W nowym procesie karnym nie ma miejsca dla sędziego biernego arbitra - widza, który jest niemy, pozbawiony emocji. Jest obojętnym obserwatorem. Obojętność bowiem zabija sprawiedliwość.

- Zrobienie dużej zmiany kodeksowej i przeprowadzenie jej przez proces rządowy, to zadanie dla samobójcy - powiedział prof. Michał Królikowski, były wiceminister sprawiedliwości i członek Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Karnego, podczas sobotniej konferencji „Nowy proces karny - sprawiedliwość dla wszystkich?”

Konferencja zorganizowana przez Naczelną Radę Adwokacką wraz z Komisją Praw Człowieka przy NRA poświęcona była problemom jakie mogą się pojawić w związku ze zmianą modelu procesu karnego, która startuje już 1 lipca br. A wątpliwości jest sporo. Program konferencji obejmował szereg zagadnień: od kierunków zmian i reform procesu karnego, po udział oskarżonego w rozprawie, funkcje obrońcy, miejsce pokrzywdzonego w kontradyktoryjnym procesie, przeprowadzanie dowodów, czy dostęp do akt postępowania przygotowawczego. Nie sposób jednak w krótkiej relacji oddać wiernie przebiegu i treści wielogodzinnej konferencji. Szczególnie interesujący był wątek dotyczący roli sądu i sędziego w nowym modelu procesu. I to za sprawą znanego sędziego, który rozpoczął swoje wystąpienie od sięgnięcia po reportaż Ireny Krzywickiej, która w latach 30-tych opisała typy sędziów.

I tak, jest „sędzia-urzędnik – przeważnie młody człowiek, który tę funkcję uważa za pierwszy etap swojej kariery. Nie przejmuje się, nie wsłuchuje się zbytnio, śpieszy się. Jest dokładny, sumienny i choć sumaryczny, niczym jednak nie rażący, prawie automat, ale automat działający sprawnie.

Typ drugi: sędzia-sadysta. Tacy są prawie w każdym fachu, wymagającym zetknięcia z ludźmi, niesprawiedliwe więc byłoby obarczanie odpowiedzialnością za nich zawodu sędziowskiego. Wszystko, co postanowi, jest przecież z góry przewidziane w kodeksie, wszystko ma sankcję prawną. Wolno mu, wolno, robi to, co mu wolno, a tym, co stoją za stołem – nie wolno. To go wprowadza w stan narkotycznego oszołomienia. Drobne torturki, jakie zadaje, to ostatecznie nic ważnego, jego szyderstwa, gromy nie są w gruncie rzeczy groźne, a jeżeli jaka nędzarka ugnie się pod ciężarem dziesięciu złotych grzywny, któż by mu robił zarzut z powodu tak śmiesznej sumy? To są sadyści w miniaturowym, kieszonkowym wydaniu.

Oto i kolejny typ: starszy, już dobrze starszy sędzia, wysoki i zgarbiony, siwiejący, o smutnych, jakby załzawionych oczach. Z każdego jego ruchu wyziera dobroć jak kwiatek z pączka. Z ust jego gęsto pada słowo „uniewinnić”, a jeżeli wymierza kary i grzywny, to z takim wahaniem, z takim bólem i wstrętem, że większe współczucie ogarnia dla niego niż dla skazanego. Ach, jest podobno i czwarty typ: sędzia-głupiec. Tak słyszałam. Nadęty i senny, siedzi i nad niczym się nie zastanawia, nic go nie obchodzi, wyrokuje, jak popadnie, i namaszczonym tonem, wkładając biret, powiada: „sąd udaje się na naradę”, i samotny, nie zrozumiany i nie rozumiejący, wychodzi z sali.”

- Wierzę, że znowelizowana procedura karna nie doprowadzi do powstania nowego typu sędziego: widza, który jest niemy, pozbawiony emocji. Jest obojętnym obserwatorem. W moim odczucie dla takiego sędziego nie ma dla niego miejsca na sali rozpraw. Obojętność zabija zawsze sprawiedliwość - podkreślił sędzia Igor Tuleya.

Jak więc ma wyglądać rola sądu i sędziego w nowym procesie: ma być widzem czy arbitrem? Zdaniem sędziego Tulei najprościej byłoby stwierdzić, że sąd jest niezaangażowanym w spór organem procesowym. Wyłącznie przysłuchuje się argumentom oskarżenia i obrony przedstawionym podczas rozprawy, natomiast zasadniczą osią sporu jest postępowanie dowodowe prowadzone na rozprawie bez aktywnego udziału sądu.

- Jednak taka wizja moim zdaniem nie do końca jest zgodna z etosem sędziego. Z pewnością nie widz, nie obserwator, lecz arbiter i to nie bierny, ale korzystający z instytucji przewidzianych przepisami kodeksu postępowania karnego i kierujący się etyką zawodową, kieruje, nadzoruje postępowanie dowodowe i wydaje sprawiedliwe rozstrzygnięcie - tłumaczył sędzia Tuleya.

Prof. Michał Królikowski uważa, że dużo wątpliwości w tym zakresie wiąże się z niedostrzeganiem potencjałów, które w tej reformie drzemią.

Co więc tak naprawdę chciano zrealizować tą reformą?

- Chciano osiągnąć zwiększenie czasu sędziego na to, by sprawował wymiar sprawiedliwości w sprawach karnych, zwiększyć efektywność rozpoznania sprawy, przyspieszyć prawomocne rozstrzygnięcie sprawy. W całym tym kształcie reformy pojawia się wiele różnych zmian, które mają na celu wygospodarowanie czasu dla sędziów na rozpatrywanie spraw - wskazywał prof. Królikowski.

Chodzi więc o zmniejszenie liczby rozpraw i zredukowanie materiału na którym pracuje sędzia, likwidację powództwa adhezyjnego, zredukowanie obowiązków w zakresie sporządzania uzasadnienia, uproszczenie orzekania w sprawie wyroku łącznego, czy rozszerzenie kompetencji referendarzy. I tak lekiem na ciągnące się latami procesy - zdaniem byłego wiceministra resortu sprawiedliwości - ma być przejęcie odpowiedzialności za proces dowodowy przez strony. To pomoże wyeliminować sytuacje w których sprawy kilkukrotnie przerzucane są miedzy sądem a prokuraturą, bądź między sądem I a II instancji.

- Zawsze mnie oburzało to, że sprawa dotycząca strzelców z kopalni Wujek była ośmiokrotnie rozpatrywana przez sąd I instancji - mówił prof. Królikowski.

I dodał, że rozwiązaniem tej bolączki będzie zmiana serca procesu, jakim jest rozprawa kontradyktoryjna. I zmiana modelu sądownictwa odwoławczego, które uzyska charakter bardziej reformatoryjny.

Prof. Królikowski odniósł się też do zarzutów, że rozprawa kontradyktoryjna wcale nie musi być krótsza i może w dodatku być droższa. - Tak, ale tu chodzi o skrócenie rozpoznania sprawy - podnosił.

I opowiedział jak Kancelaria Prezesa Rady Ministrów zażądała, by początkowo wprowadzić zmiany na 1 rok i przedstawić dowody o ile skróciło się rozpoznawanie spraw.

Prof. Królikowski zwrócił jeszcze uwagę na to, że największą przeszkodą w tej kwestii, czy zmiana ta będzie udana, jest niezawisłość sędziowska.

- Dobrze, że jest, ale to w niej jest największa niewiadoma co do tego, jak ta reforma zafunkcjonuje - wskazywał.

Głos w dyskusji zabrał też były dziekan Okręgowej Rady Adwokackiej w Warszawie, adwokat Ziemisław Gintowt, który podnosił, że nowa procedura nakłada bardzo dużo pracy dla prokuratorów i adwokatów, dlatego pojawia się opór. Ale jego zdaniem rzeczywiście powinna zmniejszyć obciążenia sędziów. - Nie mam obaw co do tego, że sędziowie będą chcieli tkwić w poprzednim modelu. Wygoda bycia arbitrem zastąpi im wszystko - uważa mec. Gintowt.

Prof. Królikowski wyjaśniając myśl zacytowaną na początku tej relacji, wskazał, że należałoby robić drobne zmiany w kodeksach, ponieważ w obecnych procedurach rządowych przeprowadzenie całej tej zmiany procesu karnego i to wtedy, gdy był już gotowy projekt zajęło rok i cztery miesiące. A rosnąca rola podmiotów, których głos trzeba brać pod uwagę porywając się na wprowadzanie takich zmian, uniemożliwia szybkie reformowanie prawa w większym zakresie.

Ewa Maria Radlińska