Prezes adwokackiego sądu dyscyplinarnego powinien zrezygnować z pełnionej funkcji, jeżeli chce brać udział w rozgrywkach politycznych. Nie da się pogodzić urzędu apolitycznego sędziego i prowadzenia kampanii wyborczej o stanowisko dziekana - pisze adw. Andrzej Nogal.

Do wyborów w warszawskiej izbie adwokackiej jeszcze pół roku, a już zgłosił się pierwszy kandydat na dziekana – prezes sądu dyscyplinarnego warszawskiej izby adwokackiej, adw. Grzegorz Majewski. Ogłaszając swoją kandydaturę, jednocześnie nie złożył urzędu prezesa. Oznacza to, że przez najbliższe miesiące będzie pełnił, z definicji apolityczną funkcję głowy stołecznego sądownictwa dyscyplinarnego, a jednocześnie jak najbardziej angażował się politycznie. Nie da się tego uniknąć. Już w pierwszym wywiadzie prasowym na łamach Prawnika.pl kandydat skrytykował rzecznika dyscyplinarnego warszawskiej ORA, a pośrednio oberwało się też całej Okręgowej Radzie Adwokackiej za bierność i niewykonywanie uchwały programowej z jesieni 2014r.

Czy tego rodzaju aktywność prezesa sądu dyscyplinarnego jest wskazana? Przepisy samorządowe wprost tej sprawy nie regulują, ale warto odwołać się do regulacji dotyczącej sędziów sądów powszechnych. W ustawie prawo o ustroju sądów powszechnych w art. 82 par. 2 czytamy, że „Sędzia powinien w służbie i poza służbą strzec powagi stanowiska sędziego i unikać wszystkiego, co mogłoby przynieść ujmę godności sędziego lub osłabiać zaufanie do jego bezstronności.” Nie widzę powodu, aby adwokacki sąd dyscyplinarny takich standardów nie przestrzegał. Chyba powinniśmy nawet od własnych sędziów wymagać więcej, niż ustawa wymaga od sędziów sądów powszechnych?

W tym miejscu potwierdzić należy stanowczo, że sądownictwo dyscyplinarne nie jest jakimś tam sądem koleżeńskim, tylko z woli ustawodawcy uzyskało ogromną władzę nad adwokatami. Pomimo, że delikty dyscyplinarne najbardziej są zbliżone, ze spraw rozpoznawanych przez sądy powszechne, do wykroczeń, to kary pieniężne i koszty postępowania mogą być orzekane znacznie wyższe niż w analogicznych sądach państwowych. I tak, opłata obciążająca adwokata ukaranego upomnieniem dziekana wynosi od 300 do 500 zł, a odwołanie od upomnienia dziekana kosztuje już od 500 zł do 1 tys. zł. Jeżeli w sprawie prowadzone było dochodzenie dyscyplinarne stawka wynosi od 1 tys. do 3 tys. zł. Tyleż samo kosztuje odwołanie do Wyższego Sądu Dyscyplinarnego. Tymczasem sądy państwowe w sprawach o wykroczenia mogą obciążyć skazanego zryczałtowaną kwotą wydatków w wysokości 100 zł. Nawet w sprawie o najcięższe zbrodnie górną granicą opłaty jest 600 zł, przy czym jej wysokość zależy od wysokości kary, im wyższa tym opłata wyższa. Sąd Najwyższy za rozpatrzenie kasacji karnej pobiera 750 zł. Tymczasem adwokat skazany przez własny sąd koleżeński zapłaci po wielokroć więcej. Co ważne, wysokość obciążającej go opłaty zależeć będzie nie od wagi zarzutu dyscyplinarnego, czy też od charakteru orzeczonej kary. W myśl par. 1 ust. 2 uchwały NRA wysokość opłaty zależeć ma od ilości i czasochłonności czynności procesowych, rozpraw i posiedzeń oraz rodzaj i stopień zawiłości sprawy. Czyli czynników na które obwiniony adwokat ma minimalny wpływ. W takim kształcie koszty postępowania dyscyplinarnego mogą wręcz przewyższać maksymalną kwotę grzywny, którą sąd powszechny może wymierzyć za wykroczenie tj. kwotę 5 tys. zł. Tak rozumiane „zryczałtowane koszty” stają się odrębną represją i to bardzo surową wobec skazanego dyscyplinarnie adwokata.

Widać tu ogromną rolę prezesa sądu dyscyplinarnego. Tak też ją chyba postrzegają Okręgowa Rada Adwokacka i zgromadzenie warszawskiej izby adwokackiej, które ustaliły dietę prezesa SD na bardzo wysokim poziomie. Przez lata to było przeszło 11 tys. zł miesięcznie, a od niedawna otrzymuje tyle samo co dziekan. To nie są pieniądze za samo wyznaczanie składów i podawanie ręki! Dla porównania bowiem, dodatek funkcyjny prezesa największego w Polsce Sądu Rejonowego dla Warszawy-Śródmieścia to mniej niż 2 tys. zł miesięcznie.

Tak ustalone wynagrodzone pokazuje, jak stołeczni adwokaci postrzegają swoje sądownictwo dyscyplinarne i stojącego na jego czele prezesa. W zamian oczekują apolityczności i skoncentrowania się na swoich obowiązkach. W tej sytuacji wyrazić pragnę żal, że adw. Grzegorz Majewski postanowił swoją popularność zdobytą jako apolityczny sędzia dyscyplinarny i prezes sądu wykorzystać do walki politycznej o urząd dziekana. Jednocześnie, szanując jego wybór, zwracam się niniejszym do niego o złożenie urzędu prezesa. Zaprawdę, nie da się jednocześnie być apolitycznym prezesem i prowadzić kampanii wyborczej na stanowisko dziekana.

Andrzej Nogal, adwokat