Okazuje się, że przedstawiciele palestry mogą tworzyć nowe przepisy karne, ale już nie mogą pisać o nich podręczników na zlecenie Uniwersytetu Śląskiego. Między innymi dlatego, że ukończyli... nie dość prestiżową aplikację.

Starożytni filozofowie sformułowali wiele ciekawych pytań, na które trudno znaleźć prostą odpowiedź. Niełatwo orzec, czy pierwsze było jajko, czy kura. I chociaż wszyscy wiemy czym jest koń, sofizmat Gonsung Longa, starożytnego chińskiego filozofa, wzbudza wątpliwości nawet co do tego, czy biały koń w istocie jest koniem. Można wybierać w paradoksach, sporo jest jeszcze nierozwiązanych. A jak się okazuje, z dnia na dzień powstają nowe.

Najnowszym chyba pretendującym do grupy pytań bez odpowiedzi, jest to, które postawili przed sobą pracownicy Uniwersytetu Śląskiego. Zapytali mianowicie, kto lepiej zna procedurę karną: adwokaci czy sędziowie? Samo to pytanie można by uznać za miłą cegiełkę w wielkiej konstrukcji problemów nierozwiązywalnych. Gdyby nie to, że pytający znaleźli odpowiedź i postawili na sędziów.

Zamówienie na podręcznik

Cała historia zaczęła się 30 lipca tego roku, kiedy na stronach Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach pojawiło się ogłoszenie o zamiarze udzielenia zamówienia. Uczelnia szukała autora, który napisze nowy podręcznik z zakresu prawa karnego procesowego dla studentów administracji. Skąd taka potrzeba? Jak wyjaśnia uczelnia, chodzi o zachowanie trybu konkurencyjnego udzielenia zamówienia, gdyż środki przeznaczone na sfinansowanie podręcznika mają pochodzić z tzw. funduszy norweskich. To godna pochwały praktyka, wszak o transparentność wydatkowania środków publicznych w niej chodzi.

Pewne zdziwienie może wywoływać fakt, że jedynym kryterium oceny ofert jest… tak, oczywiście – cena. Uniwersytet wyjaśnia, że skoro postępowanie nie podlega reżimowi ustawy Prawo zamówień publicznych, to nie ma obowiązku stosowania dodatkowych, pozacenowych kryteriów oceny ofert. Ponadto w ogłoszeniu określono już maksymalną objętość książki oraz wyczerpujący spis zagadnień, jakie podręcznik powinien zawierać (w pełni skorelowanych z programem nauczania).

Chociaż sam nie jestem zwolennikiem opierania postępowań (nawet tych drobnych) o udzielenie zamówienia tylko w oparciu o kryterium ceny, to jednak w tym wypadku muszę przyznać uniwersytetowi, że zastosowane przez niego kryterium ma sens. Jest tak głównie dlatego, że uczelnia określiła jednocześnie szczegółowe warunki udziału w postępowaniu. Innymi słowy, chociaż porównamy tylko cenę poszczególnych ofert, to żeby w ogóle wziąć udział w zamówieniu, musisz spełnić kilka wymogów, które zagwarantują nam, że jesteś autorem profesjonalnym.

Sędziowie lepszymi karnistami niż adwokaci?

Wśród nich znalazły się w pełni zrozumiałe warunki, takie jak minimalna liczba wydanych do tej pory publikacji naukowych czy staż pracy dydaktycznej. Jest też jednak pewna perełka: odbyta aplikacja prokuratorska lub sędziowska. Wyłącznie.

W tym miejscu warto przypomnieć, że przewodniczącym Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Karnego przy Ministerstwie Sprawiedliwości jest w tej chwili prof. Piotr Kruszyński, wybitny karnista i adwokat. Okazuje się więc, że adwokaci mogą tworzyć nowe przepisy karne, ale już nie mogą pisać o nich podręczników na zlecenie Uniwersytetu Śląskiego.

Wydawać by się mogło, że to błąd, zwykłe przeoczenie. Z rozpędu wpisano do dokumentacji przetargowej tylko dwie aplikacje, chociaż w zasadzie adwokacka i radcowska również powinny się tam znaleźć. Wysłałem więc stosowne pytanie w tym zakresie do rzecznika prasowego UŚ oraz osoby odpowiedzialnej za przetarg. Udzielona mi odpowiedź dowiodła jednak czegoś zupełnie innego, niż przypuszczałem: pominięcie osób, które ukończyły aplikację adwokacką lub radcowską to celowy zabieg uczelni.

Najwyraźniej zadała ona sobie pytanie o to, kto da rękojmię napisania dobrego podręcznika. I doszła do wniosku, że tylko prokurator lub sędzia. Adwokat już nie, a radca prawny – tym bardziej.

Jeśli chodzi o radców prawnych, to uczelnia odpowiada krótko: „program szkolenia [aplikantów radcowskich] obejmuje zagadnienia procedury karnej dopiero od 5 lat”. Jeszcze kilka tygodni temu radcy prawni nie uczestniczyli w procesie jako obrońcy, nie mają więc praktycznego doświadczenia. Zaś intencją uniwersytetu było to, aby podręcznik napisał praktyk.
No dobrze, ale co w takim razie z adwokatami, którzy w sprawach karnych uczestniczą od bardzo dawna? Dlaczego oni wszyscy nie dają rękojmi prawidłowego przygotowania podręcznika? Tutaj sprawa jest bardziej skomplikowana. Po pierwsze uczelnia twierdzi, że udział adwokatów w postępowaniu karnym jest o wiele mniejszy niż sędziów i prokuratorów. Że co do zasady działają wtedy, kiedy sprawa trafia do sądu, a podręcznik ma koncentrować się w znacznej mierze na postępowaniu przygotowawczym. I w zasadzie można w tym miejscu (nie bez zastrzeżeń) zgodzić się z tą argumentacją. Gdyby nie fragment, który pada chwilę później, a który warto przytoczyć w całości:

„Wybraliśmy aplikację sędziowską lub prokuratorską również z uwagi na fakt, iż są to aplikacje, które od zawsze cieszą się znacznie większym prestiżem niż aplikacja adwokacka i radcowska. Od początku ich funkcjonowania aplikacje te znajdują się pod ścisłym nadzorem Ministerstwa Sprawiedliwości, podczas gdy aplikacje radcowska i adwokacka prowadzone są przez organy samorządu zawodowego radców i adwokatów”.

Innymi słowy: no dobrze, być może nawet są adwokaci, którzy mają dużą wiedzę praktyczną z zakresu procedury karnej. Ale nasz podręcznik ma być prestiżowy, a zawód sędziego i prokuratora jest bardziej prestiżowy niż adwokata. Mniej więcej w tym miejscu przestaję wierzyć we wcześniejsze zapewnienia o potrzebie przygotowania podręcznika przez praktyków.

Kluczem jest bliżej nieokreślony prestiż.

Zresztą nawet gdyby faktycznie uznać, że chodzi o praktykę, to sformułowany przez uczelnię warunek w żaden sposób jej nie gwarantuje.

Spora część sędziów, którzy od lat orzekają w wydziałach cywilnych czy gospodarczych nie ma żadnego doświadczenia w zakresie praktycznych aspektów procedury karnej. A zdaniem uniwersytetu i tak są lepszymi karnistami niż adwokaci z wieloletnim nawet doświadczeniem w sprawach karnych.

Cała ta sprawa przypomina mi trochę słynny sofizmat wspomnianego już na początku tekstu Gonsung Longa. Ten chiński filozof, chcąc uniknąć zapłaty myta za konia, miał rzekomo dowodzić, że skoro mianem „konia” określamy konie wszystkich maści, zaś mianem „białego konia” wyłącznie białe konie, to w istocie biały koń nie jest koniem. Podobnie Uniwersytet Śląski doszedł do przekonania, że chociaż „karnista” to każdy sędzia i absolwent aplikacji sędziowskiej, to „adwokat karnista” karnistą nie jest.

Przekazy mówią, że Gonsung Long myta nie zapłacił. Czas pokaże, czy studenci Uniwersytetu Śląskiego dobrego podręcznika nie dostaną.

Grzegorz Kukowka, prawnik w kancelarii Pietrzyk, Wójtowicz, Dubicki