Pod koniec grudnia definitywnie przedawni się sprawa posła LPR, który 15 lat temu uszkodził w warszawskiej Zachęcie kontrowersyjne dzieło.
Przedawnienie uszkodzenia / Dziennik Gazeta Prawna
Prof. Ewa Łętowska sędzia Trybunału Konstytucyjnego w stanie spoczynku / Dziennik Gazeta Prawna
Chodzi o rzeźbę włoskiego artysty Maurizio Cattelana „La Nona Ora” (Dziewiąta godzina), przedstawiającą postać Jana Pawła II przygniecionego meteorytem. Część katolików uznała ją za obrażającą uczucia religijne. W ramach protestu 21 grudnia 2000 r. ówczesny poseł Ligi Polskich Rodzin Witold Tomczak, w obecności świadków, usunął głaz z figury papieża, co spowodowało uszkodzenia rzeźby.
Sprawa wydawała się ewidentna: sprawca od początku był znany, nie brakowało świadków, a sam poseł nie wypierał się swojego czynu, choć interpretował go inaczej niż prokuratura. Ta zakwalifikowała czyn jako przestępstwo z art. 288 par. 1 kodeksu karnego, czyli uszkodzenie rzeczy. Jednak akt oskarżenia trafił do Sądu Rejonowego dla Warszawy-Śródmieścia dopiero po 9 latach – 29 stycznia 2010 r. W tym czasie prokurator, która wszczęła sprawę, zdążyła już przejść w stan spoczynku, podobnie jak jej następczyni, która doprowadziła do wniesienia aktu oskarżenia. Dziś sprawą zajmuje się już trzeci śledczy, ale do wyroku daleko. Dlaczego?
Immunitet i absencja
– Głównie przez to, że podejrzany był objęty immunitetem. Najpierw chronił go mandat posła, a potem europosła – tłumaczy prokurator Piotr Skiba z Prokuratury Rejonowej Warszawa-Śródmieście-Północ.
W tym czasie były kierowane wnioski o uchylenie mandatu. Najpierw jednak nie był im nadawany bieg przez prokuratora generalnego, a gdy już się na to zdecydowano – oskarżony przestał być europosłem. Również w sądzie nie śpieszono się z wyznaczaniem terminów: dość powiedzieć, że pierwszą rozprawę wyznaczono na 11 lutego 2013 r.
– Sprawa nie należała do priorytetowych, gdyż nie było w niej stosowane tymczasowe aresztowanie, jak również nie była zagrożona przedawnieniem – wyjaśnia Ewa Leszczyńska-Furtak, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Warszawie.
Stwierdza, że do 15 października 2014 r. sąd m.in. uzyskał opinię biegłego z zakresu znawstwa dzieł i historii sztuki oraz kryminalistyki, a także przesłuchał oskarżonego oraz większość świadków.
– Z wyznaczonych terminów rozprawy w tym okresie połowa uległa odroczeniu z powodu usprawiedliwionego niestawiennictwa oskarżonego. Natomiast od listopada 2014 r. postępowanie nie mogło być kontynuowane ze względu na przedłużającą się nieobecność sędziego referenta spowodowaną stanem zdrowia – opisuje sędzia Leszczyńska-Furtak.
W końcu sprawę przekazano innemu sędziemu i sprawa zaczęła się niejako od nowa. Nowy sędzia na 18 maja 2015 r. wyznaczył posiedzenie organizacyjne. Wówczas sprawa nabrała tempa: sąd wyznaczał po trzy terminy w tygodniu. Nie dziwi to o tyle, że jeśli kwalifikacja prawna czynu się utrzyma (sąd, w przeciwieństwie do prokuratury, zdaje się mieć w tej sprawie wątpliwości), to przestępstwo zniszczenia mienia przedawni się za dwa miesiące (patrz: ramka).
Ale zaczął się kłopot ze stawiennictwem zarówno oskarżonego, jak i jego obrońcy, mec. Janusza Wojciechowskiego, europosła i byłego sędziego. Mimo – jak zapewnia sąd – prawidłowego zawiadamiania.
– Na posiedzeniu 28 sierpnia 2015 r. wyznaczono dziewięć kolejnych terminów rozprawy, organizując harmonogram postępowania dowodowego. O dwukrotnym nieusprawiedliwionym niestawiennictwie obrońcy sąd powiadomił Okręgową Radę Adwokacką w Łodzi – informuje rzecznik sądu.
– Oskarżony oraz jego obrońca, pomimo zawiadomienia, nie stawili się także na rozprawie w dniach 7, 8 oraz 9 października 2015 r. i nie usprawiedliwili swej absencji – podaje.
O powiadomienie samorządu o niestawiennictwie adwokata – z jednoczesnym wnioskiem o rozważenie wszczęcia przeciwko niemu postępowania dyscyplinarnego bądź wyjaśniającego – wystąpiła zresztą prokuratura. Jak informuje Maciej Lenart, wicedziekan łódzkiej ORA, żadne decyzje w sprawie mec. Wojciechowskiego jeszcze nie zapadły. Na nasze pytania o powody niestawiennictwa nie odpowiedział.
Wartość dzieła
Proces wywołuje nie mniejsze kontrowersje niż rzeźba, której dotyczy. Akta rozrosły się do wielu tomów, bo załączono do nich m.in. pisma przeciwników skazania byłego posła. Do czego on sam zresztą za pośrednictwem prasy zachęcał: „Jeżeli uważacie, że moja postawa w Galerii Zachęta w 2000 roku była słuszna, jeżeli nie zgadzacie się, aby sąd w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej skazał tego, który jako wasz przedstawiciel bronił godności Ojca Świętego, możecie skierować swój protest oraz opinie na ten temat na adres (i tu adres sądu)”.
– Z tego, co wiem, kopia aktu oskarżenia została umieszczona jako wotum na Jasnej Górze. Oskarżony i jego obrońca wnoszą też o uzyskanie opinii m.in. z Instytutu Socjologii Religii KUL na temat znaczenia Jana Pawła II dla religii i narodu polskiego i ten wniosek będzie przez sąd rozpatrywany. Mimo wszystko mam nadzieję, że uda się tę sprawę zakończyć przed upływem terminu przedawnienia – przekonuje prokurator Skiba.
Choć okoliczności czynu są ewidentne, to kwestia skazania oczywista nie jest. Rzeźba, która pierwotnie była wyceniana na ok. 400 tys. dolarów, po skandalu z udziałem byłego posła została sprzedana za kwotę dwukrotnie wyższą. Jeśli zatem – argumentuje obrona – wartość rzeźby wzrosła, to nie można mówić o przestępstwie, którego głównym znamieniem jest utrata wartości.
– Tylko teoretycznie – odpowiada prokuratura.
– Gdybyśmy bazowali wyłącznie na tym, jaka była pierwotna cena, a jaka po zdarzeniu, to można byłoby się zastanawiać nad zasadnością wniesienia aktu oskarżenia. Jednak przesunięcie tego kamienia spowodowało uszkodzenia wewnętrznej struktury wypełniającej rzeźbę, tj. różnych prętów, spoin – wyjaśnia prok. Skiba.
– Szkoda jest. To nie jest już ta sama rzeźba, o tych samych parametrach i strukturze – tłumaczy, przekonując, że zwiększenie wartości rzeźby nie jest wynikiem tego, że została uszkodzona, lecz że zdobyła rozgłos.
Dr hab. Marek Kulik z Uniwersytetu Marii Skłodowskiej-Curie również uważa, że sprawa nie jest wcale oczywista.
– Z jednej strony, jeśli wartość rzeczy wzrośnie, to można by przyjąć, że uszkodzenia w sensie prawnym w ogóle nie było. Jednak jest jedno „ale”. Wartość obiektywna a wartość, którą ktoś jest w stanie zapłacić, to są dwie różne kwestie, bo nikt nikomu nie zabroni przepłacić. Wiążąca powinna być opinia biegłego, który powinien określić wartość przed uszkodzeniem oraz wartość w wyniku zachowania sprawcy – tłumaczy dr Kulik.
Nikt nie chce eksperymentować na materiale wybuchowym
Żadna sprawa nie ma prawa tak długo trwać. Z tego punktu widzenia opis sekwencji zachowań i działań opóźniających jest wręcz śmieszny, bo jak na dłoni widać, że prokuratura i sąd grają na przedawnienie. To częste zachowanie w praktyce polskich organów wymiaru sprawiedliwości. Szkoda, że tak dobrze widać te manipulacje. Wyziera z tego oportunistyczny strach i bezradność. O ile mogę zrozumieć niechęć do orzekania, o tyle trudno zrozumieć kunktatorstwo.
Inna sprawa, że nie podoba mi się kwalifikacja karna czynu. Bo to przypomina niedawną sprawę Dody, tylko a’rebours. Tu chodziło o ideową demonstrację, a nie akt chuligańskiego zniszczenia rzeczy. Jeśli już, to raczej czyn ten powinien być potraktowany jako zakłócenie porządku publicznego z art. 51 kodeksu wykroczeń. Nie podoba mi się zwłaszcza perspektywa karania pozbawieniem lub ograniczeniem wolności za taką demonstrację, a taką właśnie sankcję zawiera art. 288 k.k.
Co więcej, sprawa ujawnia pułapkę zastawioną przez TK, który lokuje religię i jej manifestacje ponad innymi wartościami konstytucyjnymi. Tylko czy to usprawiedliwia ikonoklastię, niszczenie dzieł sztuki? To bardzo radykalizuje konflikty wartości. Dlatego – nie aprobując kunktatorstwa prokuratury i sądów – zarazem rozumiem ich niechęć do testowania prawa w tym zakresie. Po prostu nie chcą odgrywać roli eksperymentatorów na materiale wybuchowym. Niestety, jak się nie umie lub nie chce ważyć na tle obowiązującego prawa konfliktów wartości, jeśli się lekceważy zasadę proporcjonalności jako kierunkową w zakresie tego rodzaju konfliktów, wreszcie – jak się nie potrafi tego porządnie, przekonująco opisać w konkretnym rozstrzygnięciu, no to się zwleka, kluczy, gra na przedawnienie. I traci w ten sposób autorytet.