Szef resortu sprawiedliwości nie powinien zaglądać do akt sądowych. Pod żadnym pozorem. Może jednak administrować niektórymi danymi zawartymi w systemach teleinformatycznych sądów
Historia sporu / Dziennik Gazeta Prawna
To sedno wczorajszego wyroku Trybunału Konstytucyjnego. Podzielił on tym samym trzy spośród czterech zgłoszonych przez prezydenta wątpliwości co do lutowej nowelizacji prawa o ustroju sądów powszechnych.
– Dzięki temu nie spadliśmy na samo dno Europy. Gdyby te przepisy weszły w życie bylibyśmy bowiem jedynym krajem Unii Europejskiej, w którym minister sprawiedliwości mógłby kontrolować każde toczące się postępowanie sądowe. Oznaczałoby to powrót do najczarniejszego okresu stalinizmu – ocenia Maciej Strączyński, prezes Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia”.
Sprawność vs niezawisłość
TK uznał, że przepis pozwalający ministrowi sprawiedliwości żądać przesłania akt każdej sprawy – niezależnie od tego, czy jest to sprawa zakończona, czy też będąca w toku – nie da się pogodzić m.in. z konstytucyjną zasadą niezależności sądów i niezawisłości sędziów. Wczorajszym wyrokiem TK zakończył więc toczący się od dłuższego czasu spór na temat tego, co ministrowi sprawiedliwości wolno w ramach sprawowanego przez niego zewnętrznego nadzoru administracyjnego nad sądami.
– Tylko sądy mogą wykonywać funkcję jurysdykcyjną. A kwestionowany przepis powoduje, że w tę zastrzeżoną dla nich sferę wkracza przedstawiciel władzy wykonawczej – mówił wczoraj Stanisław Biernat, sędzia sprawozdawca.
Trybunał nie dał się przekonać, że regulacja jest niezbędna do skutecznego wywiązywania się przez szefa resortu z nałożonych na niego zadań, a konkretnie sprawowania nadzoru nad sądami.
– Obecnie minister nie ma żadnego narzędzia pozwalającego mu zweryfikować, czy dane na temat sprawności toczących się postępowań przekazywane mu przez prezesów sądów są prawdziwe i pełne – argumentował na rozprawie przed TK Wojciech Hajduk, wiceminister sprawiedliwości.
Sędzia Biernat przypomniał jednak, że to prezesi poszczególnych sądów mają czuwać nad sprawnością postępowań, a minister ma jedynie weryfikować, czy wywiązują się z tego zadania prawidłowo. A do tego przysługujące ministrowi narzędzia są absolutnie wystarczające.
– TK docenia wartość, jaką jest sprawność postępowania, jednak środki mające ją zagwarantować nie mogą ingerować w niezawisłość sędziowską – podkreślił Stanisław Biernat.
Efekt mrożący
Trybunał podzielił również obawy prezydenta co do tego, że omawiane uprawnienie ministra mogłoby wywołać u sędziego tzw. efekt mrożący. Jak podkreślał Stanisław Biernat, żądanie akt zaburzyłoby przebieg rozpatrywania sprawy.
– Może to wpływać na poszczególne czynności podejmowane przez sędziego w danej sprawie np. co do przeprowadzenia konkretnego dowodu – uzasadniał sędzia sprawozdawca.
Zwłaszcza że zasada niezawisłości sędziowskiej nie dotyczy wyłącznie wyrokowania, ale rozciąga się na cały proces. Tak więc TK podzielił tutaj wątpliwości zgłaszane podczas rozprawy m.in. przez Krajową Radę Sądownictwa.
– Akceptujemy, że władza wykonawcza pełni nadzór nad władzą sądowniczą, ale pewnej granicy po prostu nie można przekraczać. A z takim przekroczeniem mamy do czynienia, jeżeli chodzi o regulację pozwalającą na dostęp ministra do akt sądowych. Akta są bowiem odbiciem przebiegu postępowania. Zawierają protokoły z rozpraw, decyzje incydentalne podejmowane przez sędziego itp. Minister nie powinien się tym interesować – mówiła sędzia Katarzyna Gonera, prezentując stanowisko KRS.
Trybunał doszedł także do wniosku, że przysługujące przedstawicielowi władzy wykonawczej prawo wglądu do akt może spowodować, iż w oczach opinii publicznej sąd utraci walor niezależności.
Dyscyplinarne dylematy
Zdaniem TK kontestowane uprawnienie ministra sprawiedliwości nie jest mu także niezbędne do oceny, czy istnieją podstawy do zainicjowania postępowania dyscyplinarnego względem konkretnego sędziego. Nie dał się więc przekonać Wojciechowi Hajdukowi, że dzięki możliwości zapoznania się z aktami spraw udałoby się uniknąć bezpodstawnych wniosków o dyscyplinarne ukaranie, a tym samym stygmatyzowania poszczególnych sędziów.
– Trybunał stwierdza, że już obecnie minister dysponuje narzędziami pozwalającymi na weryfikację napływających do niego skarg na sędziów – podkreślał Stanisław Biernat.
Co więcej, jego zdaniem nie ma gwarancji, że gdyby minister otrzymał sporną kompetencję, to jego wnioski do rzecznika dyscyplinarnego byłyby liczniejsze lub lepiej umotywowane.
Zastrzeżenia co do tego potencjalnego uprawnienia ministra sprawiedliwości zgłaszał podczas rozprawy również Mirosław Wróbel reprezentujący rzecznika praw obywatelskich.
– Żądając akt sądowych i badając je w celu upewnienia się, czy są podstawy do żądania wszczęcia postępowania dyscyplinarnego wobec sędziego, minister w istocie wkraczałby w uprawnienia przysługujące rzecznikowi dyscyplinarnemu – wskazywał dyrektor zespołu prawa konstytucyjnego i międzynarodowego działającego przy RPO.
Przypominał również, że prawo do wystąpienia o wszczęcie postępowania dyscyplinarnego przysługuje także m.in. KRS czy prezesom poszczególnych sądów.
– Te podmioty także nie mają wglądu do akt sądowych przed złożeniem wniosku do rzecznika, a przecież nikt z tego powodu nie stawia tezy, że ich wnioski stygmatyzują konkretnych sędziów – podkreślał Mirosław Wróbel.
Wobec zakwestionowania opisanych kompetencji ministra trybunał uznał za niezgodną z ustawą zasadniczą również tę regulację zawartą w noweli, która miała pozwolić szefowi resortu sprawiedliwości przetwarzać dane zawarte w aktach sądowych. Jak bowiem podkreślił sędzia Biernat, odpadł cel, który miał być uzasadnieniem dla takiej ingerencji ministra w prywatność uczestników postępowań sądowych.
Tak dla informatyzacji
Sędziowie nie dopatrzyli się natomiast niezgodności z ustawą zasadniczą przepisów pozwalających ministrowi przetwarzać dane osobowe wszystkich uczestników postępowań sądowych, znajdujące się w systemach teleinformatycznych sądów.
– Minister sprawiedliwości pełni tutaj rolę administratora takich systemów, a nie administratora zawartych w nich danych – tłumaczył sędzia Biernat.
A administrator ma zapewnić prawidłową obsługę techniczną systemów, np. umożliwić wymianę danych pomiędzy poszczególnymi sądami, zapewnić im odpowiednie zabezpieczenie. Aby mógł się z tego zdania wywiązać, musi mieć dostęp do pewnych informacji zawartych w tych bazach. Są to jednak tylko informacje absolutnie niezbędne do informatyzacji sądownictwa.
– W szczególności minister nie będzie miał dostępu do danych wrażliwych gromadzonych przez sądy w tych systemach – wskazywał Stanisław Biernat.
Jednocześnie jednak podkreślał, że ocena tej regulacji została dokonana w trybie kontroli prewencyjnej. TK mógł więc wziąć pod uwagę jedynie deklarowane przez ustawodawcę ratio tego przepisu. Dopiero czas pokaże, czy przepis jest rzeczywiście wykorzystywany w tym celu.
– To tak, jakby powiedzieć, że Kowalski kupuje sobie pistolet nie po to, aby z niego strzelać, ale po to, żeby powiesić go na ścianie – ocenia prezes Strączyński.
Jego zdaniem oczywiste jest, że minister chciał wprowadzenia tych przepisów po to, aby uzyskać jak największą kontrolę nad tym, co dzieje się w sądach.
– Ta decyzja TK spowoduje, że na informatyzację sądownictwa zostaną przeznaczone ogromne środki. I nie będzie za tym stała chęć usprawnienia postępowań sądowych, lecz umożliwienia ministrowi wglądu w zapisaną w systemie część akt – ostrzega szef Iustitii.
I dodaje, że nie stwierdzając niezgodności tego przepisu z ustawą zasadniczą, trybunał podważył skutek zakwestionowania pozostałych zaskarżonych regulacji.
– To tak, jakby TK po części nie orzekł tego, co orzekł – kwituje sędzia Strączyński. ©?
Duch i litera prawa
Największą dyskusję co do zakwestionowanego wczoraj przez TK uprawnienia ministra sprawiedliwości wywołało żądanie przez Jarosława Gowina, ówczesnego szefa resortu, przesłania akt sprawy dotyczącej afery Amber Gold. Wówczas – we wrześniu 2012 r. – nie obowiązywały żadne przepisy, które dawałyby ministrowi takie uprawnienia.
„Uważam, że nie złamałem prawa. Ale powiem też otwarcie: mam w nosie literę przepisów, ważny jest ich duch. Ważne, że Polacy mają prawo żyć w państwie uczciwym, transparentnym, w państwie, w którym wymiar sprawiedliwości stoi na straży interesów obywateli, a nie na straży interesów sitwy tworzonej przez część środowisk prawniczych” – tłumaczył tę decyzję Gowin. Dopiero później, w grudniu 2012 r., z resortu sprawiedliwości wyszedł projekt rozporządzenia przyznającego ministrowi taką kompetencję. Ostatecznie, na wniosek prokuratora generalnego, zostało ono zakwestionowane przez TK.
ORZECZNICTWO
Wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 14 października 2015 r., sygn. akt Kp 1/15. www.serwisy.gazetaprawna.pl/orzeczenia