Nie wszystkie miejscowości zrobiły dobry interes na rejestratorach prędkości. Teraz próbują się ich pozbyć
Choć z reguły samorządowe fotoradary kojarzone są z maszynkami do zarabiania pieniędzy, to jednak nie brakuje gmin, które doświadczenia mają zupełnie odwrotne. Dla części z nich jest to wręcz problem, z którym nie potrafią sobie poradzić.
Taki kłopot mają teraz niespełna 20-tysięczne Słubice. Od kilku miesięcy gmina próbuje pozbyć się fotoradaru, który kilka lat wcześniej kupiła za ok. 60 tys. zł. Burmistrz Tomasz Ciszewicz pod koniec zeszłego roku stwierdził, że rejestrator przynosi więcej strat niż korzyści. – Mieliśmy przychód na poziomie 70 tys. zł rocznie, a koszty związane z obsługą, egzekucją grzywien i procesami sądami wynosiły ponad 150 tys. zł – podlicza. Jednak pozbycie się urządzenia nie jest wcale takie proste. – Ja nie mogę go wystawić na sprzedaż. Sprawdziliśmy przepisy i niestety nie istnieje coś takiego jak wtórny handel fotoradarami, bo nie jest to towar jak każdy inny. Urządzenie jest sprawne, ma zastrzeżone oprogramowanie, dysk twardy, którego nie można ot tak sobie wyczyścić – twierdzi burmistrz. Dodaje, że inne gminy nie są zbyt chętne do przejęcia urządzenia, bo to wiąże się z koniecznością uzyskiwania przez samorząd kosztownych certyfikatów, by fotoradar mógł działać legalnie. Co w takim razie zrobić z uciążliwym balastem? – Zamierzam oddać go na aukcję Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy – zapowiada Tomasz Ciszewicz.
Z kolei władze Czerska podjęły próbę sprzedaży swojego fotoradaru. To efekt likwidacji tamtejszej straży miejskiej, czyli spełnienia wyborczej obietnicy nowej pani burmistrz. O tutejszych strażnikach zrobiło się głośno w ubiegłym roku, gdy uparcie próbowali wlepić mandat za przekroczoną prędkość pojazdowi wiezionemu na lawecie. Po likwidacji tej formacji gmina rozpisała przetarg na sprzedaż czteroletniego fotoradaru wraz z notebookiem i oprogramowaniem (urząd zapewnia, że ich stan jest bardzo dobry). Początkowo samorząd domagał się 81 tys. zł, ale nie było chętnych. Rozpisano więc kolejny przetarg, tym razem z dużo niższą ceną. – Teraz cena wywoławcza wynosi 61 tys. zł. Otwarcie ofert nastąpi 15 maja – poinformował nas Bogdan Danecki z urzędu miejskiego.
Strażnicy z Wodzisławia Śląskiego doszli natomiast do wniosku, że najwyższa pora pozbyć się mobilnego fotoradaru zamontowanego w fordzie mondeo. – Z urządzenia korzystaliśmy prawie przez dziesięć lat, jakość działania pozostawiała wiele do życzenia. Nie opłacało się go naprawiać. Poza tym jest nas tylko 17, mamy wiele innych zadań do wykonania – wyjaśnia komendant Janusz Lipiński. Przyznaje, że w jego gminie nikt nawet nie podjął się próby sprzedaży rejestratora. Został po prostu zdemontowany i schowany do szafy. Samo auto jeździ do dziś. Na decyzję o pozbyciu się urządzenia miały też wpływ zmieniające się przepisy. Od 2012 r. straż miejska może dokonywać kontroli prędkości tylko na oznakowanych odcinkach dróg. W dodatku czas i miejsce kontroli trzeba uzgodnić z komendą policji, a samochód, z którego dokonywany jest pomiar, nie może być w ruchu. Odbiło się to na statystykach – jak podał regionalny portal Nowiny.pl, w 2012 r. ujawniono 659 przekroczeń prędkości, w 2013 – 178, a przez osiem miesięcy 2014 r. – tylko 84.
Takie motywy pozbywania się przez gminy fotoradarów mogą zdumiewać. – Jeśli faktycznie chodzi o bezpieczeństwo, a nie aspekt fiskalny, to te urządzenia powinny tam stać niezależnie od tego, czy generują koszty – powiedział nam jeden z inspektorów transportu drogowego.