Oczywiście formuła przyjęcia poprawki przez Sejm nie jest obca prawu parlamentarnemu, jednakże stosuje się ją w przypadku procedowania projektu ustawy (jeszcze na etapie sejmowym, przed uchwaleniem ustawy). Na etapie prac związanych z rozpatrywaniem uchwały Senatu konstytucja nakazuje dochowywanie ściśle określonego trybu, a co za tym idzie – odwoływanie się do ściśle określonych formuł. Sytuację dodatkowo komplikuje to, że marszałek Sejmu, próbując niejako uratować sejmowe rozstrzygnięcie, podał na zakończenie głosowania, że w jego wyniku Sejm odrzucił poprawki. Nie było to jednak prawdą – Sejm, choć niezgodnie z konstytucją, poprawki te przyjął, gdyż posłowie zagłosowali w większości „za” w przedmiocie włączenia poprawek na trwałe do tekstu prawnego. Marszałek nie ma jednak kompetencji do jednoosobowego modyfikowania wyników głosowania. W tym zakresie można było za to rozważyć sięgnięcie po instytucję reasumpcji, unormowaną w przepisach regulaminu Sejmu. Stosownie bowiem do art. 189 ust. 1 regulaminu w razie gdy wynik głosowania budzi uzasadnione wątpliwości, Sejm może dokonać reasumpcji głosowania. Ustęp 2 tego artykułu ustanawia ograniczenie czasowe – wniosek o reasumpcję może być zgłoszony wyłącznie na posiedzeniu, na którym odbyło się głosowanie. Obecnie zatem mamy do czynienia z ustawą, która została poddana procedurze legislacyjnej niezgodnej z konstytucją. Powinno się to stać przedmiotem oglądu Trybunału Konstytucyjnego, który przecież ma w zakresie swoich kompetencji dokonywanie oceny legalności czynności prawodawczych.
Posłowie przyjęli inną wersję nowelizacji, niż przesłali do podpisu prezydentowi. Na dodatek proces legislacyjny odbył się z naruszeniem konstytucji.
Konstytucjonaliści są w szoku. Przyznają, że z tak absurdalną sytuacją jeszcze się nie spotkali.
Chodzi o nowelizację ustawy o kuratorach sądowych (druk sejmowy nr 3409), którą wymusił wyrok Trybunału Konstytucyjnego. Na ostatnim posiedzeniu Sejm zajmował się poprawkami Senatu. Artykuł 121 ust. 3 konstytucji stanowi jasno: uchwałę Senatu odrzucającą ustawę albo poprawkę zaproponowaną w uchwale Senatu uważa się za przyjętą, jeżeli Sejm nie odrzuci jej bezwzględną większością głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów. Oznacza to, że marszałek Sejmu powinien zapytać posłów, kto jest za odrzuceniem senackich poprawek. Ci, którzy uważają je za złe – głosują za. Jeśli Sejm chce poprawki przyjąć – trzeba głosować przeciw. Wie to każdy parlamentarzysta, który brał udział w choćby jednym posiedzeniu Sejmu.
Marszałek Małgorzata Kidawa-Błońska spytała jednak posłów, kto jest za przyjęciem poprawek do ustawy o kuratorach sądowych. Przytłaczająca większość posłów była za. Sejm więc poprawki przyjął – mimo że zapewne chciał odrzucić. Nie powinno być co do tego wątpliwości.
Ustawa została skierowana do podpisu prezydenta. Jednak nie w wersji przyjętej przez Sejm. Z dokumentów dostępnych na stronach parlamentu wynika, że prezydent otrzymał inny dokument, a dokładniej wersję z poprawkami odrzuconymi.
Poseł PO Robert Kropiwnicki, dr nauk prawnych i przewodniczący sejmowej komisji odpowiedzialności konstytucyjnej, zapytany przez nas o ten przypadek, w pierwszej chwili stwierdził, że to niemożliwe. Szybko jednak ustalił, że rzeczywiście tak wyglądała procedura. Jednak uważa, że nic złego się nie stało.
– Ważniejsze niż to, co mówi marszałek, jest to, co posłowie mają na kartkach. Znajduje się tam informacja o tym, czego będzie dotyczyło głosowanie, stanowisko klubu etc. – przekonuje Robert Kropiwnicki.
Dodaje, że przecież na sejmowej sali panuje harmider, więc nawet nie wszyscy posłowie słyszą osobę prowadzącą obrady.
– Do prezydenta trafiła ustawa w takiej wersji, w jakiej chciał ją uchwalić Sejm – zapewnia poseł. Innymi słowy, ważna jest intencja posłów, a nie to, co faktycznie przegłosowali.
To wyjaśnienie jednak nie przekonuje prof. Marka Chmaja, konstytucjonalisty kierującego kancelarią Chmaj i Wspólnicy. Wskazuje on, że nie można doprowadzić do sytuacji, gdy poselskie ściągi zaczniemy uznawać za oficjalne dokumenty, na mocy których przyjmowane są ustawy.
– Nigdy nie spotkałem się z taką sytuacją, to rzecz bez precedensu – przyznaje prof. Chmaj.
Uważa, że skoro ustawa nie została jeszcze podpisana przez prezydenta, powinien on ją albo zawetować, albo skierować do Trybunału Konstytucyjnego.
– Weto byłoby lepsze, gdyż błąd udałoby się szybciej naprawić – wyjaśnia Marek Chmaj.
Doktor Bartłomiej Wróblewski, konstytucjonalista z Uniwersytetu SWPS Poznań, uważa z kolei, że prezydent może śmiało ustawę podpisać, o ile żaden z posłów nie podniesie zarzutu, że został wprowadzony w błąd przez marszałka.
– Traktowałbym to jako przejęzyczenie, które nie powinno mieć znaczenia dla procesu legislacyjnego. Pomyłki zdarzają się każdemu, posłom niestety także – zauważa prawnik.
Ale zarazem dodaje, że należałoby uczulić prowadzącą obrady, aby z większą uwagą informowała posłów, nad czym będą głosowali.
Podczas tego samego posiedzenia premier Ewa Kopacz, w kontekście opozycyjnej poprawki dotyczącej obciążeń dla sektora bankowego w związku z kredytami udzielanymi we franku, mówiła, że nie można pisać prawa na kolanie. Jak się jednak okazało, tworzenie prawa na kolanie jest ponadpartyjne.
Marszałek nie może modyfikować wyników głosowania
Pozostało
96%
treści
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama