Nie różnicujemy osób, które się uczą na studiach stacjonarnych i niestacjonarnych. Ich programy są identyczne. Nasi absolwenci kończąc studia, idą masowo na aplikację - mówi prof. Krzysztof Rączka, dziekan Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego.

Urszula Mirowska-Łoskot: Od kilku lat w rankingu wydziałów prawa DGP zajmują państwo drugie miejsce. Czy dostrzega pan potrzebę wprowadzenia zmian w programie kształcenia studentów?

Prof. Krzysztof Rączka, dziekan Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego: Planujemy zmiany w programie studiów. Nie jesteśmy w pełni zadowoleni z obecnego, ponieważ jest to program, który narastał różnymi elementami przez 20 lat. Dlatego jestem zwolennikiem jego radykalnej reformy.

UMŁ: Na czym miałaby ona polegać?

KR: Nowy program będzie składać się z dwóch elementów: kanonu przedmiotów, które każdy student prawa musi znać, czyli m.in. prawa rzymskiego, a raczej europejskiej tradycji prawa, prawa cywilnego, karnego, konstytucyjnego, procedur itd. Drugim elementem byłyby moduły. W skład każdego z nich wchodziłyby powiązane tematycznie przedmioty. Student dzięki temu sam mógłby konstruować swoją ścieżkę kształcenia. W czasie nauki na wydziale musiałby on zaliczyć np. cztery moduły. W ramach każdego obowiązkowo np. cztery przedmioty podstawowe, a o reszcie decydowałby sam. To pozwoliłoby na profilowanie absolwenta. Niektórzy po studiach chcieliby wykonywać tradycyjne zawody prawnicze, czyli adwokata, radcy prawnego czy sędziego. Inni planują karierę w biznesie lub bankowości. Moduł prawno-ekonomiczny pozwoli im uzyskać wiedzę, która będzie najbardziej przydatna do pracy w tych profesjach. Inne moduły przygotowywałyby do pracy np. w administracji. Planujemy, aby nowa oferta kształcenia była gotowa od roku akademickiego 2016/2017.

UMŁ: Czy w związku z tymi planami przewiduje pan zmiany kadrowe?

KR: Nie, raczej nie jest to potrzebne. Nie wykluczone jednak, że trzeba będzie zaprosić do współpracy ekonomistów czy specjalistów od zarządzania z innych wydziałów, ale tylko w razie doraźnych potrzeb.

UMŁ: A co z ekspertami praktykami z biznesu czy bankowości i współpracą z otoczeniem społeczno-gospodarczym uczelni?

KR: Nasze działania dotyczące otwarcia się na otoczenie prowadzone są trzytorowo. Utworzyliśmy Radę Interesariuszy Zewnętrznych. Są to przedstawiciele zawodów prawniczych i nieprawniczych, z którymi konsultujemy kierunek rozwoju wydziału. Prowadzimy także Klub Absolwenta. Zapraszamy do niego osoby, które po studiach na naszym wydziale zrobiły karierę np. prezesów banków, stacji telewizyjnych itd. Oni oceniają nasz wydział i przedstawiają nam swoje wnioski. Raz w semestrze także zapraszamy do wygłoszenia wykładu wybitego przedstawiciela zawodów prawniczych.Chciałbym jednak podkreślić, że uczelnia akademicka nie jest szkołą zawodową. Dlatego nie mogę się zgodzić z oczekiwaniem, że osoba, która ukończy studia na wydziale prawa, ma z biegu wchodzić w zawód prawniczy. Od tego jest chociażby aplikacja. Naszym zadaniem jest wszechstronne wykształcenia studenta, a nie na każdym poziomie tego kształcenia uczenie go rozwiązywania kazusów. Oczywiście jest to potrzebne, ale ważniejsze są dobre fundamenty, na bazie których potem będzie mógł budować swoją karierę zgodnie z wybranym przez siebie celem zawodowym. Jeżeli wypuścilibyśmy już ściśle zawodowo przygotowaną osobę, to aplikacje byłby niepotrzebne. Zdaniem samorządów prawniczych są one niezbędne, ja też tak twierdzę. To ich zadaniem jest przygotowanie do wykonywania zawodu prawniczego już z danego zakresu. A celem kształcenia uniwersyteckiego jest przede wszystkim wiedza ogólna. Dzięki temu nasi absolwenci odnajdują się w różnych miejscach pracy.

UMŁ: Jak zwiększyć w takim razie zdawalność na aplikacje?

KR: W liczbach bezwzględnych najwięcej osób, które dostają się na aplikacje, to absolwenci naszego wydziału. Gorzej ten wynik się przedstawia, jeżeli spojrzymy na skuteczność, czyli procent osób, które zdawały i się dostały. Wynika to z naszego modelu kształcenia. Nie różnicujemy osób, które uczą się na studiach stacjonarnych i niestacjonarnych. Ich programy są identyczne. Na innych wydziałach studenci zaoczni mają okrojony program. Nasi kończąc studia, idą masowo na aplikację. Z kolei na innych wydziałach często jest tak, że wybierają się na nie tylko studenci grup mniejszych, stacjonarnych, bo ci z niestacjonarnych uważają, że skoro mieli okrojony program, to nie mają szans. W związku z tym po naszych studiach na aplikację próbują zdawać i studenci piątkowi, wyróżniający się, jak i ci z trójkami w indeksie. A to skutkuje odsiewem. My kształcimy studentów tak, że każdy po ich ukończeniu, bez względu, czy podjął naukę stacjonarnie, czy niestacjonarnie, ma równe szanse. Kto i jak wykorzysta tę możliwość, zależy od niego. Ale my nie stygmatyzujemy studentów na wejściu.

Rozmawiała Urszula Mirowska-Łoskot