Tak ogólnie, co do zasady i abstrakcyjnie, myśli zawarte w felietonie prezesa Krajowej Rady Notarialnej są bardzo słuszne. Ale...



„Notariusz obowiązany jest dokonywać czynności zawodowych zgodnie z prawem, według najlepszej wiedzy oraz z należytą starannością”, „obowiązkiem rejentów jest ochrona interesów wszystkich zaangażowanych w dokonywaną czynność. I więcej: notariusz ma obowiązek dbać także o interesy osób trzecich, niebędących stronami czynności, dla których niesie ona określone skutki prawne. Rozwiązanie krzywdzące dla którejkolwiek ze stron notariusz musi zaś zakwestionować lub wręcz odmówić podpisania dokumentu”. „Przekazywanie lub chociażby sugerowanie opinii publicznej, że notariusz działa w czyimkolwiek interesie i podpisuje dokumenty, kierując się interesem jednej ze stron, godzi nie tylko w nas i nasz zawód, lecz także w prestiż państwa, które powołało nas do pełnienia roli strażników obrotu prawnego”. I dalej wywód o bezpieczeństwie mierzonym nikłą liczbą uchylanych w Polsce aktów notarialnych.
Z satysfakcją przeczytałam te słowa prezesa Krajowej Rady Notarialnej, pana rejenta Mariusza Białeckiego („Gdyby prezydent był notariuszem”, Dziennik Gazeta Prawna z 11 września 2015 r.). Felieton, z którego pochodzą, był sprowokowany sprzeciwem wobec kształtowanego przez media stereotypu notariusza „przyklepującego” to, co mu strony przyniosły, albo co mu sugerują. A tak nie powinno być.
Chciałabym, aby było inaczej. I życzę kolegom notariuszom jak najlepiej. Także we własnym interesie. Życzyłabym sobie bowiem, aby „mój” rejent ostrzegał mnie przed niebezpieczeństwami, które zna ze swego doświadczenia i aby działał wobec mnie starannie: aby sprawdził np. na czas treść księgi wieczystej i aby nie uchybił terminowi zgłoszenia wpisu, bym nie obudziła się czas jakiś po transakcji jako nieświadomy sytuacji dłużnik z art. 930 k.p.c.
Przed kilkoma laty zaproszono mnie do siedziby KRN, aby w kameralnym gronie władz samorządowych podyskutować o społecznym wizerunku tego ważnego prawniczego powołania. Problemem były skutki otwarcia zawodu: notariusze obawiali się (nie bezpodstawnie, jak o tym świadczy obecna sytuacja) tego, że wzrost konkurencji będzie stymulował nie tyle obniżenie stawek i podwyższenie poziomu usług, ale wręcz przeciwnie – wymusi konkurencję kosztem jakości. Przecież zjawisko race to bottom jest doskonale znane w prawie konsumenckim i w ogólności w prawie konkurencji.
Moja wizyta była wywołana i tym, że samorząd notarialny miał złą passę; akurat Sąd Najwyższy wypowiedział się krytycznie o próbie (zinstytucjonalizowanej w uchylonym w następstwie tych zastrzeżeń paragrafie 26 ust. 2 Kodeksu Etyki Zawodowej Notariusza) uznania za czyn nieuczciwej konkurencji pobierania przez notariuszy stawek niższych niż maksymalne (SN z 7 kwietnia 2004 r., III SK 28/04). Pamiętam, że dość naiwnie, choć ze szczerym zapałem, opowiadałam o znaczeniu zaufania i pozycji notariuszy, bo wszak „lex est quod notamus” (z łac. to, co piszemy, stanowi prawo), że jednak chodzi o (jak słusznie wskazał na to później cytowany prezes KRN) „prestiż państwa, które powołało [notariuszy] do pełnienia roli strażników obrotu prawnego”. Mówiłam, że skoro sprawa tych stawek tak jakoś nieładnie społecznie wygląda, to może należałoby szerzej nagłośnić działania, które akcentowałyby społeczny wymiar służby notariuszy.
Było miło. Jakoś nie śledziłam później, co z tego wynikło. Odnotowałam jednak jeszcze w 2009 r., że Sąd Najwyższy (tym razem Izba Karna, II KZP 7/09, z 23 września 2009 r.) musiał wyjaśnić, iż nie stanowi podstawy do deliktu dyscyplinarnego notariusza fakt czynienie czegoś gratis. I w tym momencie uświadomiłam sobie naiwność, jaką wykazałam się w czasie spotkania w samorządzie notarialnym, i kompletną niestosowność moich wywodów.
Czas biegł i tak się złożyło, że los zetknął mnie z kilkoma zdarzeniami, co do których oceny zgodności z prawniczymi standardami miałam wątpliwość. Napisałam do samorządu notarialnego. „Nie mam oczywiście doświadczenia w sprawach notarialnych i bardzo bałabym się formulować jakiekolwiek zastrzeżenia czy zarzuty spersonalizowane. Zatem pytam abstrakcyjnie o ocenę sygnalizowanych niżej wątpliwości. Jeżeli władze samorządu odpowiedzą mi, że wskazane niżej sytuacje istotnie naruszają etykę notariusza, wówczas podam znane mi przykłady aktów i osób. Jeżeli natomiast okaże się, że moje zastrzeżenia wynikają z mojej własnej niewiedzy lub niezrozumienia – wtedy postaram się je rozproszyć, publikując stosowne wyjaśnienia, ponieważ kwestie te są przedmikotem dyskusji na publicznym forum. Nie zawaham się wtedy przyznać do własnego błędu oceny.
Być może także (tego nie wykluczam), dochodzi tu do jakichś machinacji wizerunkiem notariusza. A zatem:
1) Czy notariusz, mając obowiązek w efektywny sposób poinformować klienta o ryzykach związanych z transakcją, działa prawidłowo i etycznie, umieszczajac ogólnikową wzmiankę »o różnych wnioskach o wpis i wpisach« w dziale III, nie wyjaśniając czego te wnioski dotyczą.
2) Czy notariusz działa prawidłowo i etycznie, bezkrytycznie i bez ostrzeżenia kogokolwiek sporządzając akt, gdzie następuje sekwencja: uznanie długu (rzędu kilkudzięsieciu milionów z kary umownej z błahego uchybienia) – zastosowanie art. 777 k.p.c. – oświadczenie o ustanowieniu hipoteki na nieruchomości? Czy taka transakcja nie powinna wzbudzić w nim podejrzliwości co jej celu?
3) Czy notariusz działa prawidłowo i etycznie, sporządzając akt uznania długu czy ustanowienia hipoteki bez uczestnictwa wierzyciela (drugiej strony umowy)?
4) Czy notariusz działa prawidłowo, nie sprawdzając treści upoważnienia zarządu spółdzielni (uchwala rady nadzorczej do dokonania czynności rozporządzającej)?
5) Czy notariusz działa prawidłowo i etycznie kilkakrotnie przetwarzajac w różny sposób te same czynności stron w kilku aktach, co w efekcie prowadzi do mnożenia oddzielnych tytułów do tej samej wierzytelności i jej zabezpieczeń wieloma hipotekami bez repartycji?
6) Czy nie budzi wątpliwości sytuacja, gdy jedna kancelaria w ciągu miesiaca przerabia 10 tys. aktów? Licząc po 5 minut na akt i 25 dni pracy wychodzi, że doba ma ponad 30 godzin (wyliczenie na podstawie porównania numerów repertoriów i dat)”.
Na ten list (maj 2015 r.) dostałam odpowiedź informującą mnie o przepisach normujących zasady pracy notariuszy. Nie zrażona odpisałam (czerwiec 2015 r.):
„Wielce Szanowny Panie Prezesie,
Właśnie dostałam Pana odpowiedź na mój list z 9 maja br. Dziękuję za uwagę i czas, która mi Pan poświęca.
List zawiera informację o tym jak – teoretycznie – powinna się kształtować staranność notariuszy. Przepisy te są mi znane. Nie ośmieliłabym sie zwracać z prośbą o trywialną informację do Prezesa KRN.
Intencja mego listu była inna. Wskazałam sześć konkretnych sytuacji budzących moje wątpliwości co do tego, czy działający w ich ramach notariusz przestrzega standardów, które wynikają z przepisów, które Pan wskazuje w swym liście. Nie podawałam konkretnych nazwisk i numerów aktów, ale zapewniam, że sytuacji tych nie wymyśliłam. Od maja, gdy do Państwa pisałam, moja wiedza faktograficzna się powiększyła.
Nie chciałam skorzystać z przekazanego mi zaproszenia do omówienia sprawy przy kawie, do czasu uzyskania stanowiska środowiska notarialnego. Chciałabym, aby w Polsce dostrzegano różnicę między zawodem zaufania publicznego i prawnikiem typu consigliere. Dlatego zadaję uporczywie moje pytania.
Ufam, że skoro przekazali Państwo mój list do Rady Izby w Warszawie, otrzymam stamtąd odpowiedź na pytania, jakie sformułowałam w moim liście.
Kopię niniejszego listu przekazuję do wiadomości Pani prof. Ireny Lipowicz. Nie wykluczam bowiem, że dokumentacja, jaką dysponuję, jest wyrazem manipulacji wizerunkiem notariusza. W tej sytuacji jest ważne, aby była szerzej znana”.
Odpowiedzi nie było. Na spotkaniu zorganizowanym w lipcu przez rzeczniczkę praw obywatelskich z udziałem samorzadu notarialnego obiecano wszechstronnie sprawę zbadać, zwłaszcza, że była okazja przekazać konkretne egzemplifikacje podmiotowe i przedmiotowe. Nic z tego nie wynikło.
Zatem kolejny list (sierpień 2015):
„Pozwalam sobie Pana absorbować kolejny raz – nadal bowiem nie ma żadnych działań w sprawie sygnalizowanych niepokojących wydarzeń związanych z obsługą notarialną, które Państwu sygnalizowałam w moich listach z maja, czerwca oraz na spotkaniu w biurze rzecznika praw obywatelskich 6 lipca br.
Przede wszystkim niestety, nie odpowiada rzeczywistości informacja jakoby dojść miało do »zniwelowania« skutków prawnych przeterminowania o 5 miesiecy zgłoszenia przez notariusza wniosku o wpis przekształcenia spółdzielczego prawa do lokalu, na skutek czego nowemu właścicielowi wpisano z urzędu udział w postępowaniu egzekucyjnym. (...) Zgodnie z informacjami z biura RPO wprawdzie wierzyciel napisał do komornika prosząc o działanie na rzecz zwolnienia właściciela z egzekucji, a komornik skierował wniosek do sądu wieczystoksięgowego o zmianę wpisu, jednakowoż ten wniosek dotyczył księgi SSM, gdzie wpisano egzekucje do udziału w użytkowaniu wieczystym, a nie do księgi, gdzie wpisano przekształconą własność lokalu. I pewno dlatego jeszcze w czerwcu sąd odmówił wykreślenia wpisu. Oznacza to, że na spotkaniu 6 lipca 2015 r. byli Państwo źle poinformowani o stanie sprawy i taką informację rzecznikowi i mnie przekazali. Zatem sprawa jest nadal aktualna.
Na marginesie dodam, że, po pierwsze, nie znam trybu, w którym można byłoby – zgodnie z prawem – uzyskać »odwrócenie« skutków opóźnienia notariusza poprzez wykreślenie wpisu, chyba, że miałby to być jakiś rodzaj umowy z wierzycielem prowadzącym egzekucję. Ale w tej sprawie przecież nie może się umawiać notariusz.
Poza tym wiem, że mieszkańcom osiedla, w którego księdze wieczystej jest wpis egzekucji, o której mowa, proponowano »dogadanie się« z wierzycielem w celu zawarcia umowy notarialnej (sic!), w celu indywidualnego zwolnienia na przyszłość z negatywnych skutków istnienia wpisów. Wiem to, ponieważ mnie samej zaproponowano takie »dogadanie się«; odrzuciłam propozycję ponieważ jest to naruszające prawo, nieuczciwe i pozbawione mocy prawnej. (...)
W tej sytuacji uprzejmie proszę o informację czy i co samorząd notarialny w ogólności zamierza robić w sprawie sygnalizowanych nieprawidłowości (listy z maja, czerwca, spotkanie w lipcu oraz przekazane w czasie tego spotkania dokumenty). Zaznaczam także, że mimo zapowiedzi, nikt z samorządu notarialnego ze mną się nie komunikował w kwestii np. ewentualnego wykorzystania przekazanych materiałów w celach informacyjnych czy szkoleniowych (choć taką propozycje Państwo w lipcu zgłaszali)”.
Wierzę, że maksyma „lex est quod notamus” jest trafna, ponieważ stoją za nią standardy etyczne, nad których przestrzeganiem powinien czuwać samorząd notarialny. Chciałabym móc zmienić „powinien czuwać” na zwykłe „czuwa”. Tylko, póki nie dostanę jasnej odpowiedzi na wątpliwości wyłuszczone w jednostronnej korespondencji z samorządem notarialnym, nie mam do tego podstaw.
A poza tym uważam, że tak ogólnie, co do zasady i abstrakcyjnie to myśli zawarte w felietonie prezesa KRN są bardzo słuszne. ©?
Zależy mi na tym, aby w Polsce dostrzegano różnicę między zawodem zaufania publicznego i prawnikiem typu consigliere. Dlatego zadaję uporczywie moje pytania
Wierzę, że maksyma „To co piszemy, stanowi prawo” jest trafna, ponieważ stoją za nią standardy etyczne, nad których przestrzeganiem powinien czuwać samorząd notarialny. Chciałabym móc zmienić „powinien czuwać” na zwykłe „czuwa”