Coraz więcej sądów kwestionuje składane przez policję wnioski o zarządzenie kontroli operacyjnej. Jeden z nich zwrócił się z pytaniem do Sądu Najwyższego.
PODSŁUCHY W LICZBACH / Dziennik Gazeta Prawna
Spór dotyczy tego, kto jest uprawniony do podpisywania takich wniosków. Część sądów uważa bowiem, że jest to wyłączna kompetencja komendanta głównego policji. Tymczasem praktyka jest taka, że tego typu dokumenty podpisują również jego zastępcy. I właśnie te wnioski nie są uwzględniane. Niektóre sądy uważają bowiem, że pochodzą one od nieuprawnionego podmiotu. Ponadto sądy odwoławcze uchylają wyroki, jeżeli zostały wydane w oparciu o dowody uzyskane podczas kontroli operacyjnej, o którą wnioskował zastępca komendanta głównego. Wątpliwości są na tyle poważne, że jeden z sądów apelacyjnych zdecydował się zwrócić z tym problemem do Sądu Najwyższego.
Funkcja gwarancyjna
Kontrowersje wywołuje art. 19 ust. 1 ustawy o Policji (t.j. Dz.U. z 2015 r. poz. 355 ze zm.). Zgodnie z nim sąd okręgowy może, na pisemny wniosek komendanta głównego policji, po uzyskaniu zgody prokuratora generalnego, zarządzić kontrolę operacyjną. W opinii sądu, który zdecydował się zadać pytanie prawne do SN, kompetencja ta nie może zostać scedowana na żaden inny podmiot. Jego zdaniem ustawodawca celowo nie wymienił w tym przepisie zastępców komendanta głównego. Szef policji bowiem, jako pierwsze ogniwo w procesie zarządzania kontroli operacyjnej, ma być gwarantem, że ten instrument inwigilacji obywateli będzie wykorzystywany rzeczywiście tylko w uzasadnionych przypadkach i tylko wówczas, gdy inne środki stosowane w walce z przestępczością okazały się niewystarczające.
Na poparcie tej tezy sąd pytający przytacza m.in. stanowisko Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu, który w wyroku (sygn. akt II Aka 97/14) stwierdza: „ścisłe przestrzeganie gwarancyjnych reguł wyznaczonych przez ustawodawcę w przepisie art. 19 ust. 1 ustawy o Policji (...) wyklucza możliwość stosowania rozszerzającej wykładni zakresu uprawnionych do występowania z wnioskiem o zarządzenie kontroli (...)”.
Sąd pytający dochodzi więc do konkluzji, że niedopuszczalne jest w takim razie procesowe wykorzystywanie wyników kontroli operacyjnej, jeżeli wnioskował o nią nie komendant główny, ale jego zastępca.
Zdrowy rozsądek
Z drugiej jednak strony autor pytania prawnego do SN sygnalizuje, że ma świadomość, iż możliwa jest odmienna ocena tego problemu. Zwraca bowiem uwagę m.in. na to, że kompetencje komendanta głównego w zakresie akceptacji wniosków o zarządzenie kontroli operacyjnej nie są przecież wykonywane przez jakąkolwiek osobę (funkcjonariusza policji), ale przez osobę, która spełnia kryteria niezbędne do pełnienia funkcji zastępcy komendanta głównego policji. Posiada więc odpowiednio wysokie kwalifikacje.
Daleki od kwestionowania wyników kontroli operacyjnej tylko z powodu, że wnioskował o nią nie komendant główny, ale jego zastępca, jest także Andrzej Michałowski, adwokat z kancelarii Michałowski Stefański.
– Oczywiście w razie stosowania środków operacyjnych ingerencja w życie obywateli jest drastyczna i nie tylko jako adwokat uważam, że wymaga najwyższej odpowiedzialności. Jednak właśnie jako adwokat nie mogę odrzucić argumentu, że taką odpowiedzialność gwarantują nie tylko decyzje jednej namaszczonej osoby, ale także takie same decyzje podjęte przez wąskie grono kilku osób spełniających takie same kryteria jak komendant główny i cieszące się jego zaufaniem w innych, co najmniej tak samo ważnych sprawach – zauważa mec. Michałowski.
Ponadto podkreśla, że to cel jest twórcą prawa. A celem w tym przypadku było zagwarantowanie przedsądowej, odpowiedniej selekcji wniosków.
– Zarówno jeden nadinspektor jako komendant główny policji, jak i inni nadinspektorzy gwarantują taką samą odpowiedzialność. Gdyby miało być inaczej i godnym zaufania byłby tylko komendant główny, hierarchiczna policja nie miałaby sensu – uważa.
Dlatego zdaniem mec. Michałowskiego domaganie się wyłącznie podpisu jedynego komendanta jest sprzeczne z celem ustawy o Policji.
– Lokuje się niebezpiecznie blisko PRL-owskiego zwyczaju, zgodnie z którym każdy, w każdej sytuacji, chciał rozmawiać wyłącznie z kierownikiem, a kontakt z jego zastępcą traktował jak zniewagę. Niezależnie od tego, czy to miało sens, czy nie – kwituje.