Przepisy karne dotyczące ujawnienia materiałów z postępowania przygotowawczego nie tylko rzadko służą sądom do skazań, ale i zawierają niebezpieczną lukę. Tak uważają karniści.
Zasady udostępniania akt śledztwa / Dziennik Gazeta Prawna
Sprawa posła Burego, afera podsłuchowa, śledztwo smoleńskie. Co łączy te postępowania przygotowawcze? Przede wszystkim przecieki, które stały się nieodłącznym elementem głośnych śledztw prowadzonych przez prokuraturę. Elementem gry jeszcze przedprocesowej. Wyciekają opinie biegłych, całe protokoły zeznań świadków. Cezary Gmyz, publicysta „Do Rzeczy”, napisał niedawno na Twitterze: „Poważnie zastanawiam się nad opublikowaniem całości akt w sprawie afery podsłuchowej, tak aby każdy mógł sobie wyrobić opinię samodzielnie”. To, na co ostatecznie się nie zdecydował, zrobił właśnie na swoim profilu na Facebooku Zbigniew Stonoga. Zamieścił skany ponad 2,5 tysiąca stron akt ze śledztwa dotyczącego afery podsłuchowej. Wszystko wraz z danymi wrażliwymi.

Gra o śledztwo

W takich przypadkach cień podejrzeń pada na prokuratorów, służby, pokrzywdzonych, ale też na samych podejrzanych i ich pełnomocników, którzy od niedawna – od 2 czerwca 2014 r. – mają dostęp do wszystkich dowodów, gdy prokurator zdecyduje się na tymczasowe aresztowanie.
– Wyraźnie widać, że aktami zaczęły grać niektóre strony i ich obrońcy. Stawka jest wysoka. Bo sprawę karną tak naprawdę wygrywa się na etapie postępowania przygotowawczego – mówi jeden z oskarżycieli.
– Jeśli prokurator nie umorzy sprawy, sformułuje akt oskarżenia i wszystko trafi do sądu, podejrzani mają na uniewinnienie szanse tylko w 1,95 proc. spraw. To oczywiście wielu zachęca do utrudniania śledztwa, wpływania na jego bieg. Przecieki są doskonałym instrumentem do takich celów – wskazuje nasz rozmówca.
– Należy bardzo wyraźnie podkreślić: źródłem przecieku w głośnych przypadkach nie jest prokuratura prowadząca sprawy, ale strony, które mają dostęp do materiałów. Dlatego pomysły, aby w sprawie powoływać komisję śledczą, noszą znamiona gestów o charakterze politycznym – wskazuje Jacek Skała, przewodniczący Związku Zawodowego Prokuratorów i Pracowników Prokuratury.
Wszystko przez przepisy.
– Prokurator ma obowiązek udostępnienia materiałów postępowania przygotowawczego. Za treść tej normy odpowiada nie kto inny, jak klasa polityczna – dodaje Skała. Chodzi konkretnie o art. 156 par. 5 i 5a k.p.k.
– Prokurator nie może ponieść odpowiedzialności za to, że przestrzega prawa. Zgodnie z art. 156 par. 5 k.p.k. „umożliwia” – a więc ma obowiązek umożliwić sporządzanie odpisów i kserokopii, jeżeli nie zachodzą przesłanki negatywne: potrzeba zabezpieczenia prawidłowego toku postępowania lub ochrony ważnego interesu państwa – wskazuje prokurator Piotr Kosmaty, rzecznik prasowy Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie.
Przypomina, że w razie złożenia wniosku o tymczasowe aresztowanie podejrzanemu i jego obrońcy udostępnia się niezwłocznie akta w części zawierającej treść dowodów wskazanych we wniosku.
– Nie ma w zasadzie w systemie prawnym i w samym k.p.k. przepisu, który statuowałby wprost zasadę tajności postępowania przygotowawczego. Wręcz przeciwnie: art. 156 par. 5 ustanawia zasadę względnej wewnętrznej jawności postępowania przygotowawczego dla jego uczestników – tłumaczy prof. Piotr Kardas, adwokat i karnista z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
– Możemy dyskutować o potrzebie wprowadzenia bezwzględnej tajności akt śledztwa, ale zapewne odezwą się zaraz głosy obrońców praw pokrzywdzonych. Wówczas za ujawnienie materiałów i zarazem tajemnicy śledztwa odpowiedzialność ponosiliby wyłącznie organ procesowy i jego kooperanci, czyli np. policja – wskazuje prokurator Skała.

Martwy paragraf

Czy ci, którzy udostępniają bez zgody prokuratora materiały ze śledztw, powinni się liczyć z odpowiedzialnością karną? Teoretycznie tak. Za każdym razem prokuratura próbuje ustalić źródła przecieków, toczą się śledztwa. Art. 241 kodeksu karnego przewiduje nawet karę do dwóch lat pozbawienia wolności za ujawnienie informacji z postępowań przygotowawczych (bez zgody prokuratora). Ale autorzy przecieków mogą praktycznie spać spokojnie. Sprawdziliśmy: rocznie toczy się po kilkadziesiąt postępowań z tego paragrafu. Ale skazań jest jak na lekarstwo (patrz: grafika). Przepis jest praktycznie martwy.
– Wszystko rozbija się o dowody. Niezbędne jest ustalenie osoby, która upowszechnia materiały śledztwa. Czasami może to nie być trudne, bo pokrzywdzony jest jeden. Ale w aferze podsłuchowej krąg podejrzanych jest szerszy – wskazuje Skała.
Dodatkową barierą jest tajemnica dziennikarska.
– Dziennikarz może się nią zasłonić i nie wskazywać informatora, który może – ale nie musi – być osobą, która uzyskała dostęp do akt zgodnie z litera prawa – dodaje.
Prokurator Piotr Kosmaty, rzecznik prasowy Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie, twierdzi, że art. 241 k.k. oczywiście jest potrzebny i należy go stosować, gdy dochodzi do popełnienia przestępstwa.
– Nie ulega jednak wątpliwości, że prowadzone w tym zakresie postępowania są trudne z punktu widzenia przeprowadzanych dowodów. Napotykają na trudności o charakterze prawnym, jak w przypadku określonej w przepisach prawa tajemnicy dziennikarskiej – przyznaje.

Luka prawna

Są też gorsze informacje. Odpowiedzialność karna grozi tylko za publiczne rozpowszechnianie materiałów ze śledztwa. W oparciu o określony w art. 241 k.k. typ przestępstwa można więc ścigać osobę, która np. w internecie zamieszcza materiały z postępowania przygotowawczego czy ujawnia je w publikacji prasowej. Pytanie, czy można pociągać do odpowiedzialności karnej osobę, która przekazała takie informacje?
– To już zależy od świadomości i intencji takiej osoby. Jeśli np. adwokat przekaże materiały swemu klientowi i robi to w celach obrończych, aby klient mógł się ustosunkować do dowodów, to nie ma mowy o odpowiedzialności karnej. Bo ujawnia materiały uprawnionemu, a nadto nie rozpowszechnia publicznie i robi to w celu zapewnienia prawa do obrony i rzetelnego procesu – wyjaśnia prof. Kardas.
W tych przypadkach brak więc będzie podstaw do odpowiedzialności adwokata. Zwłaszcza gdy przekazując materiały z postępowania podejrzanemu, zaznaczy, że ich publiczne rozpowszechnianie jest zakazane i karalne. Jeśli natomiast adwokat przekaże materiały ze śledztwa w innych celach i ze świadomością, że zostaną rozpowszechnione, to narusza zasady etyki, zwłaszcza tajemnicę obrończą. Można mu też wtedy postawić zarzut pomocnictwa w przestępstwie z art. 241 k.k.
– Nie ma natomiast żadnego przepisu, który zakazywałby i penalizowałby ujawnienie materiałów ze śledztwa, które nie ma charakteru publicznego rozpowszechniania. Postrzegam to jako pewną lukę, bo w przypadku stron postępowania, podejrzanego czy pokrzywdzonego nie ma instrumentu, aby zapewnić właściwe korzystanie z tych materiałów – podkreśla prof. Piotr Kardas.