Nadszedł czas powszechnego, obowiązkowego samorządu przedsiębiorców. Gdyby taki istniał przed ostatnimi wyborami, nie byłoby końca wyścigów w mizdrzeniu się do niego – pisze prof. Andrzej Kidyba.

Ostatnie miesiące, a nawet lata, to dominacja polityki. Nad wszystkim. Nastąpiło jakieś pomieszanie z poplątaniem, polegające na tym, że koncentrujemy się, dyskutujemy, komentujemy tylko zjawiska polityczne.

Te ostatnie mają wtórne znaczenie, a czasem w ogóle go nie mają. Ale my ze zdwojoną uwagą śledzimy te bezsensowne zawody w tym, kto kogo. Umyka w tym wszystkim to, co jest najważniejsze: przedsiębiorczość. Uczestnicząc w tym maglu politycznym, nie dostrzegamy, zdaje się, tego, co powinno być najważniejsze. Właściwie jedynym elementem ostatnich kampanii politycznych, na który warto byłoby zwrócić uwagę, a nie zwracano, była gospodarka. No może nie do końca. Bo pod hasłem „gospodarka” dla polityków biegnących do Pałacu Prezydenckiego, a zapewne również biegających do Sejmu i Senatu, rozumiano jedynie kwestie obniżenia (ewentualnego) podatków.

A przecież to tylko minimalny fragment problemu. Czasem coś palnięto na temat ułatwienia prowadzenia działalności gospodarczej, ale zupełnie nie pojawiało się słowo „przedsiębiorczość”. Tak jakby gospodarka była anonimowa. Bo jako anonimowi bohaterowie jawi się armia kilku milionów osób prowadzących działalność gospodarczą samodzielnie bądź uczestniczących w prowadzeniu działalności gospodarczej.

To zasłanianie przez polityków hasłem „gospodarka” rzeczywistych problemów przedsiębiorców trwa już zbyt długo. Politycy nie próbują zmienić sposobu myślenia o polskich przedsiębiorcach. To przecież oni są kołem zamachowym gospodarki. I toczą heroiczne boje z administracją rządową, będąc w kontaktach z państwem maleńkim, nawet nie trybikiem w machinie.

Czy jest sposób, aby zwrócić uwagę na problemy przedsiębiorców? Sądzę, że jednym z nich jest powstanie powszechnego samorządu gospodarczego, który reprezentowałby wszystkich przedsiębiorców.

(...)

Czytaj więcej w eDGP.