Spóźnić się na rozprawę zdarza się każdemu pełnomocnikowi czy obrońcy. Chodzi jednak o to, by nie stało się to regułą. Można bowiem stworzyć niekorzystną sytuację dla siebie i klienta, a w skrajnych przypadkach zainteresować rzecznika dyscyplinarnego.

Spóźnia się czasem każdy. Justin Bieber spóźnił się dwie godziny na swój koncert w Londynie, Radosław Sikorski - na początku swojego urzędowania jako marszałek Sejmu - spóźnił się na obrady 20 min, Barack Obama spóźnił się 25 min podczas swojej polskiej wizyty na uroczystą kolację do Pałacu Prezydenckiego. I spóźniają się też prawnicy na rozprawy.

Logistyka rozpaczy

- Niestety, zdarzyło mi się spóźnić na rozprawę - przyznaje radca prawny Michał Paprocki z Kancelarii Radcowskiej Chmaj i Wspólnicy. I tłumaczy czemu: - Mimo, że zaplanowałem podróż do sądu w innym mieście z dużym zapasem czasu na nieprzewidziane okoliczności, to wypadek na drodze i brak jakiegokolwiek objazdu uniemożliwiły mi dotarcie na miejsce na czas. Trafnie kiedyś zauważył polski aforysta Wojciech Bartoszewski: "Nie wierzcie zegarom – czas wymyślił je dla zabawy".

Dr Tomasz Niedziński, radca prawny, rzecznik dyscyplinarny Okręgowej Izby Radców Prawnych w Warszawie też przyznaje, że zdarzają się pełnomocnikom spóźnienia na rozprawy. Dodaje, że nie jest to powszechne zjawisko. Jest to spowodowane najczęściej tym, że pełnomocnicy mają kilka rozpraw wyznaczonych w ciągu dnia w sądach położnych w różnych lokalizacjach i logistycznie nie zawsze się udaje dotrzeć na czas. - Warszawa to komunikacyjny Armageddon, sądy porozrzucane są po całym mieście, ulice i mosty są niedrożne, brak jest miejsc parkingowych, a kierowcy nie potrafią jeździć w sposób, który optymalizowałby ruch - mówi adwokat Radosław Baszuk, wiceprezes Wyższego Sądu Dyscyplinarnego Adwokatury. I dodaje: - Mimo to, rzadko spóźniam się na rozprawy. Z latami adwokat wykonujący praktykę sądową wypracowuje w sobie kolejny zmysł, taką logistykę rozpaczy, która pozwala przetrwać dzień bez wpadki. Zaznacza, że problem powstaje wtedy, gdy spóźnianie się jest regułą, a punktualność wyjątkiem.

Telefon ratunkowy

I tak w sytuacji, gdy prawnikowi nie uda się dotrzeć na czas do sądu, powinien poinformować o tym sąd za pośrednictwem sekretariatu danego wydziału. - Ale to nie wystarczy. Niezbędne jest również poinformowanie o tym naszego klienta, a nawet przeciwnika - wskazuje mec. Paprocki. I tłumaczy dalej, że to ważne co najmniej z dwóch powodów. Po pierwsze, kultura osobista oraz szacunek do sądu oraz stron postępowania i kultura współpracy, wymaga bezzwłocznego poinformowania o spóźnieniu oraz prawdopodobnej porze przybycia. Po drugie, to ważne, aby taka informacja formalnie dotarła do sędziego. Taka informacja zostanie najczęściej odnotowana w formie notatki służbowej. Sędzia, poinformowany o tym, będzie mógł dokonać zmian w kolejności rozpoznawanych spraw, poczekać i wezwać strony później, będzie mógł podjąć decyzje dotyczące prowadzenia rozprawy lub jej odroczenia. -Taka notatka może być dla nas podstawą do wniosków procesowych w przyszłości - wyjaśnia mec. Paprocki.

Podobnie postępuje mec. Niedziński. - Dzwonię do klienta, który ma być na rozprawie, aby również poinformował sąd o spóźnieniu - dodaje.

- Powiadomić o spóźnieniu albo prawdopodobnym spóźnieniu warto zawsze. Sekretariat, kolegę występującego w tej samej sprawie, klienta, kogokolwiek, kto przekaże informację sędziemu. To zawsze pomaga, łagodzi sytuację - proponuje mec. Baszuk.

Sędzia Bartłomiej Przymusiński, rzecznik prasowy Stowarzyszenia Sędziów Polskich Iustitia mówi, że w takiej sytuacji prawnik przede wszystkim powinien usprawiedliwić, chociaż telefonicznie- spóźnienie, w przeciwnym razie ryzykuje, że posiedzenie się odbędzie bez jego udziału. - Z reguły sędzia potrafi odróżnić kiedy jest to jedynie gra na zwłokę, a kiedy rzeczywiście obiektywne trudności - przestrzega.

Reakcja sądu

Kto późno przychodzi, sam sobie szkodzi? - Do takiej sytuacji nigdy nie powinniśmy dopuścić. Jeżeli jednak, jakimś cudem, tak się już stanie, należy przekonać sąd o konieczności powtórzenia, czy uzupełnienia dowodu. Należy podjąć działania w celu naprawienia zaistniałej sytuacji. I pamiętać, że gdy sąd przystąpił do merytorycznego rozpoznania sprawy, której jednak ostatecznie nie rozstrzygnął na tym posiedzeniu, negatywne skutki, naruszenia praw procesowych, mogą być usunięte na następnych rozprawach - zaznacza mec. Paprocki.

Mec. Baszuk zwraca uwagę, że wszystko zależy od postawy adwokata i umiejętności wybrnięcia z niekorzystnej sytuacji. - Za wyjątkiem czynności ze swej istoty niepowtarzalnych, każdą inną można przeprowadzić ponownie. Rzecz w tym, by przekonać sędziego, że zasługujemy na tę życzliwość, a interes procesowy naszego klienta oraz wzgląd na prawidłowość orzekania wymagają powtórzenia czynności - tłumaczy. I dodaje, że chciałby aby sędziowie podchodzili do przypadkowych, incydentalnych spóźnień ze zrozumieniem realiów pracy adwokatów. Zwłaszcza ci, którzy sami w tej kwestii nie są bezgrzeszni, a przecież są i tacy.

- Tak jest najczęściej, choć zdarzają się reakcje nieadekwatne do skali problemu. W wypadku obrońcy czy pełnomocnika mającego regularne problemy z dotarciem na czas do sądu, dopuszczam możliwość ostrzejszej reprymendy - mówi mec. Baszuk.

I przyznaje, że zna sędziów cechujących się bezwzględną punktualnością, którzy potrafią przekazać adwokatowi swoje niezadowolenie z faktu spóźnienia w sposób naprawdę zapadający głęboko w pamięć.

Ale sędzia Przymusiński do takich nie należy i podchodzi do problemu ze zrozumieniem. - Jeśli sąd ma wcześniej informację o spóźnieniu, to jeżeli nie jest ono duże, to uważam, że należy wywołać sprawę i zarządzić przerwę na 10-15 minut. Przy dużym spóźnieniu spowodowanym np. zepsutym samochodem w trasie, starałbym się przesunąć sprawę na koniec dnia, ale jednak odbyć rozprawę w tym dniu. To jednak zależy też od stanowiska drugiej strony - mówi sędzia Przymusiński.

I dodaje, że nigdy nie miał takiej sytuacji, aby zawiadomić o przypadku spóźnionego prawnika jego samorząd zawodowy. Rzadko też za to zdarzają się postępowania dyscyplinarne.

- Za spóźnianie bardzo rzadko są wszczynane postępowania dyscyplinarne, częściej zdarzają się zawiadomienia sądów o nieobecności pełnomocników na rozprawie. Kwestia odpowiedzialności dyscyplinarnej za nieobecność na rozprawie jest jednak uzależniona od indywidualnej, konkretnej sytuacji i zbadania, co było przyczyną nieobecności - tłumaczy mec. Niedziński.

- To nie jest tak, że świat codziennych, powtarzalnych, nierzadko złożonych relacji pomiędzy osobami funkcjonującymi w najszerzej rozumianym wymiarze sprawiedliwości musimy zawsze opisywać w kategorii potencjalnej odpowiedzialności dyscyplinarnej. Nie szukajmy jej tam, gdzie w zupełności wystarczy zwykłe „przepraszam” w połączeniu z odrobiną życzliwości i zrozumienia - pointuje mec. Baszuk.