Badania dowodzą, że studenci prawa na ogół cieszą się względnie normalnym zdrowiem psychicznym. Później, już jako osoby aktywne zawodowo, zaczynają się borykać z problemami psychicznymi, uzależnieniami, depresją czy też odczuwać niezadowolenie z pracy - pisze radca prawny Maciej Bobrowicz.

Właściwie tytuł powinien brzmieć „Czego się boją prawnicy amerykańscy” lub bardziej elegancko „Czego się obawiają...”, bo przecież oczywiste jest, że prawnicy nie mogą się niczego bać (co innego obawy, te już można mieć). Ostatni numer „ABA Journal” opisuje ciekawe badania emerytowanego profesora prawa Johna Landego poświęcone temu zagadnieniu. Czego zatem się boją (obawiają) nasi amerykańscy koledzy?
Lista nie jest krótka: od w pełni oczywistych lęków dotyczących ewentualnej utraty kontroli nad sprawą, wyrządzenia klientowi szkody czy zmiany znanych procedur przez zrozumiałą niechęć do przekazywania klientowi złych wiadomości czy też dyskomfort wywołany agresywnym zachowaniem sędziów aż do – zaskakujących – obaw związanych z wystąpieniami publicznymi czy też szczerym okazywaniem myśli i uczuć.
Profesor Lande użył w jednym ze swoich artykułów militarnej paraboli: prawnicy funkcjonują, podobnie jak żołnierze, w nieprzewidywalnym środowisku, w którym przeciwnicy podejmują bezwzględne i bezpardonowe działania. Postępowanie sądowe przypomina bitwę, pełną zasadzek, manewrów oskrzydlających i pól minowych czyhających na nieostrożnych. Prawnicy powinni mieć się na baczności nie tylko w związku z możliwością ataków drugiej strony – muszą również radzić sobie z nieprzewidywalnością orzeczeń sądowych oraz pokonywać trudności w uzgodnieniu z klientami, jak postępować dalej. Walczą więc na wielu frontach, oczekując zwycięstw.
Zarówno prawnicy, jak i żołnierze uczestniczą w grach o wysokie stawki, gdzie celem jest zwycięstwo, angażują się w bardzo skomplikowane konflikty wymagające opracowania strategii i taktyki.
Jedni i drudzy są postrzegani przez swoich zleceniodawców jako specjaliści, którzy zostali poddani skomplikowanemu szkoleniu.
Jest jednak zasadnicza różnica: żołnierze ćwiczą na poligonach, a prawnicy nie, taka jest bowiem specyfika naszego systemu kształcenia. Badania dowodzą, że studenci prawa na ogół cieszą się względnie normalnym zdrowiem psychicznym. Później, już jako osoby aktywne zawodowo, zaczynają się borykać z problemami psychicznymi, uzależnieniami, depresją czy też odczuwać niezadowolenie z pracy. Źródłem części tych problemów mogą być działanie pod presją czasu, duże obciążenie obowiązkami, interpersonalne konflikty, konkurencja z innymi prawnikami i kancelariami czy też naciski finansowe. Jednakże, co jest warte podkreślenia, obawy prawników obejmują głównie sytuacje, w których przedmiotem oceny są ich działania i kompetencje. Chodzi o lęk przed krytyką, odrzuceniem, porażką czy też utratą autorytetu.
Do tego „amerykańskiego pakietu obaw” prawników dodam jeszcze jedną, specyficznie polską obawę przed uczestnictwem w szkoleniach. Decyzja o szkoleniu wymaga poradzenia sobie ze strachem przed porażką oraz akceptacji nieuchronności popełniania błędów w procesie uczenia się. I nie myślę tu o wykładach na temat zmian w kodeksach postępowania cywilnego czy postepowania karnego. Chodzi mi o aktywny udział w warsztatach poświęconych np. umiejętności występowania publicznie, przekonywania, negocjowania, komunikacji z klientem.
Uczestnictwo w takich zajęciach jest dla niektórych „obawą” nie do pokonania.
Czy jest jednak jakieś inne wyjście? W odróżnieniu od żołnierzy prawnicy prowadzą wojny przez całe swoje zawodowe życie i płacą za to olbrzymią cenę. Często zbyt wielką.