W ostatnich tygodniach w kraju trwa burza wokół Trybunału Konstytucyjnego. Huragan prawno-polityczny przybiera na sille. Na własne oczy obserwujemy wydarzenia, które jeszcze kilka tygodni temu były nie do wyobrażenia dla obserwatorów sceny politycznej w kraju.



Nie powtarzając w tym miejscu licznych wypowiedzi o historii sporu wokół TK oraz argumentów przedstawianych na rzecz bądź przeciwko poszczególnym etapom sporu, warto moim zdaniem zaakcentować cztery kwestie, których nie dostrzegłem w bogatej publicystyce ostatnich dni.

Po pierwsze kwestia, która nie dotyczy bezpośrednio sporu wokół TK, ale niewątpliwe ma dla niego duże znacznie, czyli ważność ostatnich wyborów parlamentarnych. Warto przypomnieć, że Sąd Najwyższy jeszcze nie rozpatrzył wszystkich protestów wyborczych i nie stwierdził ważności tegorocznych wyborów do Sejmu i Senatu RP. Zgodnie z komunikatem Sądu Najwyższego zamieszczonym na stronie internetowej SN do dnia 11 grudnia br. do Sądu Najwyższego wpłynęło 76 protestów przeciwko ważności wyborów do Sejmu RP i Senatu RP. Sąd Najwyższy rozpoznał dotychczas 70 protestów, w tym 43 postanowił pozostawić bez dalszego biegu. Sąd uznał pięć protestów za niezasadne. W przypadku 22 protestów SN postanowił wyrazić opinię o zasadności zarzutów w nich podniesionych i ocenił, że nieprawidłowości wskazane w tych nie miały wpływu na wynik wyborów. Większość z uznanych za zasadne protestów dotyczyła nieprawidłowości związanych z liczeniem głosów polegających na nieuwzględnieniu głosów oddanych przez wnoszących protesty na konkretnych kandydatów w protokołach obwodowych komisji wyborczych. Do rozpoznania pozostaje 6 protestów wyborczych. Sąd Najwyższy na podstawie sprawozdania z wyborów przedstawionego przez PKW oraz opinii wydanych w wyniku rozpoznania protestów rozstrzyga o ważności wyborów oraz o ważności wyboru posła, przeciwko któremu wniesiono protest. Rozstrzygnięcie ma formę uchwały podjętej nie później niż w 90 dniu po dniu wyborów. W tegorocznych wyborach parlamentarnych termin ten upływa w dniu 23 stycznia 2016 r. Z powyższego wynika, że w gruncie rzeczy otwarta jest jeszcze kwestia ważności tegorocznych wyborów parlamentarnych. Ze statystyk opublikowanych przez SN wynika, że większość protestów była historycznie uznawana za niezasadne. A niewielka część, która była zasadna, nie miała wpływu na wynik wyborów. Jednak po wyborach do Sejmu i Senatu RP przeprowadzonych w 2005 r. SN uznał, że w odniesieniu do jednego z zarzutów, który był podnoszony w 5 protestach, naruszenie miało lub mogło mieć wpływ na wynik wyborów i unieważnił wybory do Senatu RP przeprowadzone w okręgu częstochowskim. Teoretycznie zatem do momentu rozstrzygnięcia przez SN wszystkich protestów wyborczych wynik wyborów nie jest jeszcze całkiem pewny.

Po drugie, wyraźnego podkreślenia wymaga, że polski proces sądowy nie zna instytucji nieważnych wyroków. W praktyce przyjmuje się pojęcie tzw. wyroków nieistniejących. Przykładowo zatem z tego rodzaju aktem mielibyśmy do czynienia, jeżeli p. Iksiński z p. Kowalskim usiedliby w kawiarni i stwierdziwszy, że nie podoba im się ustawa o podatku dochodowym od osób fizycznych wydaliby wyrok, określając siebie Trybunałem Konstytucyjnym, i stwierdziliby sprzeczność całej ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych z poszczególnymi przepisami Konstytucji. Wtedy w istocie nie byłby to wyrok Trybunału Konstytucyjnego. Nie byłby to w ogóle żaden wyrok. Czynność ta zatem nie wywołałaby skutków prawnych wydania wyroku przez TK. Zachowanie takie co do zasady byłoby obojętnie prawnie, jeżeli byłoby wykonane w ramach żartu czy gry aktorskiej. Jeżeli jednak wspomniani dwaj panowie działaliby w celu wywołania u innej osoby wrażenia, że rzeczywiście wydają wyrok jako TK, to popełnialiby przestępstwo przywłaszczenia funkcji publicznej stypizowane w art. 227 Kodeksu karnego, zgodnie z którym kto, podając się za funkcjonariusza publicznego albo wyzyskując błędne przeświadczenie o tym innej osoby, wykonuje czynność związaną z jego funkcją, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku. Niezależnie jednak od prawno-karnej oceny podanego przykładu zachowania na pewno nie mielibyśmy w tym przypadku do czynienia z wyrokiem TK. Tak samo ocenić należałoby przykład, gdyby omawiani dwaj panowie postanowili działać jako sąd powszechny. Wtedy nie byłoby potrzeby zaskarżania wydanego w ten sposób wyroku nieistniejącego, dlatego że w istocie nie byłby to wyrok, a więc innymi słowy nie mielibyśmy czego zaskarżyć.

Jeżeli natomiast przykładowo na gruncie procedury cywilnej orzekałby niewłaściwy skład sądu, a więc np. w sądzie okręgowym sprawę o rozwód rozpoznałby jeden sędzia zamiast jednego sędziego i dwóch ławników, to prowadziłoby to do nieważności postępowania. Jednak samo z siebie nie powodowałoby to automatycznie nieważności wyroku. W celu eliminacji takiego wyroku z obrotu prawnego ktoś musi go zaskarżyć do sądu II instancji. Wtedy sąd odwoławczy z urzędu powinien uwzględnić nieważność postępowania i uchylić zaskarżony wyrok. Jeżeli jednak nikt takiego wyroku nie zaskarży, to się on uprawomocni i będzie tak samo skuteczny jak wyrok wydany w prawidłowym składzie. Jest to zresztą bardo racjonalne rozwiązanie zapewniające skuteczność i poszanowanie wyroków sądowych. Gdyby bowiem ustawodawca dopuścił nieważność wyroków z mocy samego prawa, prowadziłoby to do niebezpiecznego negowania ważności wyroków przez osoby mające się do nic stosować. Orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego jednak, jak wielokrotnie przypominano w ostatnich dniach, mając moc powszechnie obowiązującą i są ostateczne. A więc gdyby nawet doszło do wydania przez TK wyroku w niewłaściwym składzie, to nie ma trybu, aby takie orzeczenie zweryfikować przez wyższą instancję, bo takiej wyższej instancji po prostu nie ma. Dla porządku warto jeszcze wskazać ubocznie, że istnieje zupełnie wyjątkowa możliwość unieważnienia orzeczenia. Sąd Najwyższy bowiem na wniosek Prokuratora Generalnego unieważnia prawomocne orzeczenie wydane w sprawie, która w chwili orzekania ze względu na osobę nie podlegała orzecznictwu sądów polskich lub w której w chwili orzekania droga sądowa była niedopuszczalna, jeżeli orzeczenie to nie może być wzruszone w trybie przewidzianym w ustawach o postępowaniach sądowych.

Po trzecie, sędzia Trybunału Konstytucyjnego uprawniony jest do otrzymywania wynagrodzenia. Wydaje się zatem, że skoro zgodnie z Konstytucją może być tylko 15 sędziów TK, to tylko 15 może też otrzymywać z tego tytułu wynagrodzenie. Może zatem pojawić się praktyczny spór o to, kto jest uprawniony do otrzymania takiego wynagrodzenia. Do rozstrzygnięcia takiego sporu powołany byłby sąd powszechny. Sędzia TK nie otrzymawszy wynagrodzenia może złożyć do sądu powszechnego pozew o zapłatę wynagrodzenia przez Skarb Państwa – Trybunał Konstytucyjny. Stroną pozwaną takiego postępowania byłby w istocie Skarb Państwa, a jednostką organizacyjną Skarbu Państwa, z którą wiązałoby się dochodzone roszczenie byłby Trybunał Konstytucyjny, co uzasadnia określenie strony pozwanej jako Skarb Państwa – Trybunał Konstytucyjny. Podobny proces może zainicjować także druga strona. A mianowicie Skarb Państwa – Trybunał Konstytucyjny reprezentowany przez Prezesa TK może złożyć pozew o ustalenie istnienia albo nieistnienia stosunku prawnego z danym sędzią. Jeżeli tego rodzaju sprawa trafiłaby na skutek apelacji jednej ze stron do sądu II instancji, sąd ten mógłby uznać, że przy rozpoznawaniu apelacji powstało zagadnienie prawne budzące poważne wątpliwości uzasadniające przedstawienie takiego zagadnienia do rozstrzygnięcia Sądowi Najwyższemu. Sąd Najwyższy władny jest w takim wypadku przejąć sprawę do rozpoznania albo przekazać zagadnienie do rozstrzygnięcia powiększonemu składowi tego Sądu.

Po czwarte, odnosząc się do propozycji, żeby TK orzekał co do zasady w pełnym składzie, przy udziale co najmniej 13 sędziów, większością 2/3 głosów, wydaje się, że rozwiązanie takie byłoby sprzeczne z art. 190 ust. 5 Konstytucji, zgodnie z którym orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego zapadają większością głosów. Uwzględniając w szczególności wynikający z preambuły Konstytucji obowiązek zapewnienia działaniu instytucji publicznych rzetelności i sprawności, uzasadniony jest wniosek, że regulacja art. 190 ust. 5 Konstytucji jest zupełna i że ustawodawca konstytucyjny celowo wprowadził tutaj większość, czyli po prostu więcej głosów „za” niż pozostałych, a nie większość kwalifikowaną, czyli określony minimalny procent głosów „za”. Proponowane rozwiązanie powoduje bowiem, że może dojść do pata orzeczniczego. Przykładowo w przypadku gdy przy 13 sędziach 7 sędziów głosuje „za”, a 6 sędziów głosuje „przeciw”, to ani głosy „za” ani głosy „przeciw” nie stanowią 2/3 głosów. W tej sytuacji TK stawałby się niezdolny do wydania wyroku. Wspomnieć jeszcze wypada, że oczywiście orzekanie co do zasady w pełnym składzie znacznie wydłużyłoby czas oczekiwania na rozpatrzenie sprawy w TK.

Niestety nie umiem odpowiedzieć na tytułowe pytanie, co dalej z Trybunałem Konstytucyjnym. Jeżeli zgłoszony 15 grudnia 2015 roku projekt ustawy o zmianie ustawy o TK miałby być dalej procedowany, to niezbędne byłoby przeprowadzenie szerokich konsultacji społecznych, z udziałem w szczególności środowisk prawniczych. Wtedy być może konsultacje takie dałyby asumpt do zmiany projektu w sposób, który rzeczywiście mógłby prowadzić do zakończenia burzy wokół TK. Sprawny TK leży bowiem we wspólnym interesie wszystkich obywateli Rzeczypospolitej, jak stanowi preambuła Konstytucji, równych w prawach i w powinnościach wobec dobra wspólnego – Polski.

Marcin Milewski, radca prawny, doradca podatkowy, Kancelaria Zawiślak & Partners in Law