Udowodnienie bankom czy towarzystwom ubezpieczeniowym, że dopuściły się przestępstwa, nie będzie łatwe. Mimo to do prokuratur spływają kolejne informacje o tego typu podejrzeniach
Nawet osiem lat więzienia dla sprawcy oszustwa / Dziennik Gazeta Prawna
Zawiadomienie do Prokuratury Generalnej złożyło niedawno Stowarzyszenie Obrony Poszkodowanych przez Banki Pro Futuris. Ale na taki krok decydują się także osoby prywatne.
– Do Prokuratury Generalnej wpłynęło do tej pory kilkadziesiąt zawiadomień o podejrzeniu popełnienia przestępstwa związanego z umowami frankowymi. Składają je zarówno stowarzyszenia, jak i pojedynczy klienci banków, którzy poczuli się oszukani. Zawiadomienia dotyczą różnych banków i w związku z tym zostały przekazane do różnych prokuratur, choć najwięcej trafiło do Prokuratury Okręgowej w Warszawie – potwierdza Mateusz Martyniuk, rzecznik prasowy PG.
Ale nie tylko kredytobiorcy postanowili w walce o swoje prawa skorzystać z instytucji przewidzianych w kodeksie karnym. Gotowe zawiadomienie do prokuratury ma bowiem również Stowarzyszenie „Przywiązani do Polisy”: dotyczy ono jednego z towarzystw sprzedających polisolokaty.
Wszystkie te organizacje oraz osoby prywatne liczą na to, że organy ścigania pomogą im udowodnić, iż instytucje finansowe celowo doprowadzały ich do niekorzystnego rozporządzenia mieniem. Zdaniem prawników prokuratura powinna się tego podjąć – choć, jak zastrzegają – tego typu postępowania do prostych nie należą.
Zawiadomienie złożone przez Pro Futuris dotyczy Banku Millenium. Jest w nim mowa o podejrzeniu popełnienia przestępstwa z art. 278 par. 1 kodeksu karnego oraz art. 286 par. 1 k.k. Pierwszy z nich dotyczy kradzieży (kto zabiera w celu przywłaszczenia cudzą rzecz ruchomą, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5), a drugi oszustwa (patrz: grafika). Zdaniem stowarzyszenia istnieje bowiem uzasadnione podejrzenie, że czynów tych dopuścili się pracownicy banku, a niewykluczone, że również nadzorujące ich władze spółki. Zawiadamiający wskazuje, że osoby te mogły fałszować zapisy umowne dotyczące ubezpieczeń niskiego wkładu własnego. W efekcie kredytobiorcy byli przekonani, iż płacą składki na ubezpieczenie, podczas gdy w rzeczywistości środki te częściowo lub w całości były zapisywane jako część marży banku. Tym samym podejrzewani – jak twierdzi stowarzyszenie – przywłaszczyli sobie bezprawnie i bez podstawy prawnej pieniądze klientów.
W zawiadomieniu powołano się na jeden z wyroków krakowskiego sądu, który nakazał Bankowi Millenium zwrot ok. 17 tys. zł pobranych tytułem niskiego wkładu własnego. Jak podkreśla Stowarzyszenie Pro Futuris, dzięki tej sprawie okazało się, że nawet sami pracownicy nie wiedzieli, co oferowali kredytobiorcom. A pobierane od nich pieniądze na ubezpieczenie albo nie trafiały do firmy ubezpieczeniowej, albo wpłacano tylko ich część. W zeznaniach tych pracowników padały nawet stwierdzenia, że ubezpieczenie traktowano jako kolejną opłatę bankową.
Grupa przestępcza
Na orzecznictwo sądowe zamierza powołać się w swoim zawiadomieniu również Stowarzyszenie „Przywiązani do Polisy”. W tym przypadku jednak nie chodzi o bank, ale o towarzystwo ubezpieczeniowe, które sprzedawało polisolokaty. Jak wskazano w piśmie, które ma wkrótce trafić do warszawskiej prokuratury okręgowej, zachodzi tutaj uzasadnione podejrzenie oszustwa. Na potwierdzenie stowarzyszenie przywołuje wyrok Sądu Okręgowego w Warszawie (sygn. akt III C 1453/13). W jego uzasadnieniu padają bowiem stwierdzenia, że zawarta przez powoda umowa ubezpieczenia na życie i dożycie z funkcją inwestowania składki regularnej w rynek kapitałowy za pośrednictwem ubezpieczeniowego funduszu kapitałowego jest nieważna. A to ze względu na takie – celowe – skonstruowanie oferty przez ubezpieczyciela, że była ona „w niewiarygodnym stopniu oszukańcza”.
– Szczegółowa analiza produktu ubezpieczeniowego, jaką przeprowadził sąd okręgowy, wskazuje, że ubezpieczyciel tak skonstruował umowę, by na niej zawsze zarobić kosztem ubezpieczonego. Starannie ukrył mechanizmy godzące w interesy ubezpieczonego i w podstępny sposób doprowadził go do niekorzystnego rozporządzenia swoim mieniem – wylicza Jacek Łęski, prezes stowarzyszenia.
Ale to nie wszystko. Organizacja domaga się też zbadania przez organy ścigania, czy przypadkiem nie występuje tu działanie w zorganizowanej grupie przestępczej.
– Tak towarzystwo, jak i firmy współdziałające z nim w procesie bezprawnego pozbawiania ubezpieczonych ich majątków, a więc np. te, które namawiały potencjalnych klientów do zakupu polisolokat, są przedsiębiorstwami o wysokim stopniu organizacji, podległymi scentralizowanym strukturom zarządczym. Nie ma tu mowy o działaniu przypadkowym, niezamierzonym – przekonuje Łęski.
Podzieleni prawnicy
Eksperci nie są jednak zgodni, czy składanie zawiadomień do prokuratury odniesie jakikolwiek skutek. Udowodnić komuś winę będzie bowiem bardzo trudno.
– W kontekście sprzedaży produktów finansowych można mówić o oszustwie jedynie wtedy, jeśli spełnione są wszystkie znamiona tego przestępstwa. Poza wykazaniem, że osoby odpowiedzialne za dany produkt w celu osiągnięcia korzyści majątkowej doprowadziły klientów do niekorzystnego rozporządzenia swoim mieniem, należałoby także wykazać, że w tym celu wprowadziły klientów w błąd lub ten błąd wyzyskały – tłumaczy Marcin Kópczyński, starszy prawnik w kancelarii CMS.
Jego zdaniem nawet stwierdzenie przez sąd cywilny nieważności bądź bezskuteczności postanowienia wzorca umowy lub samej umowy naruszających prawa konsumenta, nie oznacza jeszcze, że osoba odpowiedzialna za dany produkt dopuściła się oszustwa.
– Co do zasady – zakładając, że przestrzegane są obowiązki informacyjne wobec klientów – nie wydaje się, żeby w przypadku np. polisolokat czy innych produktów finansowych taka sytuacja miała miejsce – kwituje Kópczyński.
Ale nie wszyscy są sceptyczni.
– W wielu przypadkach może się okazać, że to bardzo efektywny krok w celu ustalenia przesłanek odpowiedzialności odszkodowawczej lub sprawcy naszej szkody – mówi Michał Paprocki, radca prawny, wspólnik w kancelarii Chmaj i Wspólnicy.
– Zgodnie z ustawą o prokuraturze jej zadaniem jest strzeżenie praworządności oraz czuwanie nad ściganiem przestępstw. Poddanie określonej sytuacji weryfikacji przez organy ścigania jest naszym prawem i moralnym obowiązkiem każdego praworządnego człowieka – przekonuje.
Wspomina, że w jego praktyce niejednokrotnie zdarzało się, iż właśnie dzięki współpracy z prokuratorem lub policją udawało mu się zgromadzić dodatkowe, kluczowe dowody. A to otwierało drogę do skutecznego uzyskania ochrony prawnej roszczenia w postępowaniu przed sądem. Często bowiem dopiero organy ścigania, korzystając ze swoich uprawnień, mogą dotrzeć do określonych dokumentów, osób, innych dowodów.
– W przypadku frankowiczów albo osób, które zawarły umowy o polisolokaty mamy do czynienia z podobną sytuacją. Z całą pewnością zbadania wymagają masowe nieprawidłowości związane z zawieraniem umów o te produkty. Do tego właśnie są powołane wspomniane organy – stwierdza mec. Paprocki.