamentarnych.
Ustawa przewiduje stworzenie rejestrów, w których będą umieszczane dane osób skazanych za przestępstwa seksualne. Mają powstać dwie bazy. Jedna, publicznie dostępna, i druga, do której dostęp będzie ograniczony do sądów, prokuratorów, organów administracji rządowej czy samorządowej.
Najbardziej kłopotliwy jest ten publicznie dostępny rejestr. W ogóle nie widzę potrzeby prowadzenia takiej publicznej bazy przestępców dostępnej online.
Autorzy projektu powołują się na doświadczenia amerykańskie, twierdząc, że szeroka kontrola społeczna nad sprawcami w znacznym stopniu powstrzymuje ich od powrotu do przestępstwa.
Jeśli już mowa o doświadczeniach zza Atlantyku, to warto przytoczyć wyniki dwóch raportów sporządzonych przez stojącą na straży wolności i praw obywatelskich organizację pozarządową ACLU (American Civil Liberties Union). Wynika z nich, że wprowadzenie takich rozwiązań nie doprowadziło do niczego pozytywnego. Nie przyniosło efektów ani w postaci spadku przestępczości, ani poprawy bezpieczeństwa. Projektodawcom chodzi raczej o poprawę poczucia bezpieczeństwa. To zresztą można znaleźć w uzasadnieniu ustawy.
Co w tym złego?
To, że przy okazji możemy doprowadzić do wystąpienia wielu negatywnych zjawisk. Myślę tu przede wszystkim o napiętnowaniu społecznym tych ludzi. Rozumiem, że publicznie dostępne mają być dane tylko tych osób, które dopuściły się przestępstwa zgwałcenia ze szczególnym okrucieństwem na szkodę małoletniego poniżej 15 lat, a także przestępstw przeciwko wolności seksualnej i obyczajności w warunkach recydywy. Jednak publiczny dostęp do rejestru może sprawić, że napiętnowane będą nie tylko one, lecz także ich rodziny. Trudno założyć, że ktoś, kto np. rozprowadza pornografię dziecięcą, sam nie ma dzieci. Może to się skończyć, w najlepszym przypadku, szykanami wobec tych dzieci, jeśli nie aktami przemocy. Oprócz tego, że będzie można wytykać „wrednych zboczeńców”, nie ma więc żadnej wartości dodanej. Chociaż nie każdy, kto np. pomaga przewozić czy gromadzić dziecięcą pornografię, sam z siebie jest zboczeńcem. Mam wrażenie, że w tym zakresie nie ma zachowanej proporcjonalności. Ponadto decyzja o tym, czy umieszczamy czyjeś dane w takim rejestrze, powinna być indywidualna, uzależniona np. od prognozy kryminologicznej. Natomiast tutaj mamy do czynienia z automatyzmem, który nie zostawia marginesu swobody dla sądu.
Czy analogiczne uwagi ma pan do niejawnego rejestru?
W tym przypadku nie zaryzykowałbym takiego stwierdzenia. Mam natomiast zastrzeżenia co do zapisów mówiących o tym, że przed zatrudnieniem lub przed dopuszczeniem osoby do innej działalności związanej z wychowaniem, edukacją, leczeniem małoletnich lub z opieką nad nimi, pracodawcy lub inni organizatorzy w zakresie takiej działalności zobowiązani są do sprawdzenia rejestru. To oczywiste, że nie można zatrudnić takiej osoby jako np. wychowawcy, ale jakich jeszcze funkcji czy zawodów ma to dotyczyć, nie do końca wiadomo. Sformułowanie „związane z...” jest bardzo szerokie. Poza tym dany skazany widnieje w rejestrze do momentu zatarcia skazania. Jeśli ono nastąpi za dwa miesiące, to czy zatrudnienie takiej osoby będzie wykroczeniem? Za dwa miesiące będzie już przecież można spokojnie taką osobę zatrudniać. Nie widzę w tym większego sensu.
Czy zatem utworzenie rejestru sprawców przestępstw na tle seksualnym z dostępem ograniczonym jest dobrym pomysłem?
Co do zasady to nie jest najgorszy pomysł. Jeśli miałby posłużyć do tego, że np. dzielnicowy, nie dekonspirując danego człowieka, będzie mógł zwracać na niego większą uwagę, to byłoby to bez wątpienia pozytywne. Niemniej jednak uważam, że to dość populistyczny projekt mający pokazać, że rząd troszczy się o dzieci i chce utrudnić życie pedofilom. Takie działania zawsze wzbudzają poklask. Ale moim zdaniem nie przyniesie to większych korzyści, a tak jak wspomniałem, może negatywnie odbić się na rodzinach skazanych.