Pijani kierowcy mogą się już ubiegać o możliwość jazdy z blokadą alkoholową. Jednak nawet jeśli sąd się przychyli do tej prośby, to i tak pozostanie ona niewykonalna. Przepisy o alkolockach obowiązują od poniedziałku. Zostały wprowadzone tzw. ustawą o pijanych kierowcach, która zmieniła m.in. kodeks karny wykonawczy i ustawę – Prawo o ruchu drogowym (Dz.U. z 2015 r. poz. 541).

Zasady gry / Dziennik Gazeta Prawna
W zamyśle pomysłodawców ustawy alkolocki miały stanowić dodatkową represję dla kierowców, którym odebrano prawo jazdy za kierowanie w stanie nietrzeźwości. Podsądni mieli być zobligowani do ich stosowania po upływie okresu, na który zostało im zabrane prawo jazdy.
Jednak w trakcie prac nad ustawą – na skutek krytyki ekspertów – zupełnie zmieniono filozofię zastosowania blokad alkoholowych. Dziś mają one być szansą na skrócenie zakazu prowadzenia pojazdu – skazany będzie mógł wsiąść za kółko wcześniej, pod warunkiem że auto ma alkoblokadę. Kłopot w tym, że do dziś nie powstały przepisy określające wymagania dla tych urządzeń. Szansa zostaje więc na papierze.
– Fakt, że nie ma rozporządzenia, bo ministerstwo zaspało, w żaden sposób nie pozbawia skazanego jego uprawnień. Jeśli taka osoba zwróci się do sądu o skrócenie zakazu, to sąd będzie mógł się do tego wniosku przychylić – twierdzi sędzia Maciej Strączyński, prezes Stowarzyszenia Sędziów Polskich Iustitia.
– Formalnie taka osoba będzie mogła wrócić za kierownicę, ale w rzeczywistości dopóki nie będzie przepisów wykonawczych i tak nie będzie miała z tego żadnych korzyści, bo nie ma skąd wziąć wymaganej przez prawo blokady. Niestety, to nie pierwszy raz, kiedy ministrowie nie zdążają z rozporządzeniami na czas – rozkłada ręce.

Liczymy na niewiedzę

Eksperci zwracają uwagę, że jeżeli wdraża się ustawę, która wiąże się z wydaniem rozporządzeń, to już w momencie jej uchwalania powinny być znane ich projekty. Ustawa definiuje co prawda blokadę alkoholową jako „urządzenie techniczne uniemożliwiające uruchomienie silnika pojazdu silnikowego i pojazdu szynowego, w przypadku gdy zawartość alkoholu w wydychanym przez kierującego powietrzu wynosi co najmniej 0,1 mg alkoholu w 1 dm3”. Jednak jednocześnie ustawodawca zobligował ministra właściwego ds. transportu do wydania rozporządzenia, w którym określi wymagania funkcjonalne i wymogi techniczne blokady oraz wzór dokumentu potwierdzającego jej kalibrację – z uwzględnieniem dostępności rynkowej tych urządzeń oraz zapewnienia bezpieczeństwa uczestników ruchu drogowego.
– Projekty rozporządzeń dotyczące wymagań technicznych dla blokady alkoholowej zostały skierowane do konsultacji publicznych i uzgodnień międzyresortowych – zapewnia Piotr Popa, rzecznik prasowy Ministerstwa Infrastruktury i Rozwoju.
Te mogą jednak trochę potrwać, bo resort będzie konsultował projekt z 39 podmiotami (instytutami naukowymi i branżą motoryzacyjną), a te mogą zgłaszać do niego uwagi. Tak samo zresztą jak inne ministerstwa. Do tego projekt przewiduje jeszcze 14-dniowe vacatio legis.
– Trzeba liczyć na to, że jeszcze mało osób wie o możliwości wystąpienia z wnioskiem o zgodę na jazdę z blokadą alkoholową. Może do czasu, jak takie pisma zaczną do nas masowo spływać, przepisy wykonawcze zostaną już przygotowane – słyszymy w wydziale wykonawczym jednego z sądów rejonowych.

Stracona okazja

Na korzyść ministerstwa działa też fakt, że po uzyskaniu pozytywnej decyzji sądu kierowca będzie musiał na nowo zdać egzamin na prawo jazdy, co też trochę trwa. Kluczową kwestią jest i to, jakim zainteresowaniem będą cieszyły się blokady. Ministerstwo Infrastruktury szacuje, że będzie chciało z nich skorzystać jedynie 10 proc. ogółu kierowców, którzy co roku tracą licencje za jazdę w stanie nietrzeźwości (czyli ok. 7 tys. rocznie). Urządzenie nie będzie bowiem tanie, a zapłacić muszą sami zainteresowani. Średni koszt, według resortu, wyniesie 5 tys. zł. Do tego trzeba doliczyć ok. 500 zł za montaż i 200 zł za kalibrację.
– Głównym celem wprowadzenia blokad alkoholowych jest lepsza kontrola tych kierowców, którzy decydują się na jazdę samochodem po spożyciu alkoholu. Jednocześnie – i to jest duża zaleta tego rozwiązania – instalacja blokady nie ogranicza możliwości korzystania z samochodu – mówi Ilona Buttler z Instytutu Transportu Samochodowego, która zwraca uwagę, że opublikowany projekt rozporządzenia dotyczy jedynie technicznych spraw montażu blokad w samochodach.
– A to może nie wystarczyć, by efektywnie wykorzystać potencjał tkwiący w tym rozwiązaniu – podkreśla.
Współczesne blokady alkoholowe rejestrują w pamięci wszystkie próby użycia tego urządzenia. Wiadomo więc, kiedy kierowca próbował uruchomić pojazd po wypiciu alkoholu i przy jakim stężeniu, czy próbował uszkodzić lub oszukać urządzenie, jak często korzystał z danego pojazdu.
Tego typu informacje mogłyby być następnie wykorzystywane przy planowaniu kolejnych rozwiązań prewencyjnych. Można więc np. ustalić, że kierowca, który przez pierwszy rok stosowania blokady zachowuje się nienagannie (a można to sprawdzić), mógłby wystąpić z wnioskiem o skrócenie okresu instalacji urządzenia w pojeździe, natomiast ten, który próbował złamać przepisy, musiałby liczyć się z szybką i dotkliwą reakcją służb.
– Rozwiązanie przyjęte przez Sejm niestety pozbawia nas tych możliwości, nie przewidziano bowiem żadnego systemu wykorzystania danych rejestrowanych przez te urządzenia. Blokady alkoholowe stosowane są już w wielu krajach. Tam, gdzie wdrożenie tego rozwiązania zostało dobrze przygotowane (np. w Holandii czy Finlandii), widać konkretne efekty. Mam ogromną nadzieję, że Polska skorzysta z doświadczeń tych krajów – komentuje Ilona Buttler.