Nikt nie może być pewny swego życia i mienia, dopóki obraduje parlament w Paryżu – powiedział kiedyś Alexis de Tocqueville. Nie wiem, czy od XIX w. nad Sekwaną coś się w tej kwestii zmieniło, ale do tego, co w ostatnich tygodniach dzieje się na Wiejskiej, diagnoza francuskiego myśliciela pasuje jak ulał.

Zbliżająca się kampania wyborcza napędza posłów do wytężonej pracy nad produkowaniem prawa. W tym pośpiechu na ostatnim posiedzeniu posłowie, myśląc, że głosują nad odrzuceniem poprawek Senatu, zagłosowali za ich przyjęciem. Pod koniec lipca wysłali do Senatu niedopracowaną ustawę odbierającą fotoradary strażom miejskim, licząc, że izba wyższa luki uzupełni. Tam jednak też zabrakło refleksji i determinacji, by je załatać. W ten sposób tysiące kierowców, których pod koniec roku sfotografują fotoradary, mogą uniknąć mandatów. Co więcej, nie wiadomo, czy i kiedy urządzenia, których postawienie poprzedziły analizy bezpieczeństwa wykonane przy udziale policji i GITD, zostaną zastąpione fotoradarami inspekcji. Ale to przecież szczegóły: przecież na odebranie strażnikom miejskim możliwości łupienia kierowców czekają miliony kierowców wyborców. Wątpię, czy w tym kontekście prezydent zdecydowałby się na niepodpisanie ułomnej ustawy.
Więcej: zamiast zachęcać do legislacyjnego umiaru, prezydent Duda gani rząd, że nie chce jeszcze w tej kadencji przygotować ustawy przyznającej każdemu po 500 zł na dziecko. A przecież widać, że posłowie wciąż mają wolne moce przerobowe.