Powołanie korpusu obrońców publicznych złożonego z adwokatów i radców prawnych prowadzić będzie błyskawicznie do jego autonomizacji i chęci stworzenia nowego zawodu prawniczego. Nie są to bynajmniej gołosłowne obawy. W ten sposób dawno temu powstał zawód radcy prawnego, a kilka lat temu członka Prokuratorii Generalnej - pisze adw. Andrzej Nogal.

Z uwagą przeczytałem artykuł „Adwokatów pomysł na 300 mln złotych” dotyczący koncepcji powołania korpusu obrońców publicznych, który z jednej strony ma zdjąć z ogółu adwokatów i radców prawnych ciężar reprezentacji z urzędu, a z drugiej zapewnić chętnym „funkcjonariuszom” biur obrońców publicznych wysokie zarobki. Ale już na pierwszy rzut oka widać, że arytmetyka nie jest mocną stroną autorów takiej koncepcji.

Pomysłodawcy pragną bowiem sfinansować korpus z kwoty 300 mln zł, którą w przyszłym i kolejnych latach ma zamiar wydawać Skarb Państwa na pomoc prawną dla niezamożnych. Przypomnę, że chodzi tu o sumę środków wynikającą z: dotychczasowych nakładów na pomoc prawną z urzędu (100mln), dodatkowych środków na sfinansowanie od lipca obron z urzędu dla każdego w sprawach karnych (drugie 100 mln) i 100 mln zł na realizację tzw. ustawy pakamerowej. Za te pieniądze chcieliby sfinansować 3 tys. etatów obrońców z urzędu, czyli po 100 tys. zł na każdego, a 8 tys. zł miesięcznie. Kuszą tak wysokimi zarobkami, zupełnie jak niedawno przedstawiciele Ministerstwa Sprawiedliwości, którzy roztaczali świetlane wizje adwokatów opłacanych po 60 zł za godzinę. Tymczasem te 8 tys. zł miesięcznie to będzie kwota brutto: od niej trzeba odjąć podatek VAT (23 proc.), opłacić ZUS, wynajem lokalu na kancelarię i pozostałe koszty. Trudno sobie wyobrazić funkcjonowanie chociażby małej kancelarii bez aplikanta, czy sekretarki. A to jest koszt minimum 2,5 tys. zł. Od tego co zostanie zapłacić należy podatek dochodowy. Ile zostanie? Śmiem przypuszczać, że w granicach pensji minimalnej. A i to przy założeniu, że całość pieniędzy trafi do członków korpusu. Doświadczenie życiowe wskazuje jednak, że część tych pieniędzy pochłoną koszty aparatu administracyjnego, niezbędnego do obsługi, kontroli i sowitego opłacania kierownictwa korpusu.

A to wszystko przy założeniu, że te 300 mln będzie podzielone pomiędzy 3 tys. członków korpus obrońców publicznych. A czy autorzy pomysłu zastanowili się chociaż, czy te 3 tys. prawników wystarczy do zapewnienia pełnej obsługi pomocy prawnej dla niezamożnych? Chodzi przecież o 18 tys. spraw cywilnych, 11 tys. spraw administracyjnych i ok. (po reformie) 250 tys. spraw karnych rocznie. Czyli na każdego obrońcę publicznego przypadnie, przy założeniu 3 tys. członków korpusu, ok. 93 spraw sądowych rocznie. Do tego dojdzie konieczność zapewnienia bezpłatnej obsługi prawnej dla ludności w ramach wykonania ustawy o nieodpłatnej pomocy prawnej. Tylko to zadanie wymagać zaangażowania na pełen etat ok. 1 tys. osób.

Następnie podnieść należy, że dotychczas sprawy z urzędu stanowiły istotne utrudnienie dla nielicznych adwokatów. Bardzo mało jest bowiem takich, którzy by całkowicie zrezygnowali z prowadzenia spraw z urzędu nawet tam, gdzie jest to możliwe np. w Warszawie. Reprezentacja z urzędu przeszkadza w istocie jedynie adwokatom pracującym na rzecz wielkich kancelarii, bo nawet współwłaściciele sporych kancelarii traktują prowadzenie spraw z urzędu jako z jednej strony wyraz swej troski o potrzeby niezamożnych obywateli, z drugiej jako materiał szkoleniowy dla aplikantów. Dla bardzo wielu jednak adwokatów dochód ze spraw z urzędu stanowi cenne uzupełnienie ich dochodów. Zależy im na podniesieniu stawek za sprawy urzędowe, a nie o utratę ich w ogóle! Nie chcą też stanąć przed alternatywą: nędzne wynagrodzenie w korpusie za cenę rezygnacji z prowadzenia kancelarii. Bo jak wykazano wyżej przy skali spraw z urzędu nie da się pogodzić ich prowadzenia ze sprawami z wyboru. Zauważmy, że 3 tys. członków korpusu to mniej więcej 5 proc. ogółu polskich adwokatów i radców. Reszta nie zobaczy już ze spraw z urzędu złotówki. Nie wiadomo przy tym, czy w czasie prac sejmowych posłowie nie daliby się przekonać, że obrońcą z urzędu w ramach korpusu może też być prawnik bez uprawnień, skoro bowiem dopuszczono ich do porad prawnych.

Powołanie korpusu obrońców publicznych złożonego z adwokatów i radców prawnych prowadzić będzie błyskawicznie do jego autonomizacji i chęci stworzenia nowego zawodu prawniczego. Nie są to bynajmniej gołosłowne obawy w ten sposób dawno temu powstał zawód radcy prawnego, a kilka lat temu członka Prokuratorii Generalnej. W ten sposób adwokatura zostanie po raz kolejny osłabiona, a jej członkowie pozbawieni nędznego, bo nędznego, ale jednak dochodu ze spraw z urzędu. Mam nadzieję, że pomysłu korpusu obrońców publicznych, jako wysoce szkodliwego, nie poprą władze adwokatury.

Andrzej Nogal, adwokat