Przewodniczący sejmowej komisji zdrowia twierdzi, że w resorcie mogło dojść do ogromnych nieprawidłowości. Zdaniem ekspertów do budżetu NFZ powinno trafić ok.5 miliardów zł, ale urzędnicy to blokują.

– Biuro Analiz Sejmowych wbiło pierwszy gwóźdź do trumny całego kierownictwa resortu zdrowia – twierdzi jeden z czołowych ekspertów ds. prawa farmaceutycznego.

O co chodzi?

BAS na prośbę przewodniczącego Tomasza Latosa (PiS) przygotowało opracowanie dotyczące obowiązku respektowania sztywnej marży przez hurtownie farmaceutyczne, określonego w art. 7 ustawy refundacyjnej (Dz.U. z 2011 r. nr 122, poz. 696 ze zm.). Kluczowy wniosek z raportu: 5-procentowy limit należy stosować nie tylko do sprzedaży leków refundowanych
na terenie kraju, lecz także do produktów eksportowanych. Innymi słowy: hurtownik sprzedający medykamenty podlegające refundacji na zachód także może narzucić jedynie niewysoką marżę. Tymczasem dotychczas były one nawet kilkusetprocentowe: w efekcie przez wiele lat zyski hurtowników były znacznie wyższe – za wiedzą urzędników. Interpretację przepisów, zwalniającą eksport z restrykcji narzuconych przez ustawę refundacyjną, wskazywało bowiem samo Ministerstwo Zdrowia.

W efekcie eksport z roku na rok się zwiększał, za to polscy pacjenci mieli coraz większy kłopot z zakupem leków.

Zadanie dla prokuratury – Ze stanowiska Biura AnalizSejmowych można wyciągnąć wniosek, że przez wiele lat urzędnicy w resorcie błędnie interpretowali prawo – stwierdza poseł Tomasz Latos.

– To oznacza, że za brak leków w Polsce największą odpowiedzialność ponoszą ludzie z Ministerstwa Zdrowia – dodaje. W rozmowie z DGP Latos podkreśla, że na skutek błędów
wypłynęły z Polski leki warte co najmniej kilkaset milionów zł. To zaś, zdaniem posła, sprawa dla prokuratury. – Nie wiem jeszcze, czy w zawiadomieniu, które złożę, wskażę personalnie urzędników podpisanych pod błędnymi interpretacjami, czy pozostawię decyzję, wobec kogo należałoby wyciągnąć konsekwencje, prokuraturze – stwierdza parlamentarzysta. Jak bowiem dodaje, ograniczenie się do kilku nazwisk mogłoby spowodować, że odpowiedzialności uniknęłoby kierownictwo resortu.

– A to przecież ono odpowiada za wszystkie działania – zaznacza Tomasz Latos. Kto jest odpowiedzialny za kwestionowane decyzje? Jak podaje TOK FM „pisma podpisywał dyrektor i wicedyrektorzy departamentu lekowego resortu zdrowia. Artur Fałek, Wojciech Giermaziak i Grzegorz Bartolik zezwalali hurtowniom farmaceutycznym nie przestrzegać przy wywozie
leków narzuconej ustawowo 5-procentowej marży. Dzięki temu wyprowadzanie leków z kraju było wielokrotnie bardziej opłacalne, niż sprzedawanie ich do aptek w Polsce. Wielu przedsiębiorców dzięki tym opiniom ministerstwa zarobiło krocie”.

– Jednocześnie wszyscy trzej panowie zasiadają w komisji ekonomicznej Ministerstwa Zdrowia. To co najmniej poważny nietakt – wskazuje jeden z czołowych ekspertów ds. prawa farmaceutycznego. Komisja ekonomiczna to zespół, który prowadzi negocjacje cenowe z firmami farmaceutycznymi w sprawie refundacji leków.

Poseł SLD Piotr Chmielowski, członek sejmowej komisji zdrowia, z kolei stwierdza, że bez wątpienia ktoś zarobił, tylko jak zwykle nie uda się ustalić, kto.

5 mld dla NFZ

Konsekwencje pisma BAS mogą być dla eksporterów opłakane. – W świetle wykładni obecnych przepisów prawa farmaceutycznego polscy eksporterzy prowadzący wywóz produktów leczniczych z terytorium Rzeczypospolitej Polskiej prowadzą obrót hurtowy. Tym samym mają obowiązek stosowania marży hurtowej – podkreśla mec. Paulina Kutrzebka z kancelarii Świeca i Wspólnicy.

Co to oznacza w kontekście wieloletniego błędnego interpretowania przepisów? – Zgodnie z art. 50 ustawy refundacyjnej przedsiębiorcom tym należy wymierzyć karę administracyjną w wysokości wartości eksportowanych leków – stwierdza Kutrzebka.

Pieniądze te powinny trafić do NFZ. Może chodzić nawet o 5 miliardów zł. Tyle mogą być bowiem warte leki wywiezione z kraju z wyższą marżą od 2012 r. (ustawa refundacyjna
zaczęła obowiązywać 1 stycznia 2012 r.). – Przepis określa, że karę wymierza się obligatoryjnie. Tak więc po prostu ją trzeba wymierzyć, i kropka – mówi jeden z ekspertów ds. prawa farmaceutycznego. Czy tak się stanie? Raczej nie. Jak przypuszczają niektórzy, resort zdrowia będzie szedł w zaparte, choćby wbrew wyrokom sądów. – Oni po prostu nie mogą
ukarać firm, bo wtedy te wyciągną pisma, które jakiś czas temu dostały z resortu i zakrzykną, że nie można ich karać za błędy urzędników – wskazuje specjalista z branży.

I dopowiada, że takiego skandalu związanego z polityką lekową państwa jeszcze nie widział.

Obrona resortu

Ministerstwo Zdrowia twierdzi, że nic się nie stało. Wiceminister Sławomir Neumann na antenie TOK FM zapewniał, że „nie ma żadnej afery lekowej”. W przesłanym do DGP stanowisku resort twierdzi zaś, że interpretacja przepisów dokonana przez Biuro Analiz Sejmowych jest błędna. – Leki przeznaczone na sprzedaż poza terytorium RP (niezależnie od przyjętego łańcucha dystrybucji) nie podlegają ustawie refundacyjnej – informuje rzecznik prasowy resortu Krzysztof Bąk. Jego zdaniem odmienna interpretacja naruszałaby przepisy unijne, bowiem eksport leków ograniczany sztywną marżą byłby zupełnie nieopłacalny. – W związku z tym przy eksporcie stosuje się zasady państwa, na teren którego dany lek jest sprzedawany – twierdzi Krzysztof Bąk.

To stwierdzenie budzi jednak uśmiech naszych rozmówców. – To tak jakbym jechał po polskich drogach 200 km/h, został zatrzymany przez drogówkę i się tłumaczył: „panowie, spokojnie, jadę do Niemiec, a tam nie ma ograniczenia prędkości na autostradach” – stwierdza jeden z ekspertów. Jego zdaniem przepisy są jasne: do stosowania 5-proc. marży zobowiązani są wszyscy przedsiębiorcy prowadzący obrót hurtowy, a takimi bez wątpienia są eksporterzy. Dodaje także, że urzędnicy ministerstw nie są od interpretacji przepisów, lecz od ich stosowania. Jeżeli regulacje są złe, powinien je zmienić ustawodawca.

Na koszt biznesu

Tej argumentacji nie podzielają przedsiębiorcy zajmujący się eksportem. Ich zdaniem tak rygorystyczne pojmowanie przepisów naraziłoby budżet państwa na straty. – Leki byłyby co prawda sprzedawane za granicę z 5-proc. marżą, ale zasadniczą jej część doliczałyby - już poza Polską – współpracujące lub powiązane z eksporterem zagraniczne hurtownie. Taki model biznesowy oznaczałby transfer znacznej części podatku dochodowego do budżetów gospodarek krajów importujących leki z Polski – zaznacza Maciej Bieńkiewicz ze Stowarzyszenia Eksporterów Równoległych.

Jego zdaniem w całej sprawie wcale nie chodzi o problem z dostępnością leków, lecz wyłącznie o realizację celów politycznych poszczególnych grup. – Sztywna marża hurtowa stanowi odstępstwo od reguły swobody umów, które w ustawie refundacyjnej zostało wprowadzone w ściśle określonym celu. Dlatego też 5-proc. marży nie stosuje się i w innych przypadkach, w których nie dochodzi do refundacji, jak np. sprzedaży na potrzeby badań klinicznych, wojska, pomocy humanitarnej czy działalności charytatywnej – podkreśla Bieńkiewicz. Eksperci twierdzą, że spór o interpretację przepisów jasno wskazuje, że prawo farmaceutyczne trzeba zmienić. Jak podkreśla mec. Paulina Kutrzebka, kwestia prowadzenia obrotu lekami poza granicami Polski powinna być uregulowana w ramach odrębnych przepisów, ukształtowanych w sposób jasny i precyzyjny, niepozostawiających niedomówień, które byłyby interpretowane na niekorzyść przedsiębiorców.

Do zamknięcia numeru nie udało nam się skontaktować z sekretarzem stanu w Ministerstwie Zdrowia Sławomirem Neumannem.