Zlecenia powiernicze dla adwokatów nie są domeną przestępców. Takie umowy, choć nieczęsto stosowane i trudne do napisania, są jak najbardziej prawnie dopuszczalne, akceptowane przez orzecznictwo i literaturę prawniczą - mówi adw. Andrzej Michałowski.
Ewa Maria Radlińska: Od wielu tygodni większość gazet rozpisuje się o sprawie mecenasa Dubienieckiego. I my zacznijmy od tego. „Gazeta Wyborcza” opisała drogę zawodową pana mecenasa. W tekście przywołała wypowiedź prawnika, specjalisty od spółek, który wyjaśnił, że „klienci zadłużeni albo będący w konflikcie z prawem nie chcą, by spółka była rejestrowana przez sąd pod ich nazwiskiem, więc 100 proc. udziałów bierze na siebie adwokat czy radca. Tajna umowa, która zwykle leży w sejfie kancelarii, gwarantuje zwrot całości udziałów w spółce, gdy klient tego zażąda. (...) Robi się to od dawna, szczególnie na obrzeżach świata przestępczego”. Faktycznie tak jest?
Andrzej Michałowski: Nie znam pana Dubienieckiego ani żadnych dokumentów z jego sprawy. Możemy zatem rozmawiać o praktyce rynku, nie o konkretnym przypadku. Moim zdaniem teza przedstawiona w cytowanym fragmencie artykułu jest przerysowana na użytek tej jednostkowej sprawy.
EMR: Więc jak to rzeczywiście jest?
AM: To prawda, że od bardzo wielu lat, właściwie od początku PRL, adwokaci podejmowali się czynności powierniczych (tzw. fiducjarnych). Ta instytucja to klasyka cywilistyki, wywodząca się jeszcze z prawa rzymskiego. Ale zlecenia powiernicze dla adwokatów to nie domena przestępców.
EMR: A czyja?
AM: To są normalne czynności zlecane przez ludzi niemających nic wspólnego ze światem przestępczym. Takie umowy są jak najbardziej prawnie dopuszczalne, akceptowane przez orzecznictwo i literaturę prawniczą. Może nie są powszechnie stosowane, ale są sfery, w których dość często miewamy z nimi do czynienia.
EMR: Jaki jest ich cel?
AM: Mają ułatwiać życie ludziom, a nie chronić przestępców bądź tych, którzy chcieliby z jakiegokolwiek powodu kogoś innego wprowadzić w błąd. Można podać wiele przykładów takich czynności, które nie mają nic wspólnego z przestępstwami.
EMR: To proszę podać.
AM: Stosowanie czynności powierniczych w PRL zaczęło się od możliwości podstawiania powiernika przy nabywaniu nieruchomości. Zamożni ludzie, którzy chcieli posiadać więcej niż jedną nieruchomość, mimo że ówczesne przepisy im tego zabraniały, mogli ten cel osiągnąć przy wykorzystaniu czynności powierniczych. W związku z tym zobowiązywali powiernika, często adwokata, do nabycia we własnym imieniu nieruchomości z obowiązkiem przeniesienia jej własności na żądanie wyrażone w dowolnym czasie w przyszłości. Takie uprawnienie majątkowe podlegało dziedziczeniu, więc zleceniodawcy czuli się bezpiecznie.
EMR: Ogólny przykład, do tego historyczny.
AM: Więc powołam się na współczesną sytuację, w której przedsiębiorca był źle odbierany przez swoich kontrahentów tylko z tego powodu, że pochodził z krajów dawnego Związku Radzieckiego. Nikt nie chciał mieć nic wspólnego z „ruskiem”, nawet mimo tego, że tak naprawdę nie był on Rosjaninem, lecz Ormianinem. Odium związane z jego pochodzeniem bardzo przeszkadzało mu w prowadzeniu interesów. Jego nazwisko pojawiające się w różnych transakcjach nie budziło zaufania jego kontrahentów. Dlatego też prowadząc interesy, szeroko wykorzystywał umowy powiernicze. Było to wygodne, korzystne pod względem biznesowym i nie miało w żadnym wypadku cech przestępstwa. Chodziło tylko o uniknięcie obiekcji kontrahentów, zresztą zupełnie nieuzasadnionych, ponieważ był to poważny i sympatyczny człowiek.
EMR: W jakich jeszcze sytuacjach stosuje się tego typu rozwiązania?
AM: Wtedy kiedy ktoś nabywa budzące specjalne zainteresowanie rzeczy ruchome i chce pozostać anonimowy. Takie sytuacje bywają częste w wypadku nabywania rzeczy specyficznych, unikatowych, kolekcjonerskich. Na całym świecie klienci, którzy musieliby uczestniczyć w publicznej aukcji, a nie chcą, aby ich nazwisko pojawiało się w dokumentach dotyczących nabycia danej rzeczy, dokonują takich nabyć za pośrednictwem powiernika, bo taki bufor, którym jest np. kancelaria adwokacka, jest wygodnym rozwiązaniem. Gwarantuje też poprawność transakcji i ogranicza osobiste zaangażowanie w formalności. Albo gdyby chciała pani nabyć coś od kogoś, kto nie darzy pani sympatią lub mógłby chcieć wykorzystać wiedzę o pani emocjonalnym stosunku do nabywanej rzeczy – aby usunąć te niedogodności, wystarczy posłużyć się powiernikiem.
EMR: Rzeczywiście, to normalna rzecz. To gdzie są problemy?
AM: Problem z umowami powierniczymi nie sprowadza się do tego, że one są wykorzystywane przez przestępców, ponieważ wiele różnych instytucji prawa cywilnego może być wykorzystywanych przez osoby działające wbrew prawu. Zawsze istnieje ryzyko wykorzystania przepisów w złych zamiarach. Znacznie większym zagrożeniem jest natomiast głupie, nieprzemyślane korzystanie z prawa. O celach klientów mówiłem. Problem umów powierniczych z punktu widzenia adwokata sprowadza się do dwóch kwestii: profesjonalnego skonstruowania umowy i badania celu stosunku powiernictwa.
EMR: Tę umowę trudniej napisać niż jakąkolwiek inną?
AM: Dobra umowa powiernicza jest trudna do napisania. Adwokat powinien niezwykle precyzyjnie ją konstruować, i to zarówno w interesie klienta, jak i swoim – jeżeli ma w niej wystąpić w roli powiernika. Taka umowa może bowiem powodować wiele konsekwencji. Oczywiście elementarnym wymaganiem jest zapewnienie realności wzajemnych świadczeń stron umowy. Ale trzeba też przewidzieć skutki podatkowe albo te związane z przepisami o przeciwdziałaniu wprowadzaniu do obrotu finansowego wartości majątkowych pochodzących z nielegalnych lub nieujawnionych źródeł. Nabywanie przez adwokata jako powiernika rzeczy o znacznej wartości może przecież przyciągnąć zainteresowanie organów kontroli skarbowej i wymagać wyjaśnienia, skąd pochodziły pieniądze na zakup. Adwokat działając jako powiernik, musi być więc przygotowany na zmierzenie się z zarzutem, że dokonał zakupu za środki pochodzące z darowizny albo nieujawnionych źródeł. Późniejsze skuteczne zwalczanie zakusów organów skarbowych jest zależne od wcześniejszego przemyślenia zapisów i precyzji działania. Źle napisana albo niefrasobliwie wykonywana umowa powiernicza może, zamiast pomóc, narazić klienta na duże kłopoty. I adwokata powiernika razem z nim.
EMR: Trzeba iść do notariusza?
AM: Nie ma takiego formalnego wymogu. Ja jednak swoim klientom zawsze zalecam zawieranie umów powierniczych w formie aktu notarialnego, ponieważ ta forma wzmacnia pewność i wiarygodność dokonanej czynności. Gwarantuje też skuteczność żądania od powiernika przeniesienia własności w wypadku nieruchomości. Choć tak naprawdę umowa powiernicza może być równie dobrze zawarta ustnie.
EMR: Ale wtedy wszystko opiera się na zaufaniu?
AM: I tak w tego rodzaju czynnościach wiele opiera się na zaufaniu do powiernika. Im mniej precyzyjnie skonstruowana jest umowa, tym potrzebne jest większe zaufanie. Życie uczy, że zaufanie nie jest jednak najbardziej solidną gwarancją należytego wykonywania umów. Znam sytuacje, w których adwokat powiernik odmówił zwrotnego przeniesienia własności nieruchomości, którą nabył dla klienta. Oczywiście na tej odmowie sprawa się nie zakończyła. Trafiła do sądu. Chodziło w niej o nabycie nieruchomości dla cudzoziemca. To często spotykana sytuacja, w której adwokaci występują w roli powiernika. Nabywanie nieruchomości przez cudzoziemców nadal wymaga dopełnienia wielu formalności. I w takich przypadkach, żeby szybko nabyć nieruchomość, korzysta się z instytucji powiernictwa, a następnie rzeczywisty nabywca może spokojnie wyczerpywać wszystkie konieczne tryby pozwoleń, zgód i oświadczeń, aby ostatecznie to on widniał w księdze wieczystej jako właściciel.
EMR: A ten drugi problem adwokatów z powiernictwem?
AM: Polega na każdorazowym badaniu celu, jakiemu to powiernictwo ma służyć. Każda instytucja może być wykorzystana w dobrym albo złym celu. I adwokat jest zobowiązany ocenić, czy zlecenie, którego ma się podjąć, rzeczywiście nie ma na celu obejście prawa bądź nie prowadzi do jakiejś nikczemności, a nawet przestępstwa. Takiej oceny trzeba dokonywać na wielu płaszczyznach, nie tylko karnej i nie tylko podatkowej. Adwokat musi samodzielnie ocenić sytuację, w której ma uczestniczyć. Powiernictwo jest bardzo delikatną instytucją, nie tylko dlatego że nie jest uregulowane w przepisach, a jego dopuszczalność wynika z literatury cywilistycznej i orzecznictwa, lecz także dlatego że ukrywa rzeczywiste prawo rzeczowe (własność) za parawanem prawa zobowiązań (stosunek powiernictwa). W takiej konstrukcji łatwiej o pokusę jej wykorzystania w złych zamiarach. Przez strony umowy powierniczej albo osoby trzecie.
EMR: Nie może więc zawrzeć umowy, która miałaby na celu ratowanie klienta np. przed egzekucją komorniczą?
AM: Powinien ocenić, czy tego rodzaju pomoc nie prowadzi do przestępstwa. Wtedy nie może. W innych wypadkach sugerowałbym bardzo solidną refleksję. Myślę, że gdyby powiernictwo miało uratować jedyne mieszkanie wielodzietnej rodziny przed egzekucją wierzytelności lichwiarza wykorzystującego łatwowierność prostych ludzi, odpowiedź nie jawiłaby się tak jednoznacznie.
EMR: Ale co konkretnie brać pod uwagę?
AM: Kiedy obejmowano adwokatów działaniem ustawy o przeciwdziałaniu praniu brudnych pieniędzy, adwokatura musiała przyjrzeć się pod tym kątem m.in. umowom powiernictwa. Analizowaliśmy, jakimi kryteriami kierować się przy dokonywaniu oceny warunków dopuszczalności zawarcia z klientem takiej umowy. Zalecano czujność przede wszystkim, kiedy klient wykazuje pośpiech, przekonuje o nadzwyczajności sytuacji, wywiera silną presję albo oferuje nadzwyczajnie hojne wynagrodzenie za dokonanie czynności. Do tego dodałbym potrzebę analizy skutków czynności. Adwokat nie może udawać, że nic nie rozumie, kiedy efekty jego pomocy są łatwe do przewidzenia dla przeciętnego obywatela. Nie odpowiadamy natomiast za skrywane zamiary klientów. Nie osądzamy ich przecież, tylko udzielamy pomocy, o którą się zwracają. Lubię mówić aplikantom, że mamy komfort bycia zawsze po właściwej stronie, bo po stronie naszych klientów.
EMR: W tekście, od którego zaczęliśmy rozmowę, było jeszcze napisane – zgodnie z opinią specjalisty od spółek – że umowa powiernicza może być też skonstruowana tak, że adwokat zachowa sobie prawo do części spółki. Czy taka umowa może być więc zabezpieczeniem wynagrodzenia pełnomocnika?
AM: Mam nadzieję, że osoba wypowiadająca się na ten temat opiera się przede wszystkim na plotkach. Adwokat nie może w taki przedziwny sposób zabezpieczać swojego wynagrodzenia, ustalając, że jeżeli nie otrzyma honorarium za czynności, jakich podjął się dla klienta, to nie przeniesie własności rzeczy lub prawa, które nabył powierniczo. Adwokat nie może przecież uzależnić wydania klientowi akt sprawy od zapłaty przez niego wynagrodzenia, a co dopiero odmówić mu przeniesienia własności w takiej sytuacji.
EMR: No ale klient mówi: teraz nie mam gotówki, korzystaj z rzeczy i to będzie wynagrodzenie.
AM: To by oznaczało, że honorarium stanowiłyby pożytki z tego majątku, który został przekazany powiernikowi. Jeżeli powiernicze przekazanie udziałów miałoby być rodzajem zabezpieczenia honorarium, to zaczynamy być blisko sytuacji zbliżonej do szantażu. Adwokat miałby stawiać swojego klienta w sytuacji: nie oddam rzeczy, dopóki nie dostanę swoich pieniędzy. A nie na tym polega współpraca adwokata z klientem. W ogóle w sprawach wynagrodzeń trzeba mówić jasno i głośno, bez niepotrzebnego ściszania głosu. Ten fragment o niepotrzebnym ściszaniu głosu to apel nie tylko o pewność siebie i patrzenie prosto w oczy klientowi, kiedy dyskutuje się o wynagrodzeniu. To także sugestia, aby nie wchodzić w sytuacje niejasne, ponieważ one nigdy nie służą współpracy i rzetelnemu rozliczaniu. Często natomiast prowadzą do kłopotów, postępowań dyscyplinarnych, czasem karnych.
EMR: A trzeba w umowach powierniczych uważać na to, żeby nie doszło do uzależnienia jednej strony od drugiej?
AM: Może się tak zdarzyć, ponieważ powiernictwo nie musi obejmować całości przedmiotu czynności, tylko np. część mniejszościową. I wówczas rzeczywiście ten potencjalny majątek adwokata jest uzależniony od zachowań innych osób, być może jego klientów.
EMR: Dużo możliwości zaistnienia niejasnych sytuacji. Jak temu zapobiec?
AM: Ja ograniczam się do stosowania ogólnej zasady, żeby nie wchodzić w relacje, które mogą budzić wątpliwości. Takie sytuacje prowadzą wyłącznie do procesów o wynagrodzenia adwokackie, które są niezwykle trudne dlatego, że poddane są ograniczeniom związanym z tajemnicą zawodową. Pomimo tego że jesteśmy przedsiębiorcami, to nawet w procesach o nasze wynagrodzenie nie możemy swobodnie wykazywać wszystkiego tego, co zrobiliśmy w sprawie naszego klienta. I to nawet wtedy, kiedy ten klient jest już pozwany, bo tajemnica adwokacka nie zna takich wyłączeń. Więc im prostsze zasady rozliczenia, tym łatwiej egzekwować wynagrodzenie.
EMR: Przychodzi klient z ulicy i chce zawrzeć umowę powierniczą. A pan?
AM: W mojej ponad 20-letniej praktyce zdarzało mi się dokonywać czynności powierniczych na zlecenie klientów. Nigdy jednak nie zdarzyło mi się dokonywać takiej czynności na zlecenie klienta, z którym już wcześniej nie pracowałem w innych sprawach. I to byli wyłącznie klienci, z którymi łączyły mnie wieloletnie relacje zawodowe. Doskonale ich znałem i miałem pewność, że zlecenie, z którym się zwracają, dotyczące czynności powierniczych, jest całkowicie legalne.
EMR: Był pan w komfortowej sytuacji.
AM: Tak. Bo miałem klientów, którym mogłem zaufać. Myślę, że nie podjąłbym się dokonania takiej czynności, gdybym miał do czynienia z klientem, który jest bądź był oskarżany o jakieś przestępstwo związane z utratą do niego zaufania. Jako adwokat jestem zobowiązany udzielić pomocy każdemu, ale zlecenia dokonania czynności powierniczej nie traktuję jako czegoś banalnego. Przeciwnie, jest to sytuacja szczególna. W zbiorze czynności adwokackich jest bardzo blisko granicy, która zakreśla zbiór czynności adwokackich. A są i tacy adwokaci, którzy twierdzą, że to już nie jest pomoc prawna. I w związku z tym, jeżeli się tego podejmują, czynią to jak osoby fizyczne, a nie jako adwokaci.
EMR: A pan co myśli o tym poglądzie?
AM: Nie zgadzam się. Pachnie to trochę hipokryzją. Uważam, że czynności powiernicze to jest świadczenie pomocy prawnej. Jednak, by spełniało swoją rolę, nie może polegać na wspólnym grypsowaniu z kimś, kto chce dokonać przestępstwa. Dostrzegam także problem powiernictwa praw w spółkach, które nakłada na adwokata obowiązek wykonywania czynności właścicielskich i uczestniczenia w zarządzaniu przedsiębiorstwami. To oznacza zbliżenie umowy powiernictwa do prokury. Dla wielu zbyt dalekie od czynności adwokackich. Mnie to nie przeszkadza, bo uważam, że adwokaci powinni móc być nie tylko prokurentami, ale powinni szerzej niż dotychczas uczestniczyć także w zarządzaniu przedsięwzięciami gospodarczymi. To samo w sobie nie jest nietyczne. Nietyczny może być sposób, w jaki się to robi. Ale to stanowisko trochę de lege ferenda w stosunku do reguł etyki adwokackiej.
EMR: A jak rozwiązać problem, kiedy adwokat będąc powiernikiem, ma inny pomysł na dysponowanie przedmiotem umowy?
AM: Adwokat powinien wszelkie działania dotyczące przedmiotu umowy uzgadniać ze swoim klientem, ponieważ co prawda ta rzecz formalnie stanowi jego własność, ale cały czas jest związany umową, z której wynika, że na każde żądanie klienta ma dokonać przeniesienia własności. Powinien więc dbać o to, żeby postępować z rzeczą w sposób zgodny z planami, jakie ma jej faktyczny właściciel. Nie może samodzielnie podejmować decyzji dotyczących przedmiotu umowy. Jestem w stanie sobie jedynie wyobrazić, że mógłby podjąć jakąś czynność nagłą bądź zachowawczą zmierzającą do nieutracenia rzeczy. Nic więcej.
EMR: Każdy aspekt tej umowy wydaje się być podstawą poważnych sporów.
AM: Ponieważ to trudna instytucja. I to nie tylko z punktu widzenia moralności czy uczciwości wykonywania zawodu i relacji z klientami. Jest także trudna pod względem cywilistycznym. A czasem jest nawet groźna.
EMR: Umowa, zaufanie, a potem wieloletnie procesy?
AM: Bywa i tak. Pamiętam takie postępowanie, chyba najciekawsze, w jakim uczestniczyłem w związku z umową powierniczą. Otóż pewien wysoko postawiony funkcjonariusz PRL, właściciel bardzo poważnego majątku w Polsce, zamierzał zbiec za granicę i w obawie o skazanie za zdradę i konfiskatę majątku, za radą wybitnego profesora prawa cywilnego, zawarł umowę powierniczą i przeniósł cały swój majątek, jaki znajdował się w Polsce, na rzecz innej bardzo zaufanej i bliskiej osoby. Akurat w tym przypadku nie był to adwokat. Po 1989 r. mógł już wrócić do kraju i chciał odzyskać majątek. Zwrócił się zatem do swojego przyjaciela, który był powiernikiem, o zwrotne przeniesienie własności. Na co usłyszał od niego wytłumaczenie, że ten uczyniłby to i to bardzo chętnie, ale niestety w międzyczasie został ubezwłasnowolniony. Nie może zatem dokonać żadnej czynności. Uczestniczyłem w tym fascynującym sporze związanym z przymuszeniem powiernika do przeniesienia zwrotnego własności rzeczy objętych umową. To pokazuje, że większym problemem w umowach powierniczych niż ich przestępczy charakter, jest przewidzenie wszelkich możliwych skutków i relacja zaufania.
EMR: I co z tego sporu sądowego wyszło?
AM: Udało się wykazać brak własnych środków powiernika na nabycie takiego majątku. A skoro dało się wykazać istnienie umowy powierniczej i obowiązek zwrotu wynikający z tej umowy, to dało się również przeprowadzić przed sądem postępowanie, które doprowadziło do rozstrzygnięcia, w którym orzeczenie sądu zastąpiło oświadczenie woli o przeniesieniu własności rzeczy. Trwało to jednak wiele lat. Przyjaźń klienta i powiernika wypaliła się w trakcie procesu.
EMR: Wracając do wynagrodzeń adwokatów, takie umowy są chyba ryzykowne dla nich, skoro podobno klienci mają problem z rozliczaniem się za usługi adwokackie?
AM: W wypadku sporu o wynagrodzenie adwokat powinien wypowiedzieć klientowi pełnomocnictwo i umowę zlecenia powierniczego. Trudno bowiem sobie wyobrazić sytuację, w której adwokat procesuje się o wynagrodzenie z osobą, którą jednocześnie reprezentuje. Ponadto adwokat powinien także pozbyć się majątku na rzecz klienta, czyli dokonać zwrotnego przeniesienia własności.
EMR: Co w sytuacji, jeżeli klient nie chce zwrotnego przeniesienia własności?
AM: To też pokazuje, jak trudna jest to instytucja w praktyce. Będzie musiał pozwać klienta o zobowiązanie do przyjęcia zwrotnego własności. Nie chcę snuć innych rozważań, np. o możliwości powierzenia rzeczy dalszemu powiernikowi – nigdy nie spotkałem takiego rozwiązania w praktyce, ale... W żadnym wypadku zarówno z punktu widzenia odpowiedzialności cywilnoprawnej, jak i dyscyplinarnej adwokat nie może sprzedać rzeczy ruchomej czy nieruchomości, żeby zaspokoić swoje roszczenia z tej ceny.
EMR: Nie ma dużo spraw dyscyplinarnych dotyczących stosunku powiernictwa.
AM: Zapewne dlatego, że czynności powiernicze są takimi rodzajami spraw, które nie lubią rozgłosu. Z tej przyczyny dochodziło przecież do zawarcia umowy powiernictwa. W związku z tym także i spory powstałe na tym polu są często rozstrzygane bez rozgłosu. Zwykle przed sądami polubownymi.
EMR: Zaczęliśmy od umów powierniczych związanych z przestępstwem, więc skończmy i na tym.
AM: Pamiętam taki spór, w którym powiernictwo było pośrednio związane z przestępstwem. Działający na szeroką skalę złodziej samochodowy zginął wraz z żoną w wypadku samochodowym. Pozostawił dwójkę malutkich dzieci. Zaopiekowała się nimi rodzina żony. To nie spodobało się dziadkom dzieci ze strony ojca, a to właśnie na nich były zapisane wszystkie składniki majątku zmarłego. Zmarły mężczyzna z oczywistych przyczyn związanych ze swoją aktywnością parazawodową nie miał formalnie żadnego majątku. Dziadkowie ze strony ojca uznali, że majątek ich syna należy tylko do nich. Reprezentowałem małoletnich za pośrednictwem ich przedstawicieli ustawowych. Rozpocząłem od przekazania sądowi sugestii, że pomiędzy osobami, które zginęły w wypadku, a ich rodzicami musiała zostać zawarta umowa powiernicza. Spadkobiercy, a więc dzieci, mają prawo domagać się zwrotnego przeniesienia własności rzeczy, które rodzice zapisywali na rodzinę ojca.
EMR: I udało się?
AM: Tak. To się dobrze skończyło. Choć w trakcie trwania tego postępowania w tle był znak zapytania dotyczący pochodzenia majątku. Obawiałem się nieważności czynności powiernictwa. Jednak prawdziwe zwycięstwo w tej sprawie przyszło znacznie później. Po 15 latach w mojej kancelarii pojawiła się ówczesna przedstawicielka ustawowa wraz z dwójką młodych ludzi. Chciała mi pokazać, że ani ona z mężem jako rodzice zastępczy, ani osierocone dzieci nie zmarnowali szansy, którą dostali od życia. Dzieci dobrze się uczyły i sensownie gospodarowały majątkiem, który udało się dla nich wywalczyć. Nawet dbały o relacje z dziadkami. To pokazuje nie tylko, jak bardzo liczy się dobry pomysł na poprowadzenie sprawy, ale i życzliwa, sprawiedliwa interpretacja prawa. Tę umowę powierniczą sugerowałem, opierając się na przeświadczeniu, że o to właśnie musiało chodzić w relacjach syna z rodzicami. Jednak zapewne nikt z bohaterów tej historii nie myślał o swoich działaniach w kategorii umowy powierniczej. Warto było starać się wtedy w sądzie.