Przed prof. Romanem Trzaskowskim, nowym szefem Instytutu Wymiaru Sprawiedliwości, nie lada wyzwanie: gruntowna reforma skostniałej instytucji, która jest ostatnio mocno krytykowana.
Profesor Roman Trzaskowski, cywilista, stając na czele ministerialnego think tanku, zastąpił wieloletniego szefa IWS prof. Andrzeja Siemaszkę, karnistę. Słynie z pracowitości i niezwykłej rzetelności. Jego wybór był efektem procedury konkursowej, której przebieg od początku budził skrajne emocje. Pierwszy konkurs unieważniono. Powód: wygórowane wymagania wobec kandydatów w zakresie doświadczenia. Z trzech startujących osób (wśród których byli prof. Trzaskowski i prof. Maria Rogacka-Rzewnicka) spełniała je ponoć tylko jedna. Obniżenia warunków nie chciał zaakceptować Cezary Grabarczyk, sprawujący nadzór nad IWS jako minister sprawiedliwości. Na zmianę statutu zgodził się jego następca Borys Budka.
W nowym konkursie znów wystartowało trzech kandydatów, w tym ponownie prof. Trzaskowski. Co ciekawe, tożsamości jednego z jego rywali nie ujawniono, zasłaniając się ochroną prywatności tej osoby. Mimo kolejnych perturbacji (padł wniosek o wyłączenie dwóch członków komisji konkursowej) ostatecznie wskazano prof. Trzaskowskiego, a minister zaakceptował jego wybór.
Nowy szef Instytutu Wymiaru Sprawiedliwości ukończył studia prawnicze na Uniwersytecie Warszawskim. Pracę doktorską, którą pisał pod kierunkiem prof. Tomasza Dybowskiego, poświęcił granicom swobody umów obligacyjnych. Habilitował się na Uniwersytecie Jagiellońskim. Od początku swoją karierę naukową związał z IWS (najpierw w charakterze asystenta, potem adiunkta) oraz Uniwersytetem Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Pracował także w Sądzie Najwyższym – początkowo jako asystent sędziego, potem jako członek Biura Studiów i Analiz. Od lat jest zaangażowany w działalność Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Cywilnego przy ministrze sprawiedliwości.
Teraz stoi przed nim nie lada wyzwanie: gruntowana reforma skostniałej instytucji, która jest ostatnio mocno krytykowana. Suchej nitki na IWS nie zostawiła w jednym ze swoich niedawnych raportów Helsińska Fundacja Praw Człowieka (badała działalność placówki w latach 2007–2014). W 2015 r. utrzymanie IWS kosztowało podatnika 3,42 mln zł, a więc o ok. 1 mln zł więcej niż jeszcze w 2007 r. Mimo tego jego dorobek prezentuje się skromnie. Najgroźniejsze jest to, że zainteresowania instytutu i MS się rozchodzą. Z dwunastu znaczących reform inicjowanych przez resort sprawiedliwości w latach 2007–2014 IWS bezpośrednio i aktywnie prowadził prace naukowo-badawcze jedynie przy trzech z nich. Badania IWS nie są poddawane kontroli jakości takiej jak innych jednostek finansowanych ze środków publicznych. W tym zakresie ustawa o instytutach badawczych przewiduje dla IWS szczególne wyłączenie.
Prof. Trzaskowski zapewnia, że będzie kładł przede wszystkim nacisk na przejrzystość działalności IWS i poprawę jego komunikacji z ministerstwem. Odpiera jednak krytykę, jakiej poddawana jest dotychczasowa aktywność placówki. – Irytuje mnie zarzut, że nie mamy wpływu na legislację. Albo że nasze badania są niepraktyczne. To po prostu nieprawda. Oczywiście niczego nie możemy nikomu narzucić, ale zarówno ministerstwo, jak i parlamentarzyści przywołują nasze opracowania podczas merytorycznych dyskusji. A nawet te mniejsze raporty, które dotyczą pojedynczych instytucji, mają wielkie praktyczne znaczenie – mówił niedawno w wywiadzie dla DGP.
Na pytanie, czy IWS może działać na zasadzie funduszu grantowego, bez kosztownej struktury organizacyjnej, odpowiedział: – Jesteśmy otwarci na taką formę prowadzenia prac. Jednak specyfika badań aktowych wymusza istnienie pewnej infrastruktury, choćby minimalnej.
Jak podkreślił, koncepcja przeznaczania na zewnętrzne zlecenia znacznej cześci środków IWS nie jest nowa. Wprowadzono ją za sprawą m.in. podsekretarzy stanu nadzorujących instytut. – Z tego też powodu przeszliśmy reorganizację. To zwiększyło naszą elastyczność. Wcześniej nie podejmowaliśmy się badań spoza naszych specjalizacji. Teraz to się zmieniło – zaznaczył.