Zgodnie z prawem, w zależności od rodzaju przestępstwa, karalność przedawnia się, gdy od jego popełnienia upłynęło od 5 do 30 lat (ten najdłuższy termin dotyczy zabójstw). Przed 1 lipca Kodeks karny stanowił, że jeżeli w tych okresach wszczęto postępowanie przeciwko osobie, to termin przedawnienia wydłużał się o 10 lat, gdy chodziło o zbrodnię lub występek zagrożony karą przekraczającą pięć lat więzienia, oraz o 5 lat w pozostałych przypadkach.

Od 1 lipca Kodeks karny stanowi, że termin tego dodatkowego przedawnienia jest jeden - wynosi 5 lat.

Projekt PiS przewiduje wydłużenie tego okresu do 10 lat w przypadku najpoważniejszych przestępstw. W przypadku drobniejszych przestępstw, jeżeli w okresie przedawnienia karalności wszczęto postępowanie przeciw osobie, to karalność ustaje z upływem 5 lat od zakończenia tego okresu. Ponadto proponuje się, by ten nowy przepis stosować także do czynów popełnionych przed wejściem w życie tej zmiany, chyba że termin przedawnienia już upłynął.

"Oczekiwanie sprawcy, że po upływie określonego, wcześniej ustalonego przez ustawodawcę czasu nie będzie już ścigany, nie może być traktowane priorytetowo jako przejaw zaufania do państwa i musi ustąpić przed interesem państwa, polegającym na realizacji polityki karnej adekwatnej do zmieniającej się rzeczywistości" - powiedział w środę poseł wnioskodawca Andrzej Matusiewicz (PiS).

Arkadiusz Mularczyk (PiS) przedstawił autopoprawkę, zgodnie z którą podstawę przedłużenia okresu przedawnienia karalności stanowi wszczęcie postępowania karnego "w sprawie", a nie "przeciwko osobie" (in personam), która przy wszczęciu postępowania może jeszcze nie być wskazana.

Joanna Frydrych (PO) powiedziała, że PO nie poprze projektu w zaproponowanym kształcie. Podkreśliła, że terminy przedawnienia pełnią rolę dyscyplinującą organy ścigania. "Zmiany w tym zakresie powinny być racjonalnie uzasadnione. Prawo powinno być stabilne" - przekonywała.

Propozycję PiS poparła Barbara Chrobak z klubu Kukiz'15. "Dobrze, że kończy się czas ukłonów w stronę przestępców. Przestępcy nie powinni liczyć na bonus ze strony państwa" - powiedziała.

Mirosław Pampuch (N) ocenił, że projekt jest niedopracowany i populistyczny. "Nie wnosi żadnej nowej jakości, a jedynie stwarza pozory troski o obywateli" - mówił. Zapowiedział, że podczas prac w komisji przedstawiciele klubu Nowoczesna przedstawią propozycje zmian tych przepisów.

Krzysztof Paszyk (PSL) nazwał propozycje posłów PiS "wyrywkową nowelizacją". Dodał jednak, że pomimo wątpliwości projekt powinien być skierowany do dalszych prac w komisji.

Wiceminister sprawiedliwości Marcin Warchoł zapewnił o poparciu dla poselskiego projektu. Ocenił, że jest to jeden z elementów "uzdrawiania wymiaru sprawiedliwości". Dodał, że MS sprawdza, jaka jest liczba toczących się spraw, które są zagrożone przedawnieniem.

Gdy zmiana wchodziła 1 lipca w życie, prezes Solidarnej Polski Zbigniew Ziobro - dziś minister sprawiedliwości - nazwał ją "ukrytą amnestią dla sprawców najcięższych przestępstw". "Dlaczego PO robi taki gest wobec przestępców, skracając aż o pięć lat możliwość pociągnięcia ich do odpowiedzialności karnej?" - pytał wtedy Ziobro. "Myślę, że ci, którzy przeforsowali to rozwiązanie, mieli w tyle głowy jakieś konkretne sprawy, które chcieli przy okazji załatwić" - mówił.

Nowelizacji bronił ówczesny wiceprzewodniczący sejmowej komisji sprawiedliwości, poseł PO Robert Kropiwnicki. "Ministrowi Ziobrze ciężko zrozumieć, że polityka karna, którą prowadził, zbankrutowała. Jej efektem było m.in. to, iż 70 tys. ludzi oczekiwało na odbycie kary więzienia. I my ten +korek+ w kolejce do więzienia zmuszeni jesteśmy teraz rozładowywać" - mówił. "Cała zmiana ma służyć usprawnieniu procedury karnej, przyczyni się do tego, że procesy będą krótsze i bardziej sprawiedliwe" - dodawał.