Media, poza tymi branżowymi, wymiarem sprawiedliwości się zainteresują, gdy pijany sędzia wypadnie przez okno, a inny potraktuje prominentnego polityka o znanym nazwisku ostrzej, niż chciała prokuratura. Szatnię w sądzie, którego na oczy nie widziały, mają w nosie. Potrzebują sensownego komentarza - pisze Ewa Szadkowska.

Ale w sumie to po co rzecznik sądów, przecież są rzecznicy w terenie, którzy lepiej znają poszczególne sprawy i orzeczenia? – zapytała mnie koleżanka z redakcji, gdy w poniedziałek rano zaczęłyśmy dyskutować o krystalizującym się na linii Krajowa Rada Sądownictwa – Ministerstwo Sprawiedliwości pomyśle stworzenia takiej funkcji. I trochę w żartach doszłyśmy do wniosku, że rzecznik prasowy sądów jest potrzebny, bo trudno o wszystko pytać sędziego Macieja Strączyńskiego. Prezes Iustitii czuje media, potrafi im na gorąco sprzedać zgrabną „setkę”, ale nawet on czasem musi wyłączyć telefon, bo jego podstawową rolą jest jednak orzekanie.
Odpowiedź już całkiem serio nasunęła mi się sama, gdy parę godzin później w świat poszła informacja o skazaniu (na razie nieprawomocnie) na karę więzienia byłego szefa Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Sędzia wydający wyrok jeszcze nie skończył wygłaszać uzasadnienia, gdy politycy zaczęli prześcigać się w komentarzach. Ci z Prawa i Sprawiedliwości grzmieli o politycznych motywach i „akcie w kampanii wyborczej”, sugerując, że wyrok zapadł na zlecenie rządzącej partii. W tym kontekście obrona sądu w wykonaniu przedstawicieli Platformy Obywatelskiej przypominała sytuację, w której o cnotliwości kobiety oskarżonej o wiarołomstwo najgorliwiej zapewnia domniemany kochanek. A sędziowie? Milczeli, jak zwykle.
I tu widzę pole do popisu dla rzecznika prasowego sądów. Bo decyzji, postanowień i wyroków, które nawet dla zdroworozsądkowego i nieulegającego demagogii polityków obywatela są co najmniej frapujące, nie brakuje. Potrzebny jest ktoś, kto szybko, przekonująco, a przede wszystkim jasno wytłumaczy, co się stało. Jasno, gdyż większość dziennikarzy (nie mówiąc o czytelnikach) to nie są ludzie, którzy pół życia spędzili na wycieraniu sądowych korytarzy.
Tych ostatnich jest garstka, dlatego pytanie przedstawicieli mediów w ankiecie mającej pomóc usprawnić ich komunikację z sądami (sama niedawno taką ankietę wypełniałam), czy przychodząc na rozprawę mieli dostęp do internetu i szatni, jest pomysłem nieco chybionym. Media, poza tymi branżowymi, wymiarem sprawiedliwości się zainteresują, gdy pijany sędzia wypadnie przez okno (to news z ostatnich tygodni), a inny potraktuje prominentnego polityka o znanym nazwisku ostrzej, niż chciała prokuratura. Szatnię w sądzie, którego na oczy nie widziały, mają w nosie. Potrzebują sensownego komentarza...
I jeszcze jedno. Kilkakrotnie usłyszałam w poniedziałek pełne oburzenia głosy (oczywiście polityków), że sąd jest niezawisły i nie będzie się dostosowywał do kalendarza wyborczego. A może dla własnego dobra powinien wziąć go pod uwagę? Sprawa afery gruntowej ciągnęła się ponad siedem lat. Dodatkowy miesiąc raczej nie zrobiłby różnicy.